Kiedy biorę do ręki pudełko od Days of Wonder, dwie rzeczy graniczą niemal z pewnością, a jedna – dużo ważniejsza – pozostaje zawsze niewiadomą. Pewne jest to, że gra będzie wydana przepięknie, na najwyższym możliwym poziomie. Pewne jest też to, że będzie mniej lub bardziej wpisywać się w kategorię lekkich gier rodzinnych. Żadnej pewności nie ma natomiast co do jakości samej rozgrywki. Czy najnowszemu dziełu Amerykanów bliżej jest do genialnej prostoty Small Worlda, czy może wtórnego i piekielnie nudnego Cargo Noir? Odpowiedź na te pytania znajdziecie poniżej.
Relic Runners. Jedno spojrzenie na ilustrację pudełkową i wszyscy wielbiciele Indiany Jonesa pewnie zacierają rączki. Zanim jednak popędzicie do sklepów, pozwólcie, że trochę utemperuje Wasze zapędy. Wbrew temu, co widzimy na okładce, wbrew kwiecistym opisom – Relic Runners, to nie gra przygodowa. Nie będzie bujania się na lianach, nie będzie walki ze złymi Faszystami, ani ucieczki przed tygrysem czy krokodylem, żaden wąż nas też nie ukąsi i żadna panna nie zostanie uratowana. Będziemy za to dużo i daleko biegać, pospiesznie eksplorując pobliskie świątynie w poszukiwaniu cennych artefaktów – a wszystko to w mocno familijnej grze , podlanej nieco logiczno-eurogrowym sosem.
RÓG OBFITOŚCI
Plansza Relic Runners nie robi może wielkiego wrażenia – to zwyczajnie sieć punktów połączonych piaszczystymi drogami. Ciekawiej robi się podczas rozkładania gry, kiedy na tychże punktach losowo układamy kafle świątyń. Te występują w 3 rozmiarach i układane jeden na drugim tworzyć będą piramidy. Takich piramido-świątyń są w grze 3 rodzaje. Każdy z nich cechuje się nieco innym rodzajem bonusów jakie otrzymamy za eksplorowanie ich poszczególnych etapów. Niektóre z nich dawać nam będą dodatkowe punkty, inne nakłonią nas do nieco bardziej długofalowych działań obdarowując punktami po wypełnieniu odpowiednich warunków na końcu gry, a jeszcze inne pozwolą nam rozwijać nasze postacie czy też dadzą inne korzyści, w postaci choćby racji żywnościowych. Oprócz świątyń, na planszy – w ten sam sposób – układamy tez ruiny pozwalające nam układać kolorowe belki i, tym samym, oznaczać „nasze” fragmenty ścieżek. To z kolei, stanowi kluczowy element rozgrywki, o którym nieco więcej opowiem za chwilę. Przeglądając zawartość pudełka, oprócz tony wszelkiego rodzaju żetonów, waszej uwadze na pewno nie umkną genialne, plastikowe figurki artefaktów – każda jest inna i każda przypisana do innego koloru świątyni, ale wszystkie są błyszczące i kolorowe – czyli dokładnie takie, jakich spodziewać by się można w opuszczonych kompleksach świątynnych, nieprawdaż? Jeśli miałbym do czegokolwiek się przyczepić, to byłyby to elementy w kolorach graczy, które odstają poziomem wykonania od wspomnianych wyżej elementów i niestety bliżej im do „klasycznie” pojmowanej jakości spod znaku „Made in China”. Szkoda, bo mogło być idealnie…
GENIUSZ W PROSTOCIE
Ok, tyle o zawartości, która – z jednym wyjątkiem – wykonana jest na bardzo wysokim poziomie. A rozgrywka ? Ta jest bardzo prosta i opiera się na naprzemiennym wykonywaniu kilku ruchów przez graczy. W swojej kolejce można przede wszystkim się poruszyć. Nasza postać może przejść jeden fragment drogi za darmo, a jeśli z tym fragmentem łączy się jakiś inny, na którym mamy już wyłożoną wcześniej belkę w swoim kolorze – liczymy to wciąż jako jeden ruch. Dlatego też tak istotne jest budowanie jak najdłuższych fragmentów drogi, gdyż umożliwi nam to przemieszczenie się na znaczne odległości w jednej turze. Oprócz tego – po wylądowaniu na polu świątyni bądź ruin, możemy je eksplorować wydając jedną rację żywnością. Eksploracja taka wiąże się z otrzymaniem pewnych bonusów i ściągnięciem kafelka ze świątyni. Ruiny po eksploracji pozwalają nam natomiast dołożyć kolejną belkę na jednej z odchodzących od nich ścieżek. Kiedy uda nam się usunąć ostatni kafel świątyni, na jego miejscu pojawia się odpowiedni artefakt. Jeśli będziemy potrafili w jednym ruchu przemieścić się z pola, na którym znajduje się artefakt danego typu, do innego pola z takim samym artefaktem, to możemy go sobie zabrać i dostajemy dwa razy tyle punktów, jak długa była przebyta w tym ruchu droga. I takie właśnie zbieranie artefaktów stanowi klucz całej gry oraz najważniejsze źródło punktów zwycięstwa. I to tak naprawdę tyle – biegamy po planszy, eksplorujemy, zbieramy bonusy, artefakty, uzupełniamy żywność w obozie i tyle. Dodatkowo przemierzając szlaki wodne otrzymujemy też możliwość ulepszenia umiejętności jakimi dysponują nasze postacie, wśród których znaleźć można m.in. zdolność przestawiania już umieszczonych na planszy belek czy dodatkowe racje żywnościowe. Gra kończy się po zdobyciu określonej liczby artefaktów, wówczas to podliczamy zdobyte dotąd punkty oraz końcowe bonusy i wyłoniony zostaje zwycięzca.
