Jeśli prowadzicie lub uczęszczacie na spotkania growe w swojej miejscowości i uważacie, że nieźle Wam idzie, bo na spotkania przychodzą kilkunastoosobowe tłumy, to posłuchajcie, co robią krakowiacy! Marek Mydel, założyciel Cracow Game Initiative, odpowiedział nam na kilka pytań związanych z tą raczej niecodzienną inicjatywą mającą na celu propagowanie planszówkowego hobby.
Na czym polega Wasza inicjatywa i czym różni się od spotkań organizowanych przez inne kluby i stowarzyszenia zrzeszających miłośników gier planszowych?
Inicjatywa opiera się w 100% na grach planszowych i polega na organizowaniu gamesroomów oraz dedykowanych spotkań w różnych, póki co krakowskich, pubach. W każdym z czterech miejsc, z którymi aktualnie współpracujemy, mamy wybrany jeden dzień tygodnia, kiedy większość stolików jest zarezerwowania wyłącznie dla graczy. Ponadto podczas każdego spotkania prezentujemy inny tytuł, zazwyczaj otrzymany w ramach promocji od jednego z wydawnictw lub będący aktualnie „gorącym” tematem planszówkowym. Największa różnica w porównaniu do innych inicjatyw, czy klubów to właśnie miejsce – nie interesują nas spotkania dla zamkniętej grupy zapaleńców gdzieś w czeluściach domu kultury, czy biblioteki, ale miejsca otwarte na dopływ świeżej krwi, gdzie przy piwie lub drinku wkręci się w planszówkowy temat nawet zupełny laik. Ponadto siła wsparcia ze strony polskich i zachodnich wydawnictw pozwoliła nam zgromadzić ponad 100 różnych tytułów w naszych wypożyczalniach, co w moim przekonaniu stanowi bardzo dobry wynik w porównaniu z innymi, podobnymi projektami.
Jak dużo osób zaangażowanych jest na stałe w Waszą działalność, a ilu bardziej lub mniej regularnych graczy można zobaczyć na Waszych spotkaniach?
Na stałe są zaangażowane 3 osoby, ja (Marek Mydel), jako pomysłodawca, osoba pozyskująca sponsorów, planująca wydarzenia i prowadząca w jednym z lokali, Jacek „Darken” Gołębiowski znany w środowisku ze współpracy z wieloma wydawnictwami i opiekujący się kolejnymi dwoma pubami oraz Szymon Szarek ze Sklepu Dragonus, który pomaga nam zapewnić ciągłość spotkań, gdy pozostali mają inne zobowiązania. Ponadto luźniej związane są 2-3 osoby, które również prowadzą wydarzenia. Jeśli spojrzeć w skali tygodnia na spotkania w różnych lokalach przychodzi około 50-60 stałych bywalców i mniej więcej drugie tyle osób pojawiających się rzadziej lub po raz pierwszy.
Czy napotykacie wiele trudności w prowadzeniu spotkań? Jak wygląda współpraca z osobami z zewnątrz i z wydawnictwami?
Na spotkaniach nie mamy praktycznie żadnych problemów. Ludzie są życzliwi i poza gapiami, którzy czasem dowcipnie – w swoim mniemaniu – komentują fascynację dorosłych grami planszowymi właściwie jest jak na konwencie. Osoby, które udostępniają miejsce również są bardzo otwarte i oferują zniżki dla planszówkowiczów, choć oczywiście odnoszą czysto materialne korzyści z obecności kilkudziesięciu osób w „słaby” dzień tygodnia. Sponsorzy są nieocenieni. Dostaliśmy masę gier zarówno od firm polskich, jak i zagranicznych, dzięki czemu udało nam się skompletować imponujące wypożyczalnie, co przy czterech lokalach nie jest prostą sprawą. Szczególne podziękowania należą się tutaj wydawnictwom Rebel, Granna, Egmont, Bard i Portal, od których regularnie otrzymujemy gry, ale wiele mniejszych oficyn również przysyła nam swoje tytuły, co jest o tyle ważne, że stanowi to dla nich większe wyzwanie niż dla dużych producentów.
