Jak wszędzie, także i wśród gier trafiają się takie, które mają pecha. Ciekawy pomysł zostaje ubrany w specyficzne szaty, opracowanie graficzne bywa mylące, promocja spóźniona… W efekcie niezła gra przechodzi niezauważona.
Kilka lat temu panowała powszechna dinomania. Wywołał ją, pełen niesamowitych efektów komputerowych, Park Jurajski S. Spielberga i powstające na całym świecie parki rozrywki związane tematycznie z dinozaurami. Osoby, które mają kontakt z dziećmi (choćby kupując im prezenty) pamiętają zalew dinogadżetów.
Ja również miałem okazję zachwycać się umiejętnością gromadzenia wiedzy na ulubiony temat przez mojego Syna. Pochłonął książki z cyklu Park Jurajski, wiedział niemal wszystko co się dało wyczytać w leksykonach i albumach na temat dinozaurów, zebrał niemałą kolekcję figurek. A wszystko to z własnej pasji kilkulatka!
Naturalnie szukałem niebanalnej gry planszowej o tej tematyce. Uwagę moją przyciągnął Trias, ale nie był łatwy do zdobycia (raz niemal miałem go już w rękach!). Inna gra przyciągnęła moją uwagę – tytułowy Dino Detektive.
Gra dostępna była na niemieckich wyprzedażach (czyżby tak słaba?), z instrukcją tylko po niemiecku… Jednak postanowiłem zaryzykować i kupić prezent dla mojego Skarba.
Z zachowaniem skali, ale poczułem się nieco jak Autor tej gry… W czasie, gdy zainteresowanie dinusiami zaczęło się kończyć, kupiłem Synowi planszówkę, którą wydał Autor pod koniec fali zainteresowania tematem.
Może jednak był to najlepszy moment? Bo gra okazuje się być niebanalna mimo niemal wszystkich elementów maskujących jej właściwą wartość.
Ilustracja na okładce pudełka adresowana jest do młodszych odbiorców. Niezbyt zachęca planszomaniaka. Wielka plansza wywołuje na początku oczopląs, bo cała upstrzona jest skrzyżowanymi kośćmi w dość krzykliwych kolorach. Kości wyglądają jak wprost skopiowane z Jolly Rogera. Do tego kostki k6 z kolorami na ściankach. I mnóstwo żetonów z kawałkami dinozaurów – czyżby zapowiadało się jakieś dinomemo? Na szczęście są jeszcze po trzy figurki dla każdego gracza, jakieś karty (karty ruchu jak się później okaże) oraz dobra garść żetonów punktowych.
Z wielką ulgą przeczytałem zasady, w których nic nie przypomina memo. Gra okazuje się mieć bardzo oryginalne reguły, które wymagają sporo pomyślunku, by osiągnąć dobry wynik. Zdarza się jednak, że grając z najmłodszymi trzeba na bieżąco modyfikować, wręcz wymyślać zasady, by dzieci były uradowane.
Kostki służą do wskazania miejsc – na działkach paleontologicznych – gdzie znajdą się żetony skamieniałości. Zdarza się, w toku rozgrywki, że nasz zespół znajdzie się dalej od cennych działek, ale raczej nie decyduje to o wygranej. Zatem jeden straszak pokonany!
Żetony skamieniałości raz ujawnione są widoczne, aż ktoś je zabierze. Zatem nie jest to memo – w które rzadko kiedy dorosły ma szansę z dzieciakami.
Oczopląsowa plansza zostaje dość szybko zakryta żetonami i już tak nie razi naszego wzroku…
Ale gdzie tu wyzwanie dla planszomaniaka?
Naszym zadaniem jest zebranie kompletnych szkieletów dinozaurów. Poszczególne skamieniałości składają się z dwóch do czterech elementów i często trzeba wybierać, czy zbierać to czego nam w tej chwili brakuje, czy zabrać przeciwnikom cenny fragment. Oj, bywa złośliwie!
Skompletowanie, jako pierwszy, szkieletu danego gatunku daje cenną premię. Każdy pełny zestaw pięciu różnych szkieletów to także specjalna premia. O to także toczy się wyścig!
Jak zdobyć kości? Każdy zespół składa się z badacza, asystenta i psa. Odpowiednie figurki łatwo rozpoznać. Każdy rodzaj figurek ma swoje pole startowe, przez które można przechodzić, ale już na nie nigdy nie wracamy. Do tego nasze pionki nie mogą się spotkać na jednym polu (chociaż mogą się mijać). Zagrywając karty ruchu dowolnie dysponujemy punktami ruchu pomiędzy członkami naszego zespołu. Kart jest tylko cztery, ujawniamy zagrane, zatem trzeba dobrze przemyśleć kolejność, by zachować elastyczność pod koniec rundy.
Badacz jest kluczową postacią naszego zespołu. Zatrzymując się na działce odkrywa wszystkie znajdujące się tam żetony kości. Asystent nie może odkrywać, ale – w odpowiednim momencie – może samodzielnie zbierać skamieliny. Pies może zbierać kości, ale tylko wtedy, gdy na działce jest jakiś człowiek (czyli osoba z konkurencyjnego zespołu). Te unikatowe, ale proste do zapamiętania cechy znacząco wpływają na decyzje o przemieszczaniu naszej ekipy.
