Robinsona Crusoe, gry autorstwa Ignacego Trzewiczka, nikomu przedstawiać nie trzeba. Świeże podejście to tematu kooperacji, ogromna regrywalność i niezwykły klimat przygody sprawiły, że tytuł ten podbił serca graczy na całym świecie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że obecnie jest to jedna z najbardziej znanych i cenionych polskich gier planszowych. W ogólnoświatowym rankingu gier tematycznych serwisu Board Game Geek Robinson znajduje się na, zaszczytnej, drugiej pozycji. Przy tak ogromnym sukcesie pewne było, że prędzej czy później pojawi się dodatek. I oto jest – Wyprawa H.M.S Beagle. Ale czy Robinson Crusoe w ogóle potrzebował rozszerzenia ? Co ów zmienia ? I ile tych nowinek tak naprawdę jest ? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w poniższym tekście.
Robnison Crusoe to synonim przygody, przygody, której atmosferę i polot w mistrzowski sposób udało przenieść się na planszę, przy okazji czerpiąc jeszcze z opowieści o piratach, wulkanach i kanibalistycznych plemionach. Wszystko razem zmieszane, przyprawione nowatorskimi rozwiązaniami i podane w formie kooperacji, pozwalającej graczom wspólnie rozkoszować się tym daniem. Jak powszechnie wiadomo, dla rozbitków pożywienie to jedna z najistotniejszych kwestii! Zawsze byłem zdania, że Robnison to gra kompletna, wypchana zróżnicowanymi zadaniami, ładnie wydana i odpowiednio trudna. Dlatego też nie bardzo wiedziałem czego spodziewać. Czym autorzy mogli mnie zaskoczyć?
Ładowania pełna skarbów
Jak już wspominałem, pierwsza łajba, prezentowała się pięknie, był to okręt, na którym chciało wyruszyć się w morze i poczuć wiatr na twarzy. Natomiast H.M.S. Beagle budzi wręcz podziw. Scenariusze w dodatku, których jest pięć, nie walają się już luzem po pokładzie. Otrzymujemy je w formie sztywnego notesu, który przetrwa niejeden sztorm. Interesująco wyglądające żetony przedstawiające wysypy i fragmenty pokładu dają przedsmak nowej wyprawy. Dodatkowe plansze prezentujące wnętrza kajut oraz pokłady okrętów pozwalają wierzyć w jeszcze bardziej marynistyczny charakter rozgrywki. W końcu nowe postaci, nowy typ kości i niespotykane wcześniej karty rozwiewają wszelkie wątpliwości. Tego wszystkiego w Robinsonie brakowało, a jakże! Opuścić żagle i cała naprzód!
Jedna opowieść
Najważniejszą rzeczą w H.M.S. Beagle są scenariusze, może nawet nie to jakie są (o tym trochę później), ale fakt że razem tworzą kampanię, którą można rozgrywać jaką jedną wielką przygodę. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy podobne rozwiązanie mu odpowiada, spieszę z wyjaśnieniem, że autorzy przygotowali wariant gry pozwalający cieszyć się każdą wyprawą z osobna. Mimo, że obie formy rozgrywki sprawdzają się doskonale, to jednak dużo bardziej polecam rozgrywanie kampanii. Emocje są znacznie większe, jeśli mamy w pamięci ileż to wysiłku kosztowało nas dojście do momentu, w którym jesteśmy, ileż trudu włożyliśmy w zebranie zasobów, które aktualnie mamy itd. Ponadto pojawia się kolejny ciekawy efekt. Akcja niektórych ze scenariuszy ma miejsce na tej samej mapie co poprzednie. Dzięki temu wiemy dlaczego dane źródło się wyczerpało a jakiś kafelek odwrócił. Co gorsza pamiętamy straszliwe okoliczności w jakich to nastąpiło. Jest to dużo bardziej ciekawe niż budowanie nowej mapy dla następnej części historii, jak często zdarza się w innych grach z opcją kampanii. Przechodzenie ze scenariusza do scenariusza tworzy większy, klimatyczny obrazek, kilku rozdziałową powieść o śmiałkach i ich misji, jeszcze bardziej zwiększający determinację graczy. A właśnie … misja i śmiałkowie. Tym razem nie jest to grupa bezimiennych rozbitków. Rzecz cała dotyczy wyprawy H.M.S. Beagle, czyli statku którym Charles Darwin odbył podróż badawczą, która dała podwaliny jego teorii ewolucji. Zanim jednak przejdziemy do samej rozgrywki jeszcze słowo o komponentach.
