Zapraszam do lektury wywiadu z Tomkiem Larkiem czyli osobą odpowiedzialną za piękne ilustracje takich gier jak Top Secret, Nie blefuj, Niebezpieczna wyprawa, Światowy konflikt, Piłka w grze oraz ostatnio Sztuka Wojny i pewnie jeszcze wielu więcej w najbliższych latach. Tomek to także zapalony podróżnik i współautor blogu www.tamtaram.pl.
– Od kiedy rysujesz i w którym momencie stało się to Twoją drogą zawodową?
Rysuję od dziecka. Zacząłem chyba przez mojego starszego brata, który pierwszy rysował swoje dziecięce komiksy w zeszytach akademickich, przynoszonych z pracy przez naszą mamę. Jak on rysował to i ja zacząłem. Tylko, że on dbał w tych komiksach o fabułę, a ja o to, żeby statki kosmiczne wyglądały ekstra. Jak mi się jakiś nudził, pojawiała się znienacka na jego drodze obca planeta, o którą mój super niszczyciel się rozbijał, a załoga rozbitków musiała natychmiast skonstruować nowy „ekstraciejszy” krążownik żeby wyruszyć na podbój kolejnych obcych galaktyk. Niestety po drodze wygląd statku znów mi się nudził, więc pojawiała się nieoczekiwanie kolejna podstępna planeta…
I tak właściwie to był też początek mojej drogi zawodowej. Za którymś razem, a właściwie za którąś planetą, mojemu bratu bardzo spodobał się kolejny super-ekstra-lux kosmiczny krążownik, który narysowałem i postanowił kupić ode mnie prawa do wykorzystania go w swoim komiksie. Nie pamiętam dokładnie za co go sprzedałem ale sprzedałem go by służył bardziej ambitnym opowieściom. Może za galaretkę albo nową paczkę plasteliny?
A ta „poważna” droga zawodowa rozpoczęła się nie tak dawno, w czasie naszego kręcenia się po świecie. Z powodu posiadania odrobiny wolnego czasu wróciłem po latach do rysowania i ilustrowania tekstów pisanych przez moją lepszą połowę. Zresztą tak naprawdę stało się to za jej namową. Potem gdzieś w Birmie spotkaliśmy polskiego dziennikarza Andrzeja Mellera, który właśnie szykował się do wydania swojej książki o Azji. Kiedy przy jakimś tanim azjatyckim rumie zobaczył mój szkicownik, zaproponował swojemu wydawcy żebym to ja zrobił okładkę do jego książki. Wydawcy (Igorowi Zalewskiemu) pomysł się spodobał i ilustracja chyba też bo wkrótce potem zaproponował mi kolejna ilustrację do kolejnej książki, którą wydawał i tak to się właściwie zaczęło. Kiedy przyjechaliśmy do Polski postanowiłem sprawdzić czy da się połączyć przyjemne z pożytecznym i skupić na ilustrowaniu jako zawodzie i jak na razie wszystko wskazuje na to, że to był dobry pomysł.
– Jak to się stało, że obok ilustracji książek, rysowania komiksów również zacząłeś ilustrować gry planszowe?
To chyba był po prostu zbieg okoliczności. Krysia Michalak, moja dobra znajoma pani poligraf, z którą pracowałem kiedyś jeszcze jako Art Director w agencji reklamowej, znalazła gdzieś w internecie moje ilustracje z podróży i pokazała je Jarkowi Basałydze, szefowi działu gier planszowych FoxGames, a ten dał mi na próbę do zilustrowania grę „Top secret”… no i mu się spodobało.
– Sam siadