Pewnej nocy ponad 2 lata temu Brent Povis zerwał się z łóżka by na kartce papieru zanotować pomysł na grę. Przesuwający się rząd kart, po którym niczym po lesie gracze będą spacerować w celu zbierania grzybów. Oczywiście do tego potrzebne będzie koszyk i specjalne kijki, grzyby zaś będzie można smażyć (zamieniać na punkty) albo sprzedawać za więcej kijków. Jak się potem okazało z wielu pomysłów jak Brent miał ten okazał się na tyle spójny i ciekawy, iż stał się zarówno jego debiutem jak i pierwszą grą nowo założonego wydawnictwa Two Lanterns Games.
Brent warto wspomnieć jest fanem gier dwuosobowych. Z żoną zagrali setki partii w klaski małżeńskie takie jak Jambo, Jaipur, Mr Jack czy z nieco innych półek Dominion, Tikal. Z czasem zaś postanowił, samemu coś zaprojektować jak i pomyślał, czemu nie spróbować tego samemu wydać. Po wspomnianej nocy miał zarys gry, który w naturalny sposób przybrała kształt prostej dwuosobowej gry karcianej. Zgodnie z zasadą 100 gier, jaką stworzył w swoim wydawnictwie, gra musiała przejść 100 gier testowych. Po nich uznał, że gra nadaje się by pokazać ją światu. O dziwo nie miał dużo kłopotów ze znalezieniem grafika, gdyż takowy znalazł się w okolicy i wyrysował mu piękne karty. By zachęcić do zakupu dodał także ręcznie robione drewnianie kijki oraz dwie plastikowe patelnie. I z takim oto wydaniem udał się na konwenty Orgin i Gecon w 2012.
Debiut okazał się być bardzo udany, gdyż po konwentach szybko się rozszedł pierwszy nakład gry a także przez spory czas był to jeden z gorących tytułów w serwisie BGG. Pewnie dodatkową zachętą był fakt, że w drugim nakładzie kijki i patelnie miały mieć formę zwykły żetonów. Wtedy to również ja zwróciłem uwagę na tą grę i po jakimś czasie skusiłem się na jej zakup.
„Morels” czyli smardze po naszemu to talia kart no i wspomniane kijki wraz z patelniami. Nie powiem, mają one swój urok ale też bez przesady nie jest to wersja deluxe. Co do wykonania po prostu nie mam większych zarzutów. Opis w zawarty w zajawce tekstu to streszczenie praktycznie całej gry. Od strony mechanicznej mamy tu zbieranie zestawów kart, które albo możemy wykorzystać na punkty albo na zwiększenie naszych możliwości w czasie poszukiwań w lesie plus sześć kart specjalnych.W tali zaś mamy 9 rodzajów grzybów o różnej ilości. Oczywiście im mniej grzybów w talii tym więcej warte są one w zestawie. W czasie swojej tury możemy wykonać jedną z pięciu akcji. Potem zaś pierwszą kartę, która została nie wzięta przekładamy do „Ściółki” czy jak to ja nazywam schowka. Na ręku zaś możemy mieć maksymalnie 8 kart.
Podstawowa akcja to zbieranie grzybów. Zbieramy z jednego rzędu kart (Lasu) od prawej strony. Standardowy „zasięg” naszej ręki to dwie pierwsze karty leżące od prawej, niczym grzyby leżące pod naszymi nogami, czyli wybór jednej z dwóch kart. Zasięg ten może być zwiększany przez kijki, jak np. chcemy wziąć czwartą kartę w rzędzie to musimy oddać dwa kijki za dwie karty będące poza naszym standardowym zasięgiem. Bierzemy zawsze po jednej karcie. Po drugie możemy usmażyć grzyby. Do tego potrzebujemy minimum trzy takie same karty. Możemy dorzucić przy odpowiedniej ilości grzybów kartę masła czy cydru co nam zwiększa punkty z zestawu. Po trzecie możemy sprzedać grzyby miejscowym (minimum dwie) i wtedy dostajemy więcej patyków. Po czwarte możemy zagrać kartę patelni. Plastikowa patelnia wystarczy bowiem tylko na pierwsze smażenie, do pozostałych musimy użyć już patelni znalezionych w lesie :-). Ostatnia akcja do wyboru to wzięcie kart ze schowka. W schowku mogą być maksymalnie 4 karty. Tak więc co jakiś czas schowek się samoczynnie czyści.