Skąd w ogóle pomysł na taką formę? Nie prościej byłoby organizować się prywatnie, w jednym miejscu lub domowym zaciszu?
Wszystko zaczęło się od prośby znajomego barmana o rozkręcenie atmosfery w lokalu i ściągnięcie nowych klientów. Wybraliśmy wspólnie dzień i wrzuciliśmy do wypożyczalni własne gry, nie myśląc nawet o żadnej większej inicjatywie. Potem gry przeniosły się w inne miejsce, a ja zdecydowałem wykorzystać swoje kontakty z różnymi polskimi wydawnictwami i zachęcić do zasponsorowania projektu. Ani się obejrzałem jak minął rok, ludzi zaczęło przychodzić naprawdę dużo i wszystko zaczęło się nakręcać niemal samo. A ponieważ zaczęliśmy od spotkania organizowanego przy pubie, postanowiliśmy trzymać się tej formuły przy rozbudowie spotkań. W domu spotykać się może każdy, a celem inicjatywy jest propagowanie idei planszówek, dlatego puby i kawiarnie wydają się być idealną platformą, znacznie lepszą niż konwenty często z gruntu przeznaczone dla fanów.
Czy odzew graczy sprostał Waszym oczekiwaniom, czy jednak przyszłość planszówek kieruje się w inną stronę?
Jak najbardziej sprostał. W ciągu tych dwóch lat i kilkudziesięciu spotkań zdarzyło się wielokrotnie, że przychodziło ponad 70 osób w jedno miejsce – rekordem są 93 osoby, a na spotkaniu, gdy pojawiło się tylu gości, było jak na imprezie techno (zwłaszcza pod kątem zapachu ;-)! Na temat przyszłości planszówek wolę się nie wypowiadać, ale w moim przekonaniu w Polsce jest jeszcze wiele do zrobienia. Wciąż z zazdrością patrzę na sytuację w Niemczech wierząc, że my również mamy potencjał stać się narodem tak aktywnym planszówkowo.
Planszówki to „na oko” hobby bardziej męskie niż damskie. Czy patrząc na frekwencje w krakowskich pubach, możecie tę hipotezę potwierdzić, czy raczej obalić?
Stanowczo mogę ją obalić. Na spotkania przychodzi bardzo dużo kobiet i chociaż nie ośmielę się powiedzieć, że więcej, niż mężczyzn, na pewno jest ich porównywalna liczba, co łatwo sprawdzić oglądając zdjęcia na naszej stronie facebookowej.
Ostatnie pytanie: dlaczego przyjęliście angielską nazwę? (Nie jest to bynajmniej zarzut, tylko ciekawość. Tak jak do dziś nie wiem, dlaczego GamesFanatic nazywa się jak się nazywa).
Miało to bezpośredni związek z poszerzeniem się naszej grupy sponsorów o wydawnictwa z innych krajów. Na targach Spiel w Essen w 2012 roku udało mi się przekonać do inicjatywy kilka firm, między innymi francuskie Iello, rosyjskie Hobby World, czy amerykańskie AEG. Gdy już dostałem gry od nich pomyślałem, że chyba czas stworzyć coś większego niż jeden lokal i kilka ulotek. Dlatego z pomocą żony zaprojektowałem logo, założyłem fanpage i zdecydowałem się poszerzyć liczbę miejsc, gdzie można spotkać współpracujących z nami ludzi, korzystając z propozycji kilku menedżerów pubów zachęconych sukcesem Artefaktu, naszej pierwotnej bazy. Jednocześnie pragnąc zadbać również o nowych sponsorów wybrałem angielską nazwę dla projektu, by zwiększyć zasięg inicjatywy i mieć dobry punkt wyjścia na przyszłość. Tak naprawdę dopiero wyjazd na Spiel i świetny odzew ludzi, którzy kompletnie mnie nie znali, zmotywował mnie do stworzenia Cracow Game Initiative w jej obecnej formie.
