Zacznijmy prosto z mostu. To nie jest recenzja waszej nowej ulubionej gry. Gorzej. To nie jest recenzja gry, która mogłaby pomarzyć o położeniu na półce obok waszej ulubionej. Choćby przez 5 sekund. Kiedy nigdzie indziej nie ma już miejsca.
Gotowi na solidną dawkę lania literackich pomyj? Ostrą jazdę po kąśliwych metaforach błyskotliwych niczym galeria handlowa po 1 listopada? Niestety.
Jak na nieszczęście, nie jest to też recenzja gry złej. A przynajmniej nie zepsutej.
Om nom nom bowiem to szybka i niezobowiązująca gra (czy raczej biorąc pod uwagę jej złożoność – gierka) karciana, z mechaniką opartą na blefowaniu, czy raczej przewidywaniu ruchów przeciwnika*.
Rozgrywka, która zajmuje nie więcej niż 15-20 minut, trwa trzy rundy. Na początku każdej turlamy 15 kostkami, które następnie rozstawiamy na odpowiednich miejscach na planszach. Na ściankach może nam się trafić warte dwa punkty marchewka, mucha lub ser, lub warte jeden punkt żaba, mysz lub królik. Następnie gracze potajemnie wybierają po jednej z sześciu kart (żaba, mysz, królik, jeż, kot, wilk). Po ich wspólnym odsłonięciu i rozłożeniu na planszach przechodzimy do rozliczenia tury. Uwaga. Teraz krótka acz treściwa lekcja biologii – każdy zjada to co poniżej, chyba że sam jest zjadany przez to co powyżej.Runda kończy się po zgraniu wszystkich 6 kart. Nasze punkty to suma zdobytych kostek (po 1 lub 2 punkty za każdą) i kart (swoich i zjedzonych innych graczy – każda po 1 punkcie). Po zapisaniu wyniku całość powtarzamy w rundzie 2 i 3.
Autorem gry jest niejaki Meelis Looveer. Nie wiem co takiego jest na rzeczy. Czyżby ukochany chomik został zjedzony przez kulawego kota sąsiadów? Przygodna żaba wytrzebiła drogą sercu kolekcję patyczaków? W każdym razie Pan Autor ma wyraźną misję edukowania populacji w kwestii łańcuchów pokarmowych i ogólnie tego, że jedne zwierzaczki zjadają drugie. Jego gra Food Chain z 2009 roku została niedawno wydana przez wydawnictwo G3 (Kto kogo?, czyli łańcuch pokarmowy).
W Om nom nom łańcuchy pokarmowe, choć dość krótkie i na dodatek skonfrontowane z przebiegłością/zachłannością graczy, również stały się głównym tematem gry. Pierwsza tura zagrywania kart jest prawdziwą loterią życia. Wiadomo, że każdy chce zgarnąć lepiej punktowane „ofiary” (marchewka, mucha, ser), jednocześnie nie stając się pożywką (i punktami) dla drapieżników. Zdobycz dzieli się pomiędzy ucztujących – staramy się więc nie tylko nie zostać zjedzonym, lecz także spożyć posiłek w samotności. Wraz z kolejnymi turami wiemy, których kart pozbyli się już przeciwnicy. Możemy minimalnie celniej przewidywać ruchy współgraczy. Emocje na chwilę wędrują więc do góry, po to by ponownie opaść z hukiem w momencie zagrywania przedostatniej karty, gdy dokładnie wiemy co wydarzy się również i po zagraniu ostatniej. Wrażenie chaosu, tudzież niewielkiej kontroli nad zaistniałą sytuacją rośnie wraz z liczbą grających. Przy 3 graczach łatwiej zastanawiać się nad ruchami przeciwników, choć o wygranej i tak prawdopodobnie zadecyduje łut (rzut?) szczęścia a wszelkie decyzje są dość pozorne.
W grę grałam jedynie jako odskocznię pomiędzy poważniejszymi tytułami lub w charakterze tzw. „tomoże” (to może zanim pójdziecie…), wydaję mi się, że dobrze sprawdziłaby się także jako gra dla dzieci (zezwalam na cytowanie tego zdania w formie: „jedynie (…) jako gra dla dzieci”). Porządnie wydana, z sympatycznymi grafikami (prawdziwie makiaweliczny wilk! + nieco obleśny jeżyk), prostymi zasadami i szybką rozgrywką bez dłużyzn zapewne wywoła uśmiechy na twarzach nieco (lub nieco bardziej) podchmielonego już towarzystwa (posiadaczom gry proponuję inną mini rozgrywkę – po ilu głębszych zgromadzeni domagają się kolejnej partii w Om nom nom?). Smacznego!
PLUSY: proste, zgrabne zasady, krótki czas rozgrywki, ładne wykonanie
MINUSY: chaos, pozorne decyzje, brak Ciasteczkowego Potwora
Om Nom Nom, autor: Meelis Looveer
Liczba graczy: 1-6
Czas gry – 20 minut
*Podoba mi się angielskie słówko określające chęć przechytrzenia przeciwnika podczas kombinowania rodem z „ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem” – outthink. Poniżej – na ten temat – jedna z moich ulubionych scen filmowych z jednego z ulubionych filmów.
[youtube U_eZmEiyTo0]
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.
„outhink” -> wolę nazwę „Vizzini effect” :)
Myślę, że grając ze znanymi sobie ludźmi, nie mam mowy o chaosie i szczęściu, bo jest to raczej pojedynek umysłów i rzeczywiście angielskie „outthink” pasuje tu idealnie. Wszystko zależy od towarzystwa niestety, ale przecież chyba nikt nie gra z kimś, z kim nie chce.
Grałem w Essen z autorem. Całkiem sympatyczna gra.
Zgadzam się – w gronie dobrych znajomych, możemy zagrać sobie w tę grę na luzie i mieć frajdę z tego, że udało nam się z lepszym lub gorszym skutkiem „przechytrzyć” (zoutthinkować :P) tego lub tamtego. Jednak patrząc realistycznie (i jak to widać na filmiku ;) ) outthink zwykle do niczego dobrego nie prowadzi. To nie gra logiczna by mówić o jakimś pojedynku umysłów. Ot, pozastanawiamy się – Franek jest zachłanny to się rzuci na muchy, to ja go wtedy jeżem! Ejże, ale przecież on wie, że tak pomyślę, więc… I tak dalej 15 razy. Jest to może zabawne na 2-3 rozgrywki, potem towarzystwo domaga się innych fillerów.
EDIT: czyli w sumie jak z każdą grą – zależy co kto lubi i de gustibus bla bla bla ;) Pozdrawiam!