Recenzent to ma klawe życie (no i wyżywienie klawe). Ma ciągły kontakt z nowymi, ciekawymi grami, czasem je nawet za darmo dostaje, a jeszcze może się tym pochwalić i dać publicznie upust swoim emocjom po zapoznaniu się z takim tytułem. Ogrywa największe perełki wydawnicze, kolejne dzieła znanych autorów albo świetnie zapowiadające się, mające pozytywne opinie debiutanckie produkcje. Czasem jednak zdarzy się tak, że w ręce recenzenta trafi coś, o czym nigdy wcześniej nie słyszał. Zdarza się – nikt nie jest wszechwiedzący. Chcąc natychmiast nadrobić karygodne zaległości, recenzent rzuca się w objęcia sieci, by sprawdzić, kto grę stworzył, jaki jest jego dotychczasowy dorobek, co piszą o niej na BGG. Nic. Cisza. Wpis na BGG owszem, znajduje, ale brak jakichkolwiek recenzji, pytań czy wrażeń. W głowie recenzenta pojawia się równocześnie niepokój, bo przecież nie może być tak, że w sieci nie ma o czymś informacji, coś takiego nie może istnieć, ale pojawia się też nadzieja – może będę tym pierwszym, który odkryje nieznany nikomu diament i podzieli się tym odkryciem ze światem.
Jak to bywa z irracjonalnymi nadziejami, rzeczywistość weryfikuje je nader szybko.
„Social Network”, bo tak zwie się potencjalna perełka, jest jedyną zarejestrowaną na BGG grą projektanta Briana Gomeza. Wydało ją łotewskie wydawnictwo Brain Games specjalizujące się w rozpowszechnianiu gier planszowych w republikach nadbałtyckich. Za oprawę graficzną odpowiada studio Ascetic – i patrząc przez pryzmat wykonania „Social Network” jest to nazwa jak najbardziej adekwatna. Niewielkie pudełko wygląda niezbyt pięknie, ale jeszcze dość interesująco, ozdobione jest symbolami, które każda osoba mająca jakiekolwiek kontakty z Internetem w aspekcie społecznościowym natychmiast rozpozna. Jest „facebookowy” kciuk, „twitterowy” ptaszek, a nawet coś podobnego do słynnego „Grumpy Cata”. W środku prócz instrukcji (w dziewięciu (!) językach, niestety bez polskiego) znajdziemy jedynie sześć talii kart, po jednej dla każdego potencjalnego uczestnika zabawy, bo to gra dla maksymalnie sześciu osób. Talie są w raczej nieciekawych kolorach, z nieciekawymi rewersami i bardzo nieciekawymi (ascetycznymi?) ilustracjami.
W każdej z talii znajdziemy dokładnie cztery rodzaje kart (plus dwie karty specjalne). Większość stanowić będą „lajki”, poza nimi są też „galerie”, „konkursy” i „quizy”. Jak więc można się już domyślić, faktycznie w grze będziemy tworzyli swój profil w portalu społecznościowym. I to w czasie rzeczywistym! Wszak w dzisiejszych świecie bycie na bieżąco wymaga niezłego refleksu.
Tasujemy więc swoją talię, na rękę dociągamy pięć kart i zaczynamy. Jako że gra toczy się w czasie rzeczywistym, w dowolnym momencie możemy dociągać karty, jeśli mamy ich na ręce mniej niż pięć. Możemy też dowolną ich liczbę położyć z powrotem na spodzie swojej talii. Przede wszystkim jednak chcemy tworzyć swój profil, czyli kłaść karty na odsłonięty stos przed sobą. Naszym celem jest jak najszybsze pozbycie się kart ze stosu i z ręki, a równocześnie zbudowanie jak najbogatszego profilu. Tak się jednak niefortunnie składa, że najliczniejszych kart, czyli „lajków”, zagrać na własny profil nie wolno (nie lajkujemy sami siebie) – te trafiać będą na profile naszych konkurentów pod warunkiem, że oni z kolei zagrają odpowiednią kartę. Tą kartą jest „galeria” – umieszczenie takiej w swoim profilu należy ogłosić wszystkim graczom, a wtedy każdy może rzucić na nią jednego swojego „lajka”, co zrobić powinien, bo inaczej się go nie pozbędzie. Inną kartą, którą można umieścić w swoim profilu, jest „konkurs”. Określamy wtedy jakieś zadanie, a gracz, który pierwszy je wykona, może odrzucić na swój profil jedną dowolną kartę – my jesteśmy nagradzani w identyczny sposób. Co więcej – konkurs nie wstrzymuje gry. Przeciwnie jest z ostatnim rodzajem karty – „quizem”, który działa odrobinę w duchu „Dixita”. Rozgrywka na moment jest pauzowana, zagrywający quiz musi zadać jakieś pytanie, a następnie za pomocą jednej z dwóch specjalnych kart („prawda” lub „fałsz”) określić potajemnie prawidłową odpowiedź. Pozostali gracze również wybierają jedną z odpowiedzi – kto trafił we właściwą, ten może pozbyć się jednej karty. Tak samo prowadzący – chyba, że wszyscy odgadli prawidłowo, wtedy jest jedynym nienagrodzonym.
Rozgrywka kończy się w momencie, gdy jeden z graczy pozbędzie się kart z talii i z ręki. Wynikami poszczególnych uczestników jest liczba kart w ich profilu minus karty, których nie zdołali się pozbyć.