Bardzo dziękuję za wywiad i OBY TAK DALEJ!
Jeśli chcecie zobaczyć, z jakim rozmachem prowadzone są spotkania – zapraszamy na profil CGI na Facebooku (skąd pochodzą prezentowane zdjęcia).
Od prawie pięciu lat uczęszczam na spotkania Gramajdy w pubie, otwartym dla wszystkich, gdzie prawie na każdym spotkaniu widzę nowe twarze wśród ponad 30, a bywało, że 70 osób. Oczywiście nie wszyscy zostają, ale spora część wsiąka, a nowi ciągle przychodzą. Reklamujemy spotkania gdzie się da, włącznie z imprezami „casualowymi” w szkołach czy domach kultury.
I, co najważniejsze, myślę, że nie tylko my tak robimy. Wiele innych grup ma takie samo podejście.
Natomiast z powyższego artykułu dowiedziałem się, że nasze spotkania są „dla zamkniętej grupy zapaleńców”, a „propagowanie planszówkowego hobby” jest „niecodzienną inicjatywą”.
WTF?
Cóż mogę powiedzieć, we Wrocławiu od dawna jest podobnie.
Mogę tylko dodać:
WTF +1
Niecodzienność polega na tym, że o ile dana grupa zazwyczaj spotyka się w jednym miejscu, o tyle ta grupa organizuje spotkania w czterech miejscówkach. Jeśli jest taka grupa we Wrocławiu, to też chętnie z nimi porozmawiam!
Natomiast: „dla zamkniętej grupy zapaleńców” zostały przez pana Marka nazwane spotkania „w czeluściach domu kultury, czy biblioteki”. A o ile mi wiadomo pub nie podpada ani pod jedno, ani pod drugie.
Ja dodam tylko, że miło czytać, że hobby się rozwija, a i bardzo fajny jest pomysł polegający na ścisłej współpracy z zagranicznymi wydawcami :)
Sądzę, że „czuluście domu kultury” to niepotrzebnie konfliktowa aluzja do innego krakowskiego adresu – Strychu. Mało przyjemna Marku skoro stali zapaleńcy z owego domu kultury regularnie zasilają sobą, swoimi grami i składkami pubowe imprezy grupy CGI. Co widać nawet porównując zdjęcia ilustrujące oba artykuły.
Nijak też Strych dla zamkniętej grupy nie jest, nowe twarze i tam przychodzą, nawet takie planszówkowo zielone. I zawsze im starzy bywalcy miejsce i towarzystwo przy stoliku znajdują.
Co napisawszy dołączam wyrazy uznania za świetną pracę Marka i CGI, z której sam chętnie korzystam.
W Szczecinie gramy od 2007 w różnych miejscach i dla różnych ludzi – nic nowego, gramy w pubach, szkołach, sklepach dla 20 , 30 i kilkuset osób, na konwentach i imprezach, sami organizujemy lub współorganizujemy. Gramy po kilka spotkań w miesiącu – tylko media związane z grami jakoś tego nie zauważają. Żeby się z jakąś informacją przebić trzeba mieć szczęście.
Może Kraków jest za duży i jakieś strychy czy inne poddasza trudno jest odnaleźć? A taki prowincjonalny i mały Szczecin, gdzie wszędzie jest blisko, nie potrzebuje reklamować miejsc spotkań planszówkowiczów :)
Chętnie poreklamujemy i Szczecin i inne miejscowości. Po prostu w pierwszej serii poszły prośby o współpracę w sprawie tekstu do kilku naprawde przypadkowych miejscówek (a z całej serii urodziły się tylko dwa artykuly), w drugiej serii pójdą propozycje do innych.
@elRojo – jeśli chcecie opowiedzieć o Waszej dzialalnosci, to chetnie to opublikujemy. Nie czekajac na owa druga serie, odezwij sie na priv, jesli jestes zainteresowany napisaniem tekstu / wywiadem :)