Z zasad zostały do omówienia jeszcze trzy karty specjalne. Otóż czasami też można wyjść na grzyby nocą i zabrać losową kartę z tali „grzybów nocnych”, gdzie jest po jednej karcie każdego rodzaju. Te karty mają po prostu moc dwóch standardowych kart. Mamy jeszcze kartę koszyka, którą po prostu zagrywamy przed sobą. Każda taka karta wyłożona przed nami zmniejsza nam organicznie liczby kart na ręku o 2. Ostatnia rzecz to Anioł Zagłady. Generalnie to zła rzecz i nie warto jej brać bo ogranicza nam ilość kart na ręku przez liczbę tur, w zależności od ilości „usmażonych” zestawów. Gra kończy się kiedy zostanie wzięta ostatnia karty z Lasu, wtedy podliczamy punkty z usmażonych grzybów i sprawdzamy kto wygrał.
To jak z tym zbieraniem grzybków? Powiem szczerze, że w porządku ale jednak nuta rozczarowania jest. Pierwsza partia to irytacja moja jak i małżonki. A wszystko przez „techniczną” obsługę tej gry. Otóż każda tura gracza powinien kończyć się odkładaniem karty, przesuwaniem całego rzędu w prawo i dokładaniem nowej karty. Niby mało ale generalnie więcej zajmuje to czasu niż sama tura gracza. Na szczeście po lekturze wątków na BGG wiedziałem, że to nie jedyny możliwy wariant obsługi tej gry. Tak więc udało się zaciągnąć połówkę do kolejnej gry no i już było znośnie. Nadal irytująco ale znośnie. Można w końcu było skupić się na grze bardziej niż na przesuwaniu rzędu kart. Inna sprawa, że to nieco wkurzające zajęcie odpowiada za dynamikę tej grę, która napędza napięcie. Otóż między kolejnymi turami spadają ze stołu 2 lub 3 karty, do tego jeśli powiedzmy chce wykonać ruch innych niż branie grzybów z lasu, to praktycznie cały rząd kart jest nowy. Niby część jest w schowku do wzięcia ale ręka się dość szybko „zapycha” tak więc sporo kart znika w schowku, bo nie ma kto ich brać. Planować zatem nie ma co, człowiek tylko się po prostu zastanawia, czy już teraz brać danego grzyba ze stołu czy zaryzykować i może się jakoś ostanie. Czy łapać cydra by zebrać bonus, ale czy tyle kart uda mi się uzbierać? Cały czas trzeba patrzeć co schodzi ze stołu, by nie brać lub trzymać niepotrzebnych rodzajów kart. Z mankamentów gry muszę dodać, iż nie rozumiem idei karty Anioła Zagłady. Teoretycznie mogę sobie wyobrazić sytuacje, że go ktoś bierze razem z kartami w schowku bo tam są cenne brakujące grzyby. Jednak jeśli brak jest kary za karty, które zostały nam w ręku na koniec gry, to wolę sobie odpuścić branie kart z aniołami bo i tak bym musiał coś odrzucić z ręki. W naszych grach po prostu nikt go nie brał. W ten sposób jak dla mnie wydaje się być po prostu zbędny. Na tych kilku aspektach tak naprawdę zasadza się cała gra. Jak widać jest to lekka rozgrywka i co turę człowiek mierzy się z oceną ryzyka, dla jednych to może być za mało dla innych wystarczy.
Moja ocena gry zatem jest zatem średnia. Z jednej strony irytująca obsługa gry, niezrozumiała dla mnie karta Anioła Zagłady i brak możliwości planowania sprawiają, że nie jest to jakiś bardzo dobry tytuł. Z drugiej strony urzekająca grafika, oryginalna tematyka i lekki charakter gry sprawiają, że gra ma coś w sobie. Na pewno nie pobiła klasyków wymienionych powyżej, a także choćby ostatnich małych gier Rosenberga. Ale także wolę ją niż wiele innych gier dwusobowych Kosmosu. Poleciłbym ją zatem osobom, które nie mają dużej kolekcji gier dwuosobowych a szukają coś w stylu np Jaipura. Pozostałe osoby obawiam, że mogą się rozczarować tym tytułem. Ja osobiście jeszcze się nie zdecydowałem czy zostawić na półce czy puszczać w dalszy obieg. Nie łatwo było ją zdobyć tak więc nie tak łatwo mi teraz ją oddać.
Ogólna ocena
(3,5/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Proponuję dla polskiej wersji nazwę „Rydzyki”. Ew. „Rydzyko”, jeśi chcemy świadomych nawiązań i zabaw w skojarzenia ;)
Nie rydze, tylko smardze – widać na obrazku :P
No tak, sorry, już poprawione.