Targi w Essen to nie tylko oczekiwane premiery uznanych projektantów i liczne eurogry średniej ciężkości. To także, a patrząc na liczbę – przede wszystkim, mnóstwo/ogrom/całe zatrzęsienie małych, krótkich i niszowych gierek z wydawnictw, o których nigdy wcześniej nie słyszeliście. Zwykle Wasz (i mój) wzrok prześlizguje się po nich gładko, nie rejestrując w ogóle ich istnienia. Cały wór takich produkcji przywiózł z targów gamesfanatikowy RedNacz, by następnie – tonem nieznoszącym sprzeciwu – rozdysponować je redaktorom i współpracownikom do recenzji. Mimo szemrań i półgębkiem wypowiadanych protestów, wiara karnie przystąpiła do pracy. Cóż, jak wszyscy, to wszyscy – wziąłem więc i ja na warsztat pudełko o enigmatycznej nazwie Kipp X (autor: Torsten Marold). A że jest to zręcznościowa gierka klocuszkowa, zestawiłem ją z dobrze wszystkim znaną Villą Paletti. Tak dla większej przejrzystości opinii.
Villa Paletti (wyd. Piatnik) to bardzo lubiana w moim gronie towarzyska gra, w której liczy się zręczność, zimna krew, ale także intuicja (lub wiedza) w określaniu środka ciężkości konstrukcji budowlanej. Konstrukcją ową jest wieża, której kolejne piętra dobudowujemy, zabierając filary spod niższych kondygnacji. Tym sprytnym sposobem nasza chybotliwa konstrukcja pnie się w górę, by ostatecznie, ku uciesze zebranych, z łoskotem spaść na stół. Są tam oczywiście jakieś zasady określające wygraną, ale tak naprawdę zwycięstwo zawsze jakoś tak naturalnie schodziło na drugi, a nawet na trzeci plan, i nikomu zupełnie to nie przeszkadzało. Liczyła się radocha płynąca z zawalenia się wieży – tym większa, im wyższa była nasza budowla. Villa Paletti zasługuje zatem bardziej na miano ‘zabawy towarzyskiej’, niż ‘gry’ w pełnym tego słowa znaczeniu.
Odwrotnie Kipp X – tutaj można precyzyjnie określić zwycięzcę, a dzięki premiowaniu złośliwych zagrań, rozgrywka przebiega w atmosferze pełnej rywalizacji. Zasady są równie proste, jak w VP: oto każdy dysponuje własnym zestawem klocuszków, których należy się jak najszybciej pozbyć (ustawić na drewnianym krzyżaku), by wygrać. W swojej kolejce ustawić na krzyżu MUSIMY przynajmniej jeden klocek. Podstawowa zasada – można to robić tylko na wiszących w powietrzu ramionach. Jeśli krzyż ‘gibnie się’ pod wpływem nowego, zwiększonego ciężaru – nasza kolejka się kończy, a dodatkowo pozbierać musimy wszystkie klocki, które ewentualnie po owym ‘gibnięciu’ spadły. Jeśli nic takiego się nie wydarzyło (krzyż pozostał w niezmienionej pozycji), wówczas mamy możliwość dokładania kolejnych klocków (de facto – ciężarków) lub powiedzenia ‘pas’ i przekazania kolejki następnemu graczowi. Żeby nie było zbyt prosto – bloczki są oczywiście różnej wielkości i wagi.
Do dyspozycji mamy ciężkie czerwone kloce, zestaw średniej wielkości i wagi elementów niebieskich i żółtych, wreszcie lekkie jak piórko zielone, używane do delikatnych obciążeń lub utrudniania sytuacji przeciwnikom, jako niezbyt stabilna podstawa pod kolejne bloczki. Wszystkie elementy drewniane zostały bardzo starannie wykonane.
Zręczni i złośliwi
Choć obie gry zatrudniają naszą zręczność i zdolności manualne, Villa Paletti w tej mierze stawia poprzeczkę wyżej niż Kipp X. Operując metalowym hakiem lub wspomagając się palcami, musimy wykazać się precyzją chirurga, wyciągając kolejne podpórki z chybotliwej wieży. Błąd czy niezdarność skutkować może zawaleniem całej budowli i końcem rozgrywki. Wiele razy widziałem, jak gracze milkną, z zapartym tchem obserwując ryzykowne poczynania innych i wewnętrznie kuląc się w oczekiwaniu na rumor, wywołany upadkiem całej konstrukcji. No właśnie – tak naprawdę podczas rozgrywki w Villa Paletti rozrywają nas sprzeczne uczucia: i chcemy, żeby nastąpił efektowny collapse, i jednocześnie nie chcemy, mając nadzieję na zbudowanie jeszcze wyższej, jeszcze bardziej ryzykownej konstrukcji. Niejednokrotnie wspólnie naradzamy się, który filar można bezpiecznie usunąć i w jaki sposób, za nic mając rzekomą rywalizację o zwycięstwo.