Poruszyć badacza, to ujawnić innym wartość działki. Asystent powinien zmierzać do znanych skamieniałości. Psa można łatwo wykluczyć ze zbierania, jeśli zostawimy go samego na jakiejś działce.
Wydaje się, że najlepiej ma gracz ostatni, bo ma przegląd sytuacji… Jednak w tej grze to tak prosto nie działa.
Zbieranie żetonów (po jednym w danej kolejce!) rozpoczyna się nie tylko po wyłożeniu ostatniej karty ruchu. Możemy po prostu spasować i zacząć wcześniej niż inni! To dopiero dylemat… Jeśli zaczniemy szybko, to możemy zdobyć najwartościowsze elementy układanki. Jednak ułatwiamy podjęcie decyzji co do ruchu – a często umożliwiamy działanie – obcych psów. Zbieranie po jednym żetonie w naszej kolejce wymaga sprawnego wyliczenia, ile żetonów możemy zdobyć, które brać pierwsze, na co polują oponenci… Bo zbieramy, aż do opróżnienia odwiedzonych działek z odkrytych kości. A potem kolejna runda, aż skończy się zapas kości do uzupełniania.
To wcale nie są trywialne decyzje i nie zdziwię się, gdy przeczytam gdzieś opinie, że dzieci obdarowane takim prezentem nie znalazły w nim spodziewanej zabawy.
Gra stwarza złudzenie, że jest prościutką familijną zabawą w zbieranie kawałków kości dinozaurów.
Ale przecież autor Dominique Ehrhard, który ma swoim port folio takie tytuły jak: Condottiere, Serenissima, Sylla, Marrakesz, Lascaux (Bumerang) czy MaNiKi udowodnił, że potrafi zaprojektować niebanalną, wręcz bardzo dobrą grę.
Ogromnie jestem ciekaw, czy Dino Detektive jest przykładem gry na zamówienie. A może oryginalna koncepcja na otoczkę fabularną była inna? Tak czy siak, gra w tej szacie sukcesu nie odniosła. Do jej posiadania przyznaje się ledwo pół setki użytkowników BGG, ale oceny są dość jednorodne i raczej dobre.
Czy pojawi się reedycja w innym klimacie? Czy inne tło zachęci graczy do tego tytułu?
Dla mnie jest to przykład świetnej gry z szybkimi turami – gra się zwykle krócej niż godzinę – z niebanalnymi decyzjami oraz niemałą porcją możliwych wzajemnych reakcji. Tury się nie dłużą, bo mamy najwyżej cztery okazje do poruszania. Nie jest to mało, bo największy dystans (po przekątnej) to tylko 7 działek – zatem zwykle niemal wszędzie możemy dotrzeć, przynajmniej na początku rundy.
Obserwacja tego, co już przepadło – premie za nowy szkielet – oraz czego jeszcze potrzebujemy pozwala zdecydować czy już, na szybko, zbieramy cenne kafle, czy może warto poszukać korzystniejszej pozycji dla naszej drużyny.
Zabranie ostatniego brakującego elementu bywa naprawdę frustrujące, a to przecież nie jedyny sposób na wzajemną – naukową – walkę. Inni gracze będą chcieli skorzystać z pracy naszego badacza, podesłać psa do naszych naukowców, ale też przeciwdziałać naszym ruchom.
Co miłe, gra się sympatycznie w każdym składzie. Oczywiście we czwórkę jest więcej zamieszania, mniej można planować, ale właśnie dzięki większemu zagęszczeniu na planszy więcej można zdziałać. Pojedynek jest bardziej wyrafinowany, czasem może przypominać niemal niezależne szukanie najcenniejszych elementów.
Najfajniejsze jest miłe zdziwienie, że tak infantylna – na pozór! – gra jest tak przyjemnym doświadczeniem.
+ proste zasady
+ niebanalne reguły ruchu pionków
+ sporo interakcji
+ ciekawe decyzje do podjęcia
– obiecuje lekką, rodzinną zabawę – jest lepsza!
Pierwotnie tekst miał się ukazać na łamach: http://www.untoldboardgames.pl
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Kilka lat temu? Bliżej dwudziestu…
Wypada zatem za skrót myślowy przeprosić…
„Kilka lat temu panowała powszechna dinomania. […] Osoby, które mają kontakt z dziećmi (choćby kupując im prezenty) pamiętają zalew dinogadżetów.”
Otóż moje Skarby, a najmłodszy dopiero nastolatkiem się staje, właśnie kilka lat temu zafascynowane były dinożarłami…
A faktem jest, że „Wywołał ją, pełen niesamowitych efektów komputerowych, Park Jurajski S. Spielberga i powstające na całym świecie parki rozrywki związane tematycznie z dinozaurami. ” co zdarzyło się dobre 20 lat wstecz.
Cóż, skupiając się na planszówce pozwoliłem sobie na nieco mylący skrót.
Na ubiegłorocznych targach w Essen Trias można było nabyć z wyprzedaży na stoisku Heidelbergera za 5 europapierków :)