Kiedy wczytujemy się w wywiady z planszówkowymi „sławami” prawie każdy wspomina, że już w dzieciństwie grał w gry planszowe. Eurobiznes lub Monopoly, Chińczyk, Magia i Miecz czy nawet Grzybobranie, praktycznie każdy zaangażowany w gry planszowe miał z nimi kontakt od najmłodszych lat. Trudno się dziwić, w końcu ludzie umilali sobie czas grami planszowymi od dawien dawna. We współczesnych latach, gry w większości przeznaczone były do rozrywki familijnej i początkowo nie skupiały się na zainteresowaniu tylko i wyłącznie widzów dorosłych. Jednak gdy okazało się, że można stworzyć planszówki, które zaangażują nawet najbardziej wymagające umysły (i nie będą kolejną wariacją szachów czy innej gry logicznej), wyszło na jaw, że cała masa ludzi, w młodości nasiąknięta Grzybobraniem, jest w stanie wydawać po 100, 200 czy 300 zł za pudełko pełne (jak dobrze pójdzie) grubego kartonu i (jak pójdzie jeszcze lepiej) masy drewnianych kosteczek.
W zeszłym roku robiąc rachunek sumienia skonstatowałam, że w nowoczesne planszówki gram od 2005 roku, stronę Games Fanatic śledzę od 2006, zaś mój pierwszy tekst ukazał się właśnie tam, w roku 2008. Od 2008 roku „brylowałam” też na konwentach czerpiąc niesamowitą frajdę ze spotkań z dotąd widywanych jedynie na forum ludzi. BoardGameGeek podpowiada, że lata 2009-2010 to moje statystycznie najlepsze lata rozgrywek. Ok, ale do czego zmierzam z tą wyliczanką?
Games Fanatic (a wcześniej gry-planszowe.pl) założyli 10 lat temu goście zafascynowani grami planszowymi. To byli moi idole. Pasjonaci. Krejzole. Giganci. W czasach kiedy to hobby w Polsce zaczynało dopiero kiełkować założyli serwis, forum, a następnie zaczęli wydawać papierową gazetę (!) o grach planszowych. Poznanie ich osobiście zmieniło tylko tyle, że sama jeszcze bardziej wsiąkłam w ten świat, zapragnęłam zrobić coś dla popularyzacji naszego wyjątkowego hobby.
Obecnie ani ja, ani mało która z „legend” Games Fanatic nie udziela się aktywnie w planszówkowych mediach. W pewnym momencie, temu niegdyś jedynemu i największemu serwisowi o grach planszowych, wydawało się nawet grozić zamknięcie. Zaś nowych stron o grach planszowych wysypało jak gier na Essen.
Po mojej przeprowadzce do Warszawy w 2010 roku dalej mam kontakt ze „starą gwardią” GF. Spotykam się z nimi jako znajomymi (z niektórymi nawet jako rodziną ;) ). Czasem coś pogramy, czasem pogadamy o tym co u nas w życiu, czasem o „dawnych” czasach, a w tle na półkach kurzą się nasze gry. Gramy w nie na wspólnych wakacyjnych wyjazdach czy spotkaniach organizowanych w domu. A tymczasem na spotkania w całej Polsce umawiają się rzesze nowozaplanszówkowionych, na forum gry-planszowe przybywają kolejne posty, ludzie nakręcają się swoim pierwszym wyjazdem do Essen… Tęsknię do tego. Do posiadania przynajmniej jednego w tygodniu świętego wieczoru przeznaczonego na granie w gry. Do wstawania o czwartej rano by zdążyć na pociąg do Gliwic. Do regularnego ślęczenia nad kolejnymi recenzjami czy artykułami. Kiedyś myślałam, że pomimo moich wszystkich podjętych a potem porzuconych hobby, z grami będzie inaczej. Że to miłość na całe życie. A potem na palcach liczę partie rozegrane przez ostatni miesiąc i ze smutkiem patrzę na pudła, które wymieniłam na MatHandlu w 2012, by dotąd w żadne z nich nie zagrać. Lub takie co dostałam w 2013 i stoją jeszcze w folii.
Z drugiej strony kiedy znajomi chwalą się kolejnymi zdjęciami z plaż tropików, wciąż nie mam wątpliwości. Moje 2 tygodnie urlopu, jak co roku (od 6 lat) spędzę ze znajomymi z całej Polski, bądź co bądź głównie na graniu w planszówki. Co Essen przeglądam nadchodzące nowości wyszukując gier, które byłyby warte dołączenia do zgromadzonej przez lata kolekcji. Czasem skrobnę jakiś tekst (uff, po tym znów mam przerwę na dobrych parę miesięcy). Raz na jakiś czas zafascynuje mnie gra, w którą potem potrafię grać non stop, wciąż myśląc o kolejnych partiach. Nie mam też zamiaru zaprzestać grać. Wciąż myślę o tym jak w napiętym grafiku wygospodarować czas na zorganizowanie planszówkowania dla znajomych (to, że ostatnie miało miejsce w lutym, to już inna para kostek).
Czy z gier planszowych się wyrasta? Raczej nie. Po graniu w dzieciństwie dorosłam do grania w „dorosłe”, nowoczesne gry. Dorosłam do niektórych kiedyś unikanych czy wręcz pogardzanych (imprezówka? a idź mi z tym!) gatunków gier. Dorosłam do tego, że czasem spotkanie, rozmowy przy stole z dawno nie widzianymi osobami są ważniejsze niż leżąca na nim planszówka (wcześniej różnie bywało). Nie chodzę już regularnie na spotkania. Nie jeżdżę na każdy możliwy planszówkowy konwent. Zdarza mi się nie tylko nie kupić, ale też i nie słyszeć o jakiejś niedawno wydanej, hype’owanej nowości. Nie dostaję i nie przygotowuję już gier jako najlepszych prezentów niezależnie od okazji. Z tego wszystkiego zdecydowanie wyrosłam.
Ale nigdy nie wyrosnę z radości jaką sprawiają mi gry planszowe. I nigdy nie wyrosnę z poznanych dzięki nim ludzi. Czego i Wam życzę.
POST SCRIPTUM ;)
Napisałam do dawnych redaktorów i współpracowników GF z prośbą o wypełnienie krótkiej ankiety dotyczącej ich obecnej okołoplanszówkowej sytuacji życiowej. Co się okazało?
Chyba nie muszę zaznaczać, że absolutnie wszyscy w gry planszowe grali już w dzieciństwie, zaś we współczesnych grach siedzą już przynajmniej od lat 6, choć tak naprawdę średnio 9-10 i więcej. Większość ma w swojej kolekcji od 100 do 200 gier i dodatków. Niektórzy nieco bardziej oszczędzają swoje półki (ok. 40 pudełek), inni katują regały trzymając na nich ok. 300 czy nawet powyżej 500 gier. Regularnie granych jest z nich od kilku do kilkunastu pozycji, choć stoi tam także kilka gier, które swojego czasu na stole jeszcze się nie doczekały (ba, nawet dalej tkwią w folii). Kolekcje te stale też się powiększają i co roku przybywa do nich po kilka, a nawet 10, 20 lub więcej pudełek. Tylko kilka osób wyleczyło się growego zakupoholizmu i deklaruje, że nie kupuje niczego nowego. Zdecydowana większość nie myślała o pozbyciu się swoich gier, a jeśli już (np. z powodu trudności znalezienia osób do grania) to tylko części z nich. Jeśli chodzi o częstotliwość grania z reguły jest to kilka razy na miesiąc, najczęściej w domu z rodziną lub znajomymi, kilka osób dalej uczęszcza na spotkania planszówkowe.
Moich ankietowanych poprosiłam także o odpowiedź na pytanie: czy z gier planszowych można wyrosnąć? I choć pojawiły się pojedyncze wypowiedzi twierdzące (inne hobby, bardzo duża ilość poznanych gier, ograniczone zasoby czasowe) to zdecydowana większość (80%) zgodnie stwierdziła, że z planszówek się nie wyrasta. Pozwoliłam sobie zacytować co dłuższe uzasadnienia:
„Nie. Można zmienić hobby, bo każde hobby można kiedyś zmienić, ale nie traktowałbym tego w kategoriach „wyrastania” (np.: jestem już na coś za duży/wiem już o tym wszystko/z wiekiem doszedłem do wniosku, że to strata czasu etc.) Chyba że słowo „wyrastanie” traktujemy dość swobodnie i z zainteresowania fizyką kwantową też można „wyrosnąć”…”
„Na pewno z czasem można zmienić podejście. Od dawna nie interesują mnie już nowości, recenzje i dyskusje o strategiach. Ciągle mam jednak na półce kilka (naście?) gier, na które mam wielką ochotę – wyciągnąć na stół, przypomnieć sobie zasady i zagrać. Myślę, że z tego się nie wyrasta – jeżeli ktoś połknął bakcyla, to będzie chciał grać już zawsze w ulubione tytuły.”
„W moim przypadku czas na granie został ograniczony przez nowe hobby. Zawsze grałem i zawsze będę grać, natomiast przez kilka lat poświęcałem grom planszowym mnóstwo czasu i pieniędzy. Wiązało się to także z użytkowaniem gier jako wszechstronnego narzędzia edukacyjnego. Ponieważ mój syn ograniczył zainteresowanie grami (albo raczej powinienem powiedzieć, że zapoczątkował w moim domu powrót do normalności w tym względzie ;-)), a w zamian rozwija inne zainteresowania to ja (dopóki mi na to pozwala ;-)) staram się mu w tym towarzyszyć. :-)”
„Nie. Raczej czasu coraz mniej i jeśli w domu nie ma stałego partnera (albo jest bardzo niedzielny) to nie ma kiedy grać. Chęci są i czasem na szczęście się udaje, ale to kropla w morzu potrzeb. Za to już prawie nic nie kupuje, bo nie ma sensu. Nawet nie ma kiedy grac w to co jest na półce…”
„A po co? :D Wyrosnąć raczej nie, ale mogą przestać na interesować, możemy nie mieć z kim grać, albo po prostu nie mieć czasu. To nie jest chyba tak, że w pewnym momencie stwierdzę „I’m to old for this shit” – zresztą chyba większość z nas zaczęła grać będą już dorosłymi ludźmi, często z rodzinami. Co najwyżej może zmienić się nasze podejście. Na początku jest mega wyścig o zagranie we wszystkie nowości, „zaliczenie” pierwszej 10 czy 20 BGG, skolekcjonowanie wszystkich gier Stefana Felda (tak.. nawet ja miałem taki okres – Luna i Macao mnie z tego wyleczyły). Potem „wyrasta” się z kolekcjonerstwa (czasami) i pogoni za nowościami (też czasami) i gra się dla przyjemności, w tytuły które się zna i lubi. Tak przynajmniej mi się wydaje :)”
„Można próbować, ale całkowicie się chyba nie da;) A tak na poważnie, to są takie losowe-życiowe sytuacje, że człowiek nie ma już praktycznie czasu na hobby i zagra np. raz w miesiącu. Mnie to jeszcze nie dotknęło, ale znam takich ludzi i ich rozumiem. O ile więc nie można wyrosnąć z samego grania (bliska mi koncepcja Homo Ludens Huzingi), o tyle można wyrosnąć z grania w planszówki. Ale człowiek ciągle potrzebuje grania, rywalizacji, więc może np. zastąpić plansżówki e-grami planszowymi albo grami komputerowymi lub uprawianiem sportu;) Oczywiście to tylko moje dywagacje, ja osobiście nie uważam, że planszówki to coś z czego trzeba wyrastać – wyrastanie implikuje, że to rzecz dziecinna, niegodna dorosłego, a przecież tak nie jest. Ja przynajmniej nie zamierzam;)”
„Osobiście nigdy nie wyrosnę z gier planszowych. To okazja spotykania ludzi, integrowania rodziny, czasem element rywalizacji, ale przede wszystkim najmilej spędzone chwile. Zabawa, śmiech, dyskusje, zwycięstwa, porażki – przecież nie można z tego rezygnować. Zagadki, intrygi, strategie, warianty, planowania, przeklinanie losu – nie można tego stracić na rzecz codziennej monotonii. Wciąż powstają nowe gry, którym nie można się oprzeć, żeby nie zagrać (a czasem w ostateczności, żeby chociaż przejrzeć instrukcję), więc jak można by przejść obok lub je zostawić. Nie jest jednak tak, że planszówki i granie to całe moje życie (niestety). Ale patrząc bardziej ogólnie, obserwując i znajomych i obcych mi ludzi, widać że gry planszowe mogą czasem być tylko chwilowym zauroczeniem i fascynacją.”
„Nie, wyrosnąć nie można. Jeśli ktoś jest planszówkowiczem, to na zawsze ;) Ale jeśli ktoś traktuje to jako zwykłe hobby, to oczywiście może się znużyć, zmęczyć – szukać czegoś nowego.”
„Nie wiem, czy z gier planszowych można wyrosnąć. Swojego stanu nie określiłbym w ten sposób, a nie widzę możliwości wypowiadania się za każdy przypadek. Przez ostatnie 3 lata gram bardzo mało. Po prostu nie czuję wewnętrznej potrzeby grania. Poza tym w pracy mam zablokowane strony z grami i pochłonęła mnie kolejna pasja (…). Z drugiej strony chętnie pogram, jeśli znajomi zaproponują mi wieczór z grami.”
„Z gier chyba jednak nie, jak się już złapie tego bakcyla, to częściej lub rzadziej ale grać się chce. Natomiast zdecydowanie minął mi zapał do poznawania coraz to nowych gier, powiększania kolekcji i jeżdżenia na każde możliwe wydarzenie planszówkowe. Wydarzeń jest znacznie więcej niż te 6-7 lat temu i trudno byłoby wszystkie ogarnąć, o nowe gry, w których pojawia się nowatorska mechanika, coś odkrywczego i niepowtarzalnego – bardzo trudno, więc siłą rzeczy kupować się nie chce, a po latach ustalił mi się kanon gier, które nigdy się nie znudzą, zawsze tak samo cieszą i chętnie do nich wracam. Jak zawsze mówię – ja jestem jak inżynier Mamoń – lubię te gry, które znam, tak jak on lubił znane sobie filmy :) Tak więc – nie wyrosłam, ale też w jakimś sensie „zatrzymałam się w rozwoju” i dobrze mi z tym :)”
„Gier planszowych jest tak wiele, że każdy znajdzie coś dla siebie (i stary i młody, i zmęczony i wypoczęty). Dla tego uważam, że nie można z nich wyrosnąć.”
„Wyrosnąć? Do gier planszowych można dorosnąć! :) Planszówki to rozrywka, jak każda inna, a duża ich część nie jest przeznaczona dla dzieci, więc nie da się wyrosnąć z czegoś do czego się nie dorosło. Zakładam, że w pytaniu chodzi o to, czy gry planszowe są dla dzieci. Inna sprawa, że kiedy zacznie się pracę, zacznie wychowywać dzieci, ciężko znaleźć wspólny czas ze znajomymi na dłuższe posiedzenie. Niestety.”
„Wyrosnąć… Chyba nie. Planszówki rozwijają się dynamicznie, powstają gry coraz bardziej cieszące oczy, poruszające coraz to nowe tematy, odnoszące się do literatury fantasy (Wiedźmin, Pan Lodowego Ogrodu) czy interesujących wydarzeń historycznych. Często gramy więc nie tyle dla samej grania, ile dla zanurzenia się w konkretny temat. Jakże może się to znudzić? Jakże z tego wyrosnąć? Rozumiem, że można zniechęcić się z braku współgraczy, choć i wtedy do dyspozycji są całkiem ciekawe planszówki solo, często opisujące tematy, których próżno szukać w świecie gier komputerowych (np Where There is Discord o wojnie falklandzkiej). Można mieć mniej czasu, ze względu na różnego rodzaju obowiązki (zawodowe, rodzinne). Ale żeby było tak, że ma się z kim grać, ma się w co, i po prostu już się nie chce….? Nie, nie wyobrażam sobie tego :)”