Na każdych targach Essen oprócz wielkich tytułów mniej lub bardziej znanych projektantów trafiają się małe gry, które stają się hitem z jakiś względów. Dwa lata temu było Uga Buga!, rok temu opisywany przeze mnie List Miłosny. Słysząc o Pick-a-Polar Bear przed targami zastanawiałem się czy przypadkiem w tym roku to nie będzie właśnie ta gra?
Na tegorocznych targach Essen można było zobaczyć aż trzy odmiany tej gry a mianowicie Pick –a-Dog, Pick-a-Pig i właśnie recenzowany Pic-a-Polar Bear. Jednak poza wyborem bardziej preferowanego zwierzaka ta gra zawiera także dodatkowe warianty o których za chwilę. Autorem gry jest Pan Torsten Landsvogt (autor niezbyt popularnej gry Before the Wind czy Die Gnome von Zavandor) a gra została wydana przez małe wydawnictwo z Hong Kongu czyli Jolly Thinkers. Pierwsza gra zaś z tej serii pojawiła roku temu na Essen i dość szybko się wyprzedała. W tym roku na targach już wydawca się lepiej przygotował więc gra była dostępna przez cały czas.
Miś jaki jest każdy widzi
Gra przynależy do gatunku gier imprezowych, gdzie dobre oko i szybka reakcja są w cenie. W szczegółach polega na tym, iż nasz tytułowy miś polarny występuje na kartach, które mają pięć cech: rozmiar zwierzaka (duży lub mały), z widoczną lub nie prawą łapą, z widocznymi lub nie goglami, z widoczna lub nie puszką z tuńczykiem oraz w scenerii zimowej lub jesiennej. Kart takich mamy prawie 100. Każdy gracz dostaję jedną zasłoniętą kartę. Następnie na stół ląduje 30 kart (5 rzędów po 6 kart). Na umówiony sygnał wszyscy gracze odwracają posiadaną kartę i zaczynają jednocześnie wyszukiwać odpowiednich kart. Przypomina to nieco jedną z zabaw w bardzo popularnej grze Dobble a mianowicie Piekielną wieżę. To znaczy musimy szukać kart takiej samej jak ta, którą mamy przed sobą albo różniące się dokładnie tylko jedną cechą. Tutaj jednak po prostu zabieramy karty na swój stos. Każda karta kładziona jest na wierzch stosu stając się odnośnikiem do wyszukiwania kolejnej karty. Gracze grają tak do momentu, aż ktoś uzna, że na stole nie ma już karty, którą zgodnie z powyższym zasadami może podnieść. Wtedy mówi stop (mając nadzieje, że rzeczywiście nic nie mógł podnieść) i gracze sprawdzają czy tak faktycznie jest. Jeśli tak, to może zetrzeć pot z czoła i dostać ekstra punkt, jeśli nie to niestety traci wszystkie zdobyte karty. Następnie wszystkie pozostałe osoby sprawdzają czy prawidłowo zabierały karty. Nawet jeśli tylko pomiędzy jedną parę kart są dwie różnice to niestety wszystkie karty tracimy. Jeśli nie było pomyłki to każda zdobyta karta jest ciężko zdobytym punktem zwycięstwa. Gramy tak do momentu, aż zabraknie kart w stosie by na początek nowej rundy rozdać je poszczególnym graczom.
Dodatkowo jak wspominałem w tej grze mamy dwie zasady dla zaawansowanych graczy. Pierwsza utrudnia życie zwycięzcy danej rundy. Otóż w kolejnej rundzie nie może on zbierać takich samych kart, czyli każda musi się różnić dokładnie jedną cechą. Dla mnie to zasada obowiązkowa, bo pozwala w bardzo elegancki sposób hamuje nieco lidera, szczególnie jak trafi się jakiś osobnik z wyjątkową spostrzegawczością. Druga zasada wprowadza urozmaicenie w czasie wykładania kart. Otóż pojawiają się karty bonusowe. Na tych kartach są narysowane dwie wybrane cechy. Po jej odsłonięciu gracze liczą ile na stole jest kart z tymi dwoma cechami. Kto pierwszy krzyknie poprawną odpowiedz ten dostaje ekstra 2 punkty. Zła odpowiedz to strata dwóch punktów. Ta zasada różnie się sprawdza i chyba częściej jednak w gronie znajomych była pomijana.
