Granie w gry planszowe nie jest łatwe, szczególnie wtedy, gdy ma się dzieci. Te starsze potrafią już się sobą zająć, te młodsze wymagają dużej uwagi. Jednak są takie momenty, że bez względu na wiek i jedne, i drugie będą nudzić, że im się… nudzi. Wtedy trzeba zakasać rękawy, uruchomić głowę i pomóc dzieciom dobrze zagospodarować czas.
Jednak co zrobić, gdy akurat przyjaciele zawitali na umówione spotkanie albo chcesz w cywilizowany sposób dokopać połowicy za ostatnią porażkę w jakąś tam grę, rozkładasz planszę, rozstawiasz żetony, karty, znaczniki, a tu nagle dziecię wpada na pomysł nudzenia się? Marzyłeś o byciu taktykiem, strategiem, ekonomistą czy logikiem? No cóż…
W sumie nie ma się o co martwić. Rozwiązań jest bardzo wiele. Telefon do dziadków, cioć, niań bywa bardzo pomocny. Jest też sporo zapchaj-dziur typu telewizor, komputer, skrzynie z zabawkami. Pomaga też uśpienie malucha, szczególnie takiego całkiem małego. Dużemu zaś warto podsunąć jakieś kreatywne zabawki, byle nie zestaw farb do malowania po ścianach. Nie jest źle. Zawsze coś się da wymyślić.
Inna scenka z życia wzięta przyszła mi na myśl. Planujesz wydatki na gry planszowe. Takie dla dużych dzieci, takie dla Ciebie. Lista życzeń jest ogromna, zamiast się kurczyć po każdym zakupie, rozszerza się jak wszechświat. Decydujesz się na kilka pierwszych pozycji na tej liście, ale sumienie Cię gryzie, że tyle wydasz na swoje hobby, więc dla dzieci też coś trzeba. Co można dla nich kupić w sklepie z planszówkami? Wątpisz, by kolejna gra je ucieszyła, w końcu to na razie Twoje hobby. Kalkulujesz koszt przesyłki i zostajesz jednak na zakupie w tym samym sklepie. Czy znajdziesz coś co nie jest planszówką, maskotką Chibithulhu, ani kolejnymi puzzlami z Wiedźminem? Ha, łamigłówkę kupisz. Okazuje się, że SmartGamesy już masz, ThinkFuny też. Ręce Ci opadają, załamujesz się.
Czym zająć dzieci, by się nie nudziły? Co im kupić, by wilk był syty i owca cała? Mam jeden pomysł. Bardzo, bardzo fajny. Zabawki konstrukcyjne Koontz. Tylko jest pewne zagrożenie. Gdy wręczysz je dziecku, pewnie sam z nim siądziesz i będziesz się bawił. Plansza na stole poczeka, choć goście już niechętnie. A co tam!
Jest ich kilka rodzajów do wyboru, o różnym poziomie trudności w montowaniu. Już dla 5-latków nadają się: samochód, kalejdoskop, rozbujany pingwin, spacer po linie; zaś dla 8-latków (ale też i młodszych): zamek szyfrowy, zegar, kołobumerang, karuzela. Poznacie jeden zestaw, będziecie chcieli mieć wszystkie. Nic nie szkodzi, że elementy są zrobione z grubej tektury, a nie metalu, przy montowaniu wykazują trwałość. Choć może nie do końca, bo wiecie, rączki 4latki nie mają jeszcze wyczucia i nawet grubą tekturę potrafią złamać w ciągu 5 minut od rozpakowania pudełka. U mnie się właśnie tak zdarzyło i musiałam odkupić, by zrobić ilustracje do tego tekstu. Rozmontowania trochę się boję, bo to tektura, ale na półce dobrze się prezentują i zabawa z nimi świetna. W zestawach znaleźć można również balon, magnesy, nakrętkę, gumkę recepturkę. W końcu pomysły realizuje się nie tylko samą tekturą. Wszystkie elementy są naprawdę porządnie wykonane, choć czasem nieidealnie. Każda zabawka kreatywna Koontz pokazuje w małej skali konstrukcje, działanie przedmiotów znanych z życia codziennego, tłumaczy zjawiska fizyczne. Wszystko w formie zabawy i własnego doświadczenia. Każde pudełko zawiera zestaw gotowych elementów, instrukcję montażu i rewelacyjny opis zawierający: kilka ciekawostek dotyczących danej konstrukcji, mnóstwo pytań tak sformułowanych, że dziecko z ogromnym zaciekawieniem bada działanie zabawki. Zaglądnij, sprawdź, spróbuj, poszukaj, zbuduj, porównaj i baw się – to zachwycająca forma poznawania świata, nawet w tak małej tekturowej skali. Zabawki Koontz pozwalają na stawianie pierwszych kroków z fizyką. Dzieci poznają co to jest środek ciężkości, siła dośrodkowa, siła bezwładności, ruch harmoniczny, zjawisko odbicia, siła sprężystości, energia, zasada zachowania pędu. Są tu też podstawy mechaniki, działania maszyn, konstrukcji, nabywa się umiejętności czytania schematów. Bardzo ciekawa to szkoła.
Z Koontz czas na pewno nie będzie zmarnowany. Dzieci będą zadowolone, rodzice też. Plansza zakurzona, goście obrażeni. A co tam!
Za polskie wydanie zabawek Koontz odpowiada wydawnictwo Granna. Dziękujemy za przekazanie ich na potrzeby tego felietonu.
A następnym krokiem jest wręczenie maluchowi instrukcji montażu nowej meblościanki z Ikei ;)
Dzieci są dziwne. z jednej strony bawi je wszystko co kolorowe, oryginalne i czego w domu nie mają, a z drugiej absolutnie wszystko im się potrafi znudzić.
Na zajęciach z grami w szkole nawet 11latki po skończonej grze nie szukają kolejnej tylko smarują po tablicy, co mnie doprowadza do szału :)
Ogólne wrażenie jakie wynoszę z zajęć z dziećmi 4-13 lat – szybko i płytko, bez próby zgłębienia możliwości gry. Choć są wyjątki.
u mnie też rysują po tablicy. Ewentualnie układają kolorowe obrazki na planszy do Blokusa lub budują zamek z Jengi :)
A ten Koontz niby fajny, ale jak kupiłem bratankowi 2 zestawy na urodziny (zamiast gry planszowej) to ułożyliśmy je w 10 minut i powędrowały na półkę. Z dobrą grą jest dużo więcej zabawy.
Myślę, że z Koontz zabawa powinna nie tylko polegać na złożeniu i sprawdzeniu jak to działa. Taka forma zajmie faktycznie 10 minut. Koontz to dla mnie ciekawe narzędzie do wprowadzenia w świat fizyki i mechaniki. Trochę wysiłku ze strony np. rodziców i zabawka stanie się ilustracją pewnych zjawisk, nabiera wtedy innej wartości. Sama w dzieciństwie bawiłam się Contructorem (metalowe elementy do skręcania, kątowniki, przekładnie itp.) i do dziś mi zostało zamiłowanie do techniki, a także zachwyt nad Konntz.
Pewnie tak. Po prostu więcej się spodziewałem po tych układankach.