MIŁA NIESPODZIANKA
Mając opisać Relic Runner jednym słowem, skłaniałbym się chyba ku przymiotnikowi „przyjemny”. Bo taka to właśnie jest gra – przyjemna. Ani innowacyjna, ani genialna, ale solidna i zwyczajnie fajna. Przyjemnie się gra, przyjemnie jest na nią popatrzeć i przyjemnie jest sobie delikatnie pogłówkować nad tym gdzie daną belkę położyć żeby później łatwiej nam było zbierać artefakty. Bo – mimo swojego typowo „rodzinnego” charakteru – Relic Runners, to gra w której trzeba będzie nieco wysilić szare komórki. Trzeba przede wszystkim zorientować się w rozstawie świątyń na planszy, przyjrzeć ich rodzajom i od samego początku tak planować budowane „trasy”, żeby później jak najszybciej i najefektywniej zbierać z planszy artefakty, kiedy wszystkie świątynie zostaną już przetrząśnięte. Dodatkowo dochodzi tutaj konieczność kontrolowania zapasów żywności i wkalkulowania ich uzupełniania w nasz plan. W Relic Runner oprócz odpowiedniego planowania liczy się także czas. Artefaktów nie jest zbyt wiele, a przy większej liczbie graczy trzeba będzie bardzo uważać, żeby te, które sobie upatrzyliśmy nie padły zbyt wcześnie łupem innych poszukiwaczy. Jest to tym bardziej utrudnione, że tak naprawdę nie mamy możliwości przeszkadzania przeciwnikowi. Naszym jedynym atutem będzie więc układanie szybszych tras i takie ustawianie się w trakcie gry, żeby mieć łatwiejszy dostęp do znajdujących się na planszy błyskotek.
Osobiście usiadłem do Relic Runners bez żadnych oczekiwań czy wydumanych nadziei i muszę przyznać, że niezwykle pozytywnie się zaskoczyłem. Mimo swojej familijności jest to gra, która dostarczy solidnej, szybkiej i emocjonującej rozrywki także tym nieco bardziej doświadczonym adeptom planszówkowego rzemiosła. Konieczność kontroli gry na kilku płaszczyznach, spora taktyczność rozgrywki, konieczność kalkulowania i wybierania najbardziej efektywnych rozwiązań czyni z niej naprawdę ciekawą propozycję z kategorii „rodzinna +”. Grę cechuje też spora regrywalność, gdyż rozkład i rodzaj poszczególnych segmentów świątyń w każdej grze może być zupełnie inny, a zmieniając ich liczbę oraz liczbę artefaktów potrzebnych do zakończenia gry bardzo łatwo dostosować można rozgrywkę na potrzeby zmieniającej się liczby graczy. Skalowanie jest bowiem kolejną mocna strona Relic Runners, która to gra – niezależnie od liczby uczestników – dostarczy wam równie emocjonującej rozrywki, choć zaznaczyć muszę, że w 2 osoby gra się zupełnie inaczej niż w 5. Czym mniejsza liczba uczestników „wyścigu”, tym naturalnie więcej mamy czasu na planowanie i wprowadzanie naszych założeń w życie. Wraz ze wzrostem konkurencji, czas ten ulega sporemu skróceniu, a gra nabiera rumieńców nieco innego rodzaju.
Podsumowując, jeśli szukacie dobrej, solidnej gry familijnej, która stanowić będzie wyzwanie także dla nieco bardziej doświadczonych graczy, jeśli lubicie lekkie euro-gry podlane klimatycznym sosem i odrobiną losowości, a dodatkowo pasuje Wam (nieco „doklejony”) awanturniczy temat wyścigu po błyskotki, to niczego lepszego na rynku nie znajdziecie. Ze swojej strony gorąco polecam dać grze szansę. Klasykiem na miarę – wydanego w tej samej „stajni”- Wsiąść do Pociągu zapewne się nie stanie, ale wcale nie oznacza to, że jest słabszą grą – wręcz przeciwnie!
Na plus:
- Prosta, lekka i przyjemna
- Przepięknie wydana
- Mimo prostoty, zadowalająca liczba wyborów w każdej turze
- Szybka i emocjonująca
Na minus:
- Część elementów nieco odstaje jakością
Kamieniak (8/10): Totalne zaskoczenie! Oczywiście po Days of Wonder spodziewałem się znakomitego wykonania i solidnej rozgrywki, ale nie sądziłem, że lekka rodzinna gra może być zarówno przyjemna, jaki i wymagająca. Relic Runners to jeden z tych magicznych tytułów, przy których bawić mogą się całe rodziny niezależnie od wieku. To szaleńcza pogoń za skarbami w niecałą godzinę, a co najważniejsze przy całej swej kolorowej otoczce wymaga na prawdę sporo kombinowania. Polecam wszystkim!
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.