Jak widać gra jest prosta i niezbyt innowacyjna, czym jednak zasłużyła sobie na ocenę, którą po spojrzeniu na końcówkę tej recenzji ujrzycie? Ano po kolei.
Po pierwsze w grze brakuje podstawowego elementu gry, czyli podejmowania decyzji. Jeśli mamy na ręce „galerię” – zagrywamy ją, bo zależy nam na „lajkach” innych. Jeżeli ktoś zagrał „galerię” – dorzucamy się do niej, bo inaczej nie pozbędziemy się własnych „lajków”. Jeżeli zagrywamy „konkurs” nasze zadanie powinno być jak najprostsze, bo jeśli nikt go nie rozwiąże, to sami też nie uzyskamy z niego korzyści, a jeśli będzie rozwiązywał długo, to przez ten czas będziemy zablokowani z zagrywaniem kolejnych kart. Wreszcie gdy gramy „quiz” nie ma żadnego powodu, żeby zadawać sensowne pytanie albo samemu odpowiadać na nie poprawnie, bo i tak zależy nam tylko na tym, żeby jak najmniej osób odpowiedziało tak, jak my.
Po drugie gra nie umożliwia jakiejkolwiek kontroli tego, co się dzieje na stole. Błyskawicznie przewijamy swoją talię, co sekundę czy dwie ktoś krzyczy „galeria!”, więc dorzucamy się do niego by pozbyć się jak najsprawniej „lajków”, nie ma żadnego sposobu, żeby obserwować, co robią w tym czasie pozostali uczestnicy. Nie mówię tu o przypadkach oszukiwania, bo z oszustami po prostu się nie gra, ale o zwykłych pomyłkach których nie da się zweryfikować czy o tak abstrakcyjnych pomysłach jak sprawdzenie, co robią inni i jak im idzie. Nie ma jak popisać się dobrym zagraniem, czy to sprytem, czy refleksem, bo ani nie ma gdzie się wykazać, ani też nikt nie ma czasu nas docenić.
Co więcej – jeśli gracze się zagapią w ferworze odrzucania kart albo nie postępują zgodnie z podanym algorytmem i „galerie” nie zapełniają się regularnie odpowiednią liczbą „lajków”, może zdarzyć się tak, że na koniec gry uczestnicy pozostaną z samymi „lajkami” w swoich taliach. I klops, bo nie ma żadnego sposobu, by się ich pozbyć, a tym samym warunek końca gry staje się nieosiągalny.
Osobnym niejako przypadkiem jest wariant dwuosobowy, który… dla odmiany nie dzieje się w czasie rzeczywistym. Gracze wykonują ruchy zwyczajnie na przemian, ruchem może być albo zagranie karty, albo wymiana kart z własnym stosem, albo pas. Co ciekawe – w tym przypadku akurat autor przewidział możliwość „zawieszenia się” algorytmu i załączył zasadę, że po kolejny pasach z obu stron partia się kończy. Również „konkurs” ma więcej sensu, gdyż grający go wyznacza zadanie które powinni wykonać obaj uczestnicy, a nagrodę (odrzucenie karty) uzyskuje ten, który zrobi to lepiej. Dwuosobowy „Social Network” jest grą nudną, bo pozbawioną nawet żywiołowości dostarczanej przez rozgrywkę w czasie rzeczywistym, ale przynajmniej nie sprawia wrażenia kontaktu z produktem cokolwiek zepsutym.
Co począć z grą taką, jak „Social Network”? Być może gdyby potraktować grę całkowicie zabawowo, nie usiłować wygrać, a przyjemność czerpać z wymyślania dziwnych zadań i pytań quizowych, można by odnaleźć w rozgrywce jakieś pozytywy. Ale z drugiej strony – czy do takiej zabawy potrzebujemy nabyć brzydką grę? Bo jako gra nie ma żadnych atutów, ani wizualnych, ani mechanicznych, które dawałyby jej rację bytu na rynku pełnym świetnych pozycji imprezowych.
Przychodzą mi na myśl słowa mojego ulubionego wideorecenzenta gier komputerowych, niejakiego TotalBiscuita, który w jednym ze swoich filmów zadał filozoficzne pytanie: „Why is this game?”. Jaka była myśl przewodnia powstania tej gry poza podpięciem się pod super nośny temat portali społecznościowych oraz tytuł znanego filmu i złapaniu na to nieświadomych nabywców?
Miałem jeszcze jeden problem z „Social Network”. Kolejne grupy testujące po rozegraniu jednego rozdania mniej lub bardziej kategorycznie odmawiały uczestnictwa w dalszej zabawie. Niech ten fakt mówi sam za siebie.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(2/10):
Ogólna ocena
(2/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ledwo da się grać. Nawet się nie zbliżajcie, bo może i nie pogryzie, ale może spowodować nieodwracalne zmiany w korze mózgowej!
Chciałem napisać, że akurat rewersy mi się podobają… ale potem spojrzałem z nieco innej strony i zacząłem mieć nieładne skojarzenia ;P
Może rewersy miały się podobać właśnie ze względu na te skojarzenia?
A wy tylko o du..ch myślicie ;-) Mi się te rewersy tylko z myszką kojarzą, taką od komputera oczywiście :-)
…komputerową oczywiście: http://www.geekologie.com/2010/02/why-mouse-designed-to-look-lik.php :D