Coś dla Darwina, coś dla Robnisona
Dodatek oferuje nam dwie grupy nowości. Jedna przeznaczona jest do zabawy w kampanię, są to scenariusze, specjalne żetony i plansze. Wśród nich znajdziemy też postać Darwina, niejako dodatkowego gracza, o specjalnych umiejętnościach, który będzie nam towarzyszył w trakcie misji z dodatku. Wśród tej grupy wiele elementów ma specjalne zastosowanie w konkretnych tylko miejscach kampanii. Nowa kość k6 to jeden z moich ulubionych elementów. Nigdy dość ładnych i ciekawych kostek. Toteż często przyjdzie jej nam używać. Ciekawość pobudza też pionek w kształcie statku. Darwin nie był przecież uwięziony na wyspie. Druga grupa to komponenty uniwersalne. Te drugie wzbogacają rozgrywkę także w grze podstawowej. Nie mogło oczywiście zabraknąć nowej postaci. W H.M.S Beagle dostajemy, świetnie wpisującą się w narrację gry, postać Misjonarza/Misjonarki. Jej zdolności specjalne pozwalają dosłownie „ustrzec nas od złego” jeśli tylko wydamy kilka żetonów determinacji. Kolejne novum to karty załogi, czyli dodatkowe karty losowane przed rozpoczęciem gry, które zapewniają nam specjalne bonusy i po prostu ułatwiają przetrwanie. Przykładowo Chirurg pozwala leczyć graczy a Papuga wpływa na nasze morale i determinację. Nie ma to jak skrzeczący, pierzasty, kolorowy towarzysz. Wzbogaci się też, i tak już mocno zróżnicowana, talia wydarzeń. Choć należy zaznaczyć, że i tu pojawia się podział na karty przeznaczone na wyprawy Charlesa Darwina i te dla Robinsona.
Dziennik z wyprawy
Przejdźmy teraz do sprawy najważniejszej, czyli nowych scenariuszy. Jak już wspominałem tworzą one kampanię, kilku częściową opowieść o wyprawie badawczej załogi Beagl’a. Z tego też powodu, nie chcąc psuć zabawy szanownym czytelnikom, postaram się nie wchodzić za bardzo w szczegóły każdej z opowieści, skupiając się bardziej na wrażeniach niżeli samej fabule. Po pierwsze, świeżość pomysłów. Jeśli graliście w podstawkę i wydawało Wam się że nic nowego za bardzo już się nie wymyśli to będziecie mile zaskoczeni. Niby mechanizmy, te same. Niby podstawy niezmienione. A jednak wszystko tak zmyślnie poprzekładane, że dziw bierze. Każdy kolejny scenariusz to prawdziwa niespodzianka. Odniosłem wrażenie, że same misje pomiędzy sobą są o wiele bardziej zróżnicowane niż miało to miejsce w Robinsonie Crusoe. W każdym, bez wyjątku, pojawi się jakiś nowy smaczek, który zaskakuje. Niekiedy jest to zupełnie nowy element, którego nie było wcześniej. Pojawia się sporo motywów związanych z naszym okrętem, jak sam tytuł wskazuje, jest opowieść o wyprawie H.M.S Beagle. Innym razem niespodziankę stanowi niespotykany wcześniej pomysł na wykorzystanie rzeczy dobrze już nam znanych. Talia bestii, w niektórych z scenariuszach, będzie służyć do tropieniach, bądź chwytania zwierzyny. Symbole na kafelkach wyspy zyskają zupełnie nowe znaczenie. Niemal każdy element gry podstawowej został w jakiś sposób użyty inaczej. W tym uwaga – sama plansza. Dość powiedzieć, że w akcja nie zawsze będzie się toczyć na wyspie. Jeśli jesteśmy już przy planszach to należałoby wspomnieć, że w czasie rozgrywki przyjdzie nam skorzystać z całego mnóstwa nowych ich rodzajów. Jedną z najładniejszych jest plansza Kajuty Darwina. To na niej zaznaczać będziemy postępy w naszych badaniach przyrodniczych. Tutaj też objawia się druga cecha charakterystyczna nowych scenariuszy, czyli ich fabularne połączenie. Rezultat z jakim