Oprócz tego w Essen można było jeszcze otrzymać trzy karty promo, których zabranie ze stołu zgodnie z zasadami jest premiowane dodatkowymi punktami. Na tych kartach występują bohaterowie dwóch pierwszych gier z serii.
Sprawdzamy misia
Jak przystało na imprezówkę zasady są bardzo proste. Tytuł wpisuje się w kanon gier na spostrzegawczość, gdzie także przyda się szybka koordynacja na linii ręka-oko. Ja osobiście szczególnie po przeczytaniu instrukcji obawiałem się etapu sprawdzania zebranych kart. Że będzie to trwało zbyt długo, że będzie psuło dynamikę gry itd. Na szczęście tak nie jest, bo zazwyczaj gracze zaczynają się bawić w opowiadanie krótkiej historii typu „Miś znalazł puszkę, potem ją zgubił, potem jednak znalazł gogle, dzięki czemu w końcu znalazł swoją prawą rączkę”. Jeśli tylko gracze złapią taką konwencję sprawdzania karto to idzie to sprawnie i jest też przy okazji zabawne. Jeden minus jaki jednak zauważyłem, że bardziej okazjonalni gracze, łatwo zniechęcają się faktem, tracenia za błąd wszystkich kart. Dlatego czasami gram z własną zasadą, że tracimy karty od momentu pierwszego błędu. Gra niby przewidziana jest do 5 osób. Ale spokojnie można zwiększyć liczbę osób grających poprzez dodanie większej liczby kart na stół. W Pick-a-Dog jest sugerowana liczba 49 kart dla 6-8 graczy.
Jednak czy będzie w stanie wyprzeć inne obecne już tytuły na rynku? Raczej nie ale stanowi ciekawą wariację w swej kategorii i zapewne nieco osób się skusi na kupno. Cechą wyróżniającą grę są grafiki na kartach. Narysowane charakterystyczną kreską, wpadają szybko w oko i dodają dodatkowy urok w obcowaniu z tym tytułem. Dla mnie bomba tylko czy wszystkim te grafiki się tam spodobają jak mnie? Pewnie nie i wtedy tytuły o bardziej neutralnych grafikach będą miały większe wzięcie. Od strony mechaniki można powiedzieć, że to ¼ gry Dobble z pewną modyfikacją. Dla mnie jednak różnice są na tyle istotne, że doświadczenie gry jest inne. Dlatego wydaje mi się, że ten tytuł sprawdzi się u osób, które często sięgają po imprezowe tytuły, w tym gry na spostrzegawczość i szukają czegoś na urozmaicenie. U mnie tytuł ten dołączył na półce obok takich tytułów jak Dobble, Schrimp czy Flix Mixa.
Ten miś nie ma czego się wstydzić
Wracając do pytania z nagłówka. Moim zdaniem Pick-a-Polar Bear wpisuje się w tradycją sukcesu małych gier w Essen. Choć nie był to aż tak duży sukces jak List miłosny, ale i tak wydawca jest zadowolony. W sumie na świecie już zostało sprzedanych ponad 40 tysięcy egzemplarzy i kolejne 40 tysięcy jest obecnie w druku.
Co do oceny to wahałem się pomiędzy 8 a 9. Bo mam wrażenie, że z gry da się jeszcze wycisnąć nieco trochę i pójść w kierunku kilku mini zabaw. Problemem jest też intesywne używanie kart w czasie rozgrywek. Siłą rzeczy gra ta będzie miała nieco krótszy żywot niż innego tego typu tytuły. Ale nawet w takim wydaniu jest to jedna z najlepszych pozycji w kategorii gier na spostrzegawczość pod presją czasu. Prosta w wytłumaczeniu, atrakcyjna wizualnie i można w nią pograć w różnym liczbowo gronie. Tak więc póki co zostawiam 8.
Na koniec mały przeciek, bo właściciel wydawnictwa potwierdził mi, że są prowadzone negocjacje, które mogą skończyć się wprowadzeniem polskiej wersji gry. Ciekaw jestem czy np. zostanie wtedy zmieniony bohater gry na jakiś nasze lokalne zwierze. Mi osobiście marzy się Podnieś Łosia. A może macie jakieś swoje typy?? Póki co do rodziny a dołączy Pick-A-Seal, który ma być gotowy już za kilka miesięcy.
Dziękujemy wydawnictwu Jolly Thinkers za przekazani gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Zagrałem raz i od razu dodałem do stowarzyszeniowej listy gier. Od Początku roku zacznie jeździć z nami na zajęcia :)