Wśród wielu rozbudowanych i złożonych gier zawsze miejsce w mojej ludotece znajdzie się na proste, sprytne gry. Szczególnie będą to gry abstrakcyjne oraz karcianki.
Dzięki spotkaniom z innymi graczami na konwentach i bardziej osobistych kontaktach poznaję nowe gry, które proponuje gospodarz albo inicjator rozgrywki. Jakiś czas temu w taki właśnie sposób niezwykle gościnny krakowski kolega Legun zapoznał mnie z grą o swojskiej nazwie Flisacy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to domowa nazwa na samoróbkę gry No, thanks!
Partia, kolejna, znów… Dlaczego o tej grze nic wcześniej nie słyszałem?
Gra okazuje się być dość popularna w świecie – ponad 9.000 osób zarejestrowało ją w swoich zbiorach na BGG – a do tego ma dość wysokie oceny, średnia blisko 7/10 z ponad 8.000 ocen.
Nawet jeśli to podarunek, to zbyt kosztowny
Tak mniej więcej tłumaczy się oryginalny niemiecki tytuł tej gry. Wraz z popularyzacją pojawił się bardziej nośny, krótki – No merci! I właściwie na tym zasadza się kapitalna idea tej karcianki, którą można dość łatwo samemu przygotować.
W grze występują karty o wartościach od 3 do 35 (na koniec są to punkty ujemne). Z nich tajnie odkładamy 9 kart. Każdy z graczy dostaje 11 żetonów, monet czy innych znaczników wartych +1 punkt. Wykładamy kartę i podejmujemy prostą decyzję: wziąć do siebie czy zapłacić żetonem za przekazanie karty (i zgromadzonych na niej znaczników) kolejnemu graczowi.
Niskie nominały kart raczej od razu są zabierane. Te wysokie czekają i dwa, i trzy kółka, aż ktoś się skusi i weźmie kartę razem z monetami. Im mniej monet w ręce, tym trudniejsza decyzja o przekazaniu karty dalej. Wszak następna karta może być równie wysoka!
Smaczku dodaje ważna zasada. Jeśli zgromadzimy karty o kolejnych wartościach (np. 11 i 12 albo 30, 31, 32, 33, 34, 35) to do końcowego wyniku wliczamy tylko najniższą kartę (odpowiednio 11 i 30). Zatem emocje związane z decyzją o podjęciu karty dodatkowo podkręca obserwacja układu zdobyczy u przeciwników. Jeśli ktoś ma prawie pełny sekwens (np. 30, 31, 32 … 34, 35) i brak mu tylko jednej karty (33), to bardzo chętnie weźmie taką kartę. Natomiast zabranie tej karty, mimo że dla nas dotkliwe bardzo boli i przeciwnika.
Z drugiej strony bywa i tak, że licytujemy kartę wysoką (33). Jeśli ktoś ma sąsiednią wartość (34), to może sobie pozwolić na wymuszanie opłat od pozostałych graczy, bo dla nich to jednak kiepska zdobycz. A biorąc taką kartę wraz ze zgromadzonymi żetonami znacząco polepszamy naszą sytuację.
Jednak te odłożone na początku 9 kart powoduje, że wszelkie kalkulacje są ryzykowne. Nie wiadomo czy uda się połączyć dwa ciągi kart. Może lepiej było powiedzieć – nie, dziękuję! – i zapłacić?
Gra, mimo swojej losowości, generuje wielkie emocje. Jeśli je okiełznamy i z zimną głową skalkulujemy szanse, to wygrana może być nasza. Sytuację komplikuje oczywiście ów los oraz nieprzewidywalność zagrań przeciwników.
Oj! jest tu pole do rozmów i negocjacji, przekonywania i wkręcania, straszenia i życzliwego pomagania, aby inni zagrali tak jak chcemy.
Zaprawdę powiadam Wam, mimo że to kolejna karcianka, to ja nie powiem jej – Nie, dziękuję!
Zasady objaśniane w 3 minuty, a radość z grania właściwie bez końca. Thorsten Gimmler, autor tej gry, miał zaiste chwilę autentycznego natchnienia! Ale Aton też mu nieźle się udał…
Jeśli ktoś jeszcze nie poznał, to wystarczy wziąć choćby karty z 6. bierze i dowolne znaczniki i można samemu przekonać się jak świetna jest to gra. Jeśli ktoś ma talent do robienia samoróbek, to jest ich sporo w zasobach plików BGG. A kolega Legun ostatnio chwalił się egzemplarzem z polskimi klubami piłkarskimi, osobliwie z południowej Polski…
Warto dodać, że na BGG jest kilka propozycji wariantów, które dodatkowo urozmaicają rozgrywkę – polecam!
+ prostota zasad
+ wielkie emocje
+ blefowanie i inne metody wpływania na współgraczy
– losowość może dokuczyć.
Pierwotnie tekst miał się ukazać na łamach: http://www.untoldboardgames.pl
Grę Prezencik kupisz w sklepie
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(5/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.