zakończymy jedną misję, będzie miał wpływ na to jak zacznie się następna. Niektóre elementy, jak wspominana kajuta, będą się przewijać przez całą opowieść. Dzięki temu świat Robinsona jeszcze bardziej wciąga. Wisienką na torcie jest oczywiście sam Darwin, który wraz z własnym pionkiem, kartą postaci i garścią innych elementów towarzyszy nam w trudach wyprawy niczym najlepszy kompan. Trzecią cechą jest poziom trudności. Co tu dużo mówić, Robinson Crusoe przy Darwinie to amator i majtek pokładowy. Scenariusze w dodatku są naprawdę trudne, jeśli opanowaliście do perfekcji wersję podstawową, H.M.S Beagle bez wątpienia dostarczy Wam nowych, mocnych wrażeń. Z jednej strony to dobrze. Gra kooperacyjna powinna stanowić wyzwanie. Z drugiej zaś, wszelakie pomoce zapewnione przez twórców często są niewystarczające by choćby otrzeć się o zwycięstwo. Jeśli chodzi o poziom trudności Robinson plasował się na samym szczycie listy, dodatek tylko tę pozycję umocnił. Jednocześnie ujawnia się tutaj, jedyny właściwie, zarzut jaki mogę mieć wobec Beagle’a, a jest nim ogromna wręcz losowość. W niejasny sposób jest ona dużo bardziej odczuwalna niż w grze podstawowej. Może jest to spowodowane sposobem skonstruowania scenariuszy, a może nową kością, która nieraz przysparza bólu głowy. Tak czy owak losowości jest sporo i jest bardziej widoczna niż wcześniej. W niektórych ze scenariuszy trochę to przeszkadza, w innych jest tematycznie uzasadnione. Bo czy można przewidzieć gdzie zaniesie nas sztorm? Natura jest nieprzewidywalna, a pięcioletnia wyprawa badawcza to walka z naturą. Nie jest to może zarzut znaczący, mi bynajmniej zmiana zbytnio nie ciążyła, niemniej jednak należało o tym wspomnieć.
Reasumując w Wyprawie H.M.S Beagle’a znajdziecie wszystko to co kochaliście w Robinsonie plus coś jeszcze. To nadal ten sam stary, dobry Robinson, śmiałek na progu wyprawy. Bogato wyposażony, z głową pełną pomysłów i sercem gotowym na przygodę. Oczywiście tym razem jest trudniej, bo i musi być trudniej. Trzon rozgrywki się nie zmienił, ale klimatu dodaje prawdziwa historia Charles’a Darwina w tle, pięknie ułożona w porywającą kampanię. Kolejne scenariusze cieszą pomysłowymi przekrętami dawnych rozwiązań. Na każdym kroku widać pomysłowość twórców, starających się nadać nowego znaczenia dawnym elementom. Jakże mi się spodobało odejście od utartego wcześniej schematu rozbitka. Teraz to wyprawa badawcza, a przed taką stoją zgoła inne zadania. Odkrywanie nowych gatunków, zbieranie próbek, poznawanie obcych kultur. Przyjdzie nam przyjąć inne role. Ale nie łudźcie się, nawet badacze potrzebują pokarmu. Niebezpieczeństw będzie w bród a wzburzone fale oceanu rzucą nas na nieznane wody. O tak, niektóre z nowych elementów są zaskakujące. To jedna z najlepszych rzeczy tego rozszerzenia. Dodanie paru specjalnych kart czy żetonów odmienia nieraz całą zabawę. Same komponenty również cieszą oko. Księga scenariuszy to czysta fanaberia, ale co tam, teraz nie idzie się powstrzymać żeby jej nie poprzeglądać. Oczywiście jeśli ktoś nie przekonał się do Robinsona wcześniej, dodatek nic w tej kwestii nie zmieni, a odczuwalne zwiększenie losowości może nawet sprawę pogorszyć. Jeśli jednak należycie do drugiej grupy, oczarowanej tą wyjątkową grą kooperacyjną, dostaniecie więcej, lepiej i rzecz jasna trudniej. Wtedy po prostu musicie to mieć!
Złożoność gry
(8/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.