Wielu graczy miewa obawy wobec nowych gier, że kolejne rozgrywki będą powtarzalne. Stąd projektanci wprowadzają różnorodne rozwiązania zwiększające unikatowość każdej partii – modularne plansze, losowe początkowe zasoby, ustawienia, karty, wydarzenia i wiele innych. Bywa jednak i tak, że mimo tych zabiegów sama mechanika gry wymusza optymalizację działań prowadzącą ku jedynie słusznej taktyce czy strategii. Fora pełne są odkryć jedynie słusznej strategii oraz narzekań na powtarzalność rozgrywki w „zepsutych” grach. Dobry Doktor wśród setek swoich gier ma także i taką, która zdecydowanie przeczy opinii o powtarzalności czy istnieniu strategii wygrywającej. Właśnie o jej polskiej edycji Wydawnictwa FoxGames traktuje poniższy tekst.
Zasady są kluczowe dla zrozumienia tej wyjątkowej planszówki. Każdy z graczy otrzymuje kapitał początkowy w bonach (bo nie można rozmieniać tych walorów w czasie rozgrywki) za które stara się nabyć – drogą licytacji – jak największy kapitał w postaci dóbr luksusowych.
Nominały bonów są dość specyficzne, a w czasie licytacji możemy wyłącznie dokładać kolejne bony – to oznacza, że wygrana licytacja znacząco ogranicza nasze możliwości w kolejnych rundach.
Aby było ciekawiej niektóre karty mają niekorzystne działanie – wartość ujemna, redukcja posiadanego kapitału, strata zdobytej karty – i w czasie ich licytowania gracze płacą za to aby takiej karty nie zdobyć. Osoba najbardziej skąpa musi zabrać niekorzystną kartę, ale za to wracają do niej bony. Natomiast pozostali uczestnicy licytacji tracą wszystkie oferowane środki płatnicze. Pamiętając, że liczba bonów jest ograniczona i nie ma sposobu aby je w czasie rozgrywki zdobyć, łatwo zauważyć, że każda runda wymaga bardzo poważnych decyzji – ile zaryzykować, aby w następnej rundzie jeszcze się liczyć.
Oczywiście dr Knizia nie byłby sobą, gdyby to tak zostawił. Dwie dodatkowe reguły powodują, że Milionerzy i bankruci stają się prawdziwą mieszanką wybuchową – w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Otóż, na koniec partii osoba, której pozostało najmniej bonów (co do łącznej wartości) najzwyczajniej automatycznie przegrywa. Druga zasada wiąże się właśnie z zakończeniem rozgrywki. Otóż wymusza ją odkrycie ostatniej, czwartej karty z czerwoną obwódką.
Karty te są mnożnikami, trzy z nich podwajają nasz kapitał (płytki szczęścia) a jedna dzieli jego wartość przez dwa (płytka pecha).
Jak grać, panie Knizia, jak grać?
Zasada określająca zakończenie partii oznacza, że jest sporo niepewności co do możliwości zdobycia kapitału. Bywa i tak, że czerwone płytki pojawią się wcześnie (wszystkich kart jest zaledwie 16), a bywa że licytujemy do ostatniej niemal karty. Każda partia inna!
Do tego kolejność kart niesamowicie różnicuje przebieg gry. Wysokie nominały i korzystne mnożniki na początku eskalują oferowane stawki. Karty niekorzystne z kolei mogą spowodować, że większość graczy pozbędzie się kilku bonów i dramatycznie zmniejszy swoją elastyczność w kolejnych licytacjach. Każda partia inna!
Konieczność pamiętania o zachowaniu pewnej kwoty na koniec dodatkowo hamuje zapędy w przebijaniu aktualnych ofert. Bywało, że odpadała osoba z najmarniejszym 1 milionowym bonem. Jednak trafiały się także partie, gdzie i kilkanaście milionów było za mało. Każda partia inna!
Mieszane uczucia?
Uwielbiam gry licytacyjne. Podoba mi się tocząca się w czasie licytacji metagra psychologiczna. Komu bardziej zależy, kto da się porwać emocjom i przepłaci, kto niedoszacuje i puści zbyt tanio. Oj, jest tu niesamowicie dużo dodatkowych wrażeń.
Takoż i gry Dobrego Doktora mają u mnie stałe, wysokie miejsce w prywatnym rankingu.
Jednak przede wszystkim lubię sytuacje, gdy rozumiem grę. A tu nie ma takiej możliwości. Gra z prostych zasad (a i sama partia jest raczej szybka) generuje co krok, co ruch inną, nową konfigurację.
Dołożenie nowego bonu oznacza, że inni muszą zaryzykować nie tylko większą wartość, ale mniejszą liczbę możliwych akcji. Przy maksymalnie 15 licytowanych kartach te 11 bonów wymusza wielokrotne pasowanie. I wciąż to pytanie – kiedy?
Mnożniki majątku są bardzo kuszącym kąskiem, ale trzeba ten majątek mieć. Jeśli wyjdą takie mnożniki blisko siebie, to walka będzie bardzo zażarta. Zwycięzca może się cieszyć poczwórną, a nawet (raczej teoretycznie) ośmiokrotną wartością swojego majątku. Ale czy będzie miał za co kupić karty kapitału?
Karty pecha wymuszają pozbycie się bonów, aby nie stracić w końcowym rozliczeniu. Ale oferując mało raczej na pewno będziemy musieli dołożyć kolejne bony. Startując z wysokiego pułapu możemy uszczęśliwić niemal wszystkich (zwłaszcza w pełnym składzie pięciu osób). Następny powie pas (być może tracąc mniej niż my), a pozostali odetchną z ulgą, bo nie musieli angażować żadnego bonu!
Kolejność w jakiej licytowane są karty kapitału wywraca często nasze kalkulacje do góry nogami. Bywa, że średnie nominały (4-7) na początku nabywane są drogo, a pod koniec te najcenniejsze (8-10) trafiają się niemal półdarmo. A w następnej partii te najwyższe karty w ogóle nie pojawią się na stole, bo grę kończy ostatnia czerwona karta.
Zatem licytacja i związane z nią emocje ciągną mnie do kolejnych rozdań. Totalny chaos generowany przez samą mechanikę gry i decyzje graczy wywołuje uczucie zagubienia i niezrozumienia.
Dobre to?
Jak zatem podsumować grę Milionerzy i bankruci?
Nie jest to gra trudna. Ale trudno mi powiedzieć, by w ogóle można było się nauczyć w nią wygrywać. Sytuacja jest tak płynna i zmienna, że każda runda (a co dopiero partia) wymaga starannej analizy i tak w większości opartej na przewidywaniach, analizie zachowań przeciwników i próbach odgadnięcia co stanie się za chwilę.
Gra jest szybka – partia trwa około kwadransa. Dla wielu będzie to zatem świetny filler, gra-przerywnik w czasie przerwy czymkolwiek wywołanej. Ale dla wielu będzie to sygnał, że tak krótki czas nie pozwoli nasycić się emocjami i radością związaną z poważniejszymi, cięższymi grami. Chociaż trzeba zaznaczyć, że zwykle na jednej partii się nie kończy.
Jeśli ktoś lubi wyzwania stawiane przez samą mechanikę gry, to zachęcam do spróbowania swoich sił. Mnie gra oczarowała, mimo że nie mam pojęcia jak wygrywać (ale czy ktoś ma taki plan?). Przy czym zachwyt wynika przede wszystkim z obserwacji i uczestniczenia w tej grze ponad grą – jak się zachowują gracze, gdy tak sprzeczne warunki i niepełne dane muszą uwzględnić w czasie rozgrywki. Spodziewam się, że na zajęciach z psychologii czy podobnych kierunków analizujących zachowania, gra byłaby ciekawym materiałem do ćwiczeń.
Mogło być lepiej?
Milionerzy i bankruci znani są także jako High Society. Oryginał wydany został niemal 20 lat temu. Kilka rzeczy w polskiej edycji budzi moje zdziwienie i to niestety raczej na minus. Karty bonów są opisane w tak oryginalny sposób, że właściwie nie bardzo wiadomo jak je trzymać na ręce.
A przecież to zwyczajne karty są! Nie pojmuję dlaczego taką formę wybrano.
Karty kapitału (płytki) są solidne i grube, ale tak sztancowane, że gdy leżą w stosie to praktycznie bez trudu można rozpoznać położenie kluczowych, czerwonych płytek.
Trochę pomaga wykorzystanie eleganckiego etui imitującego aksamitne wyklejenie pudełka, ale nie jestem pewien, czy to najlepsze rozwiązanie.
W tak prostej grze aż dwa tak banalne do uniknięcia uchybienia edytorskie…
PS.
Wydawca, Jarosław Basałyga, zareagował na ów tekst i przesłał mi informację o drugim wydaniu gry (gratuluję wyników sprzedaży I wydania), w którym problem niepraktycznie opisanych kart został rozwiązany!
Oprawa wizualna
(4/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
„Karty bonów są opisane w tak oryginalny sposób, że właściwie nie bardzo wiadomo jak je trzymać na ręce.”
Być może jest tak dlatego bo bony są jawne i w związku z tym powinny leżeć odkryte na stole przed graczem, i właśnie taki układ tych kart powoduje, że zarówno Ty widzisz jakie nominały leżą przed Tobą jak i przeciwnicy. Przynajmniej ja tak grałem, ale zasad nie czytałem więc mogę być w błędzie (co do tej jawności).
Ok, można zignorować mój poprzedni komentarz, pomyliły mi się bony z dobrami luksusowymi (te są jawne).
Aha! Dopisałem małe post scriptum po kontakcie Wydawcy…