W Kipp X te uczucia są natomiast jednoznaczne: klocuszkowi konstrukcja ma się rozsypać! Oczywiście nie nam, tylko przeciwnikowi, bo wówczas te upadłe bloczki zabiera on do własnego zasobu, zmniejszając swoje szanse na zwycięstwo! W cenie jest zatem nie tyle czysta zręczność (delikatne ustawianie bloczków jest stosunkowo łatwe), ile dokładne oszacowanie rozkładu obciążeń poszczególnych ramion krzyża i precyzyjne wybranie miejsca na postawienie własnych ciężarków. Tu już nam nikt nie pomoże – każdy gra dla siebie i na własne konto.
Szacowanie obciążeń poszczególnych ramion w teorii jest proste – wystarczy policzyć klocki w poszczególnych kolorach. Ja osobiście miałem jednak trudności z przewidzeniem reakcji krzyża na kolejne elementy (stąd pewnie seria porażek…). Szczególnie istotne jest to w przypadku zagrań złośliwych. Polegają one na ryzykownym układaniu klocków tak, aby – po dołożeniu przez przeciwnika obowiązkowego elementu – cała konstrukcja wahnęła się i klocki spadły, powiększając jego zasób (a nam – przy okazji – odciążając ramiona krzyża i dając możliwość zupełnie bezpiecznego ustawienia własnych bloczków). Trzeba zatem przygotować całą sytuację w ten sposób, by nawet jeden lekki, zielony element przeważył szalę. Łatwiej uzyskać taki efekt w grze wieloosobowej (więcej szans na zawalenie niż przy dwóch graczach), za to przy dwóch graczach jest o tyle ciekawiej, że… łatwo wpaść we własne sidła! Wystarczy, że nie doszacowaliśmy masy obciążenia, przeciwnik dołożył obowiązkowy klocek i powiedział ‘Pas!’ (a krzyżak się nie wahnął), i kolejka wraca do nas… Reasumując – architektoniczne pułapki obmyśla się (i wychodzi się z nich) całkiem interesująco. To dobry element Kipp X.
Ocena
Hm. Jasnym jest, że Kipp X żadnym wybitnym dziełem nie jest, ale też i nie startuje w wyścigu do planszówkowego panteonu sławy. Ot, gierka, jakich w sumie wiele, acz sprytna i przyjemna całkiem. Na uwagę zasługuje świetne wykonanie drewnianych elementów. Łącznie z Villą Paletti, Kipp X stworzy całkiem niezły zestaw… do budowania dla dziecka, jeśli ktoś ma. A jeśli nie ma, może odkryć wewnętrzne dziecko w sobie :)
Porównując z Villą Paletti należy zauważyć, że rozgrywka w Kipp X wywołuje emocje innego rodzaju (i jakby nieco mniejsze…), co wynika z zabawowego charakteru Villi, podkreślonego spektakularnym zakończeniem. O ile VP to bardzo fajna party-game, Kipp X sytuowałbym raczej w kategorii przyjemnego filierka. Angażuje zręczność, angażuje szare komórki (ale w inny sposób, niż normalne planszówki), odpręża, pozwala się troszkę ‘powyzłośliwiać’.
Oceniając Kipp X z czysto planszówkowego punktu widzenia, to…. Szczerze powiem – sam jestem całkiem pozytywnie zaskoczony. Grało się przyjemnie, choć poszczególne partie były do siebie w miarę podobne, a walka toczyła się w tych samych miejscach drewnianego krzyża. Krótki czas rozgrywki (10-15 min) powoduje, że można machnąć i ze dwie-trzy partyjki pod rząd. Waham się między oceną 6 lub 7, ale wspomniane ‘pozytywne zaskoczenie’ jednak przeważa. Kipp X otrzymuje zatem ocenę 7/10. Jeśli ten tytuł pojawi się w którymś z polskich sklepów, a lubicie podobne zabawy, warto się nim zainteresować.
Plusy:
+ zajmuje niewiele miejsca
+ dokładnie wykonane drewniane elementy
+ dobre skalowanie
+ premiuje złośliwe zagrania (choć nie są one łatwe do wykonania)
+ bardziej gra, niż zabawa (porównując z VP)
Minusy:
– jako gra jednak prościutka
– rozgrywki przebiegają podobnie do siebie
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.