Zrecenzujesz? Zrecenzuję! No i dostałem malutkie kwadratowe pudełko. Z ciekawości zajrzałem na BGG i nie ma tam o grze praktycznie niczego. Więc tym bardziej zaintrygowany siadłem do rozgrywki. I wstałem zmieszany, ale nie wstrząśnięty.
Pudełeczko jest ładne i aż prosi się o otwarcie. Duża w tym zasługa grafik – Maciej Szymanowicz wykonał kawał dobrej roboty. W środku jest krótka instrukcja, talia ponumerowanych kolejno od 2 do 45 kart i cztery kafle startowe dla czterech graczy. Wszystko schludne, czytelne i przyjazne użytkownikowi, a instrukcja stworzona została chyba dla Kubusia Puchatka – nie sposób jej nie zrozumieć.
Jak zbudować zamek?
Setup jest banalny – rozkładamy wszystkie 44 karty w zakrytych kupkach w kwadracie 4×4, a każdy z graczy kładzie przed sobą kafel startowy. I tyle. W swoim ruchu gracz odkrywa dowolna kartę i decyduje, czy kładzie ją przed sobą, czy odkłada zakrytą na miejsce (pokazawszy ją przedtem innym graczom). Karty dokładamy w szeregu począwszy od kafla startowego, a każda kolejna musi być wyższa niż poprzednia. Możemy przy tym pominąć dowolnie dużo liczb pomiędzy. Gra kończy się, gdy pierwsza osoba ułoży dziesiątą kartę. W wariancie podstawowym to ona wygrywa, w wariancie zaawansowanym liczone są dodatkowo punkty i zwycięzcą może być ktoś inny.
Istnieje oczywiście sytuacja szczególna, gdy karta jest niższa od ostatniej w szeregu. Nie możemy jej wówczas dołożyć, odkładamy ją na miejsce i tracimy kolejkę. Dodatkowo, gdy karta jest niższa niż wszystkie wyłożone na stole, odrzucamy ją do pudełka.Oczywiście gdy ktoś odłoży niepasującą mu kartę, możemy w swoim ruchu odkryć ją i wyłożyć przed sobą. Czyli warto zwracać uwagę, co odkrywają przeciwnicy.
Z opisu powyżej widać od razu, że gra jest prostą wariacją na temat memory połączoną z szacowaniem prawdopodobieństwa wypadnięcia karta lepszej, niż właśnie odkryta. I tutaj mam największy problem. Memory jest mechaniką skierowaną do najmłodszych, natomiast szacowanie prawdopodobieństwa i liczenie do 45 jest domeną nieco starszych dzieci. Młodsi odpadną podczas liczenia, a starsi zasną z nudów przy podejmowaniu „decyzji”. Więc dla kogo właściwie jest ten tytuł?
Autor chyba rozumiał ten problem, bo w instrukcji znalazł się także wariant zaawansowany. W momencie zakończenia gry punktujemy za liczbę wyłożonych kart oraz za różne symbole umieszczone na kartach, a także ich pary. Zwiększa to nieco stężenie gry w grze, ale nadal większość decyzji jest boleśnie prosta.
Czy budowanie cieszy?
Podsumowując… Chwila! Nie napisałem przecież niczego o temacie gry! Nie napisałem, bo i nie ma specjalnie o czym. Uzasadnieniem wykładania jest budowa muru począwszy od baszty umieszczonej na kaflu startowym. Na niektórych kartach są narysowani rycerze, księżniczki, para królewska, czarnoksiężnik lub armaty (to są właśnie te różne symbole dające punkty). I mimo naprawdę pięknych grafik trudno jest w jakikolwiek sposób poczuć tutaj klimat. Ot, ładna abstrakcyjna karcianka.
Interakcja ogranicza się do brania kart odkrytych wcześniej przez przeciwników, więc na pewno nie jest to pasjans, ale też nie walczymy bezpośrednio ze sobą. Skalowanie to tradycja – w dwie osoby można coś planować, w cztery mamy radosny i niczym nieskrępowany chaos, a kontrola jest pojęciem nieistniejącym.
Czy mi się podobało? Tu dochodzimy do sedna zawartego w tytule. Kilka lat temu Reiner Knizia wydał grę będącą uproszczoną wersją Keltisa – Keltis: De Weg der Steine. Mechanika tamtej jest dość podobna – w swoim ruchu odkrywamy kafelek i albo kładziemy go przed sobą, albo zostawiamy na środku. Układanie kafelków przed sobą odbywa się w kilku kolumnach (kafelki są w czterech kolorach), a dodatkowo obok cyfr są symbole, które pozwalają wykonać dodatkowy ruch albo punktować na koniec. Jednak najważniejsza różnica to fakt, że niewykorzystane kafelki odkładamy na środek ODKRYTE. I właśnie to daje możliwość zagrań taktycznych oraz planowania.
Niby są to niewielkie różnice, ale wpływ na rozgrywkę mają ogromny. W Keltisa grałem kiedyś przez całe wakacje (zarówno z dorosłymi, jak i dziećmi w wieku wczesnoszkolnym) i ani razu się nie nudziłem. O Budowie zamku nie mogę tego niestety powiedzieć. Choć z drugiej strony można wykorzystać tę grę do nauki liczb, układania szeregów liczbowych i tworzenia historii o złych czarnoksiężnikach, ich armatach, księżniczkach i walecznych rycerzach. Może nie do końca taki był zamysł autora, ale w końcu mam przed sobą ładną karciankę, więc jakoś warto ją jednak wykorzystać.
Plusy
- Cała strona graficzna
- Proste i jasne reguły
- Dobrze napisana instrukcja
Minusy
- Nieokreślona grupa docelowa
- Decyzje na poziomie bliskim zera
- Subiektywnie – sporo nudy
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ot, nie mogę powiedzieć, że gra jest zła, ale też nie znajduje w niej niczego takiego, co skłoniłoby mnie, żeby ją polecać, czyli totalny przeciętniak. Sporo istotnych wad wpływających na grywalność. Odczuwalne zalety powodują jednak, że osoby będące fanami gatunku – mogą znaleźć w niej coś dla siebie.
Grałem z dziećmi i się im bardzo podobało. Dla nich czyli targetu zabawa na poziomie przynajmniej 7/10
Gramy od jakiegoś czasu na zajęcia z uczniami klasy podstawowej – dzieci bawią się dobrze a i w gimnazjum nam się zdarzyło – tu za to dużo negatywnej interakcji
Nie wiem na czym polega fenomen tej gry, ale moje dzieciaki ją lubią. 5 i 7 lat :)
Dla rodzica – gra banalna, dla dziecka wciągająca. Ładna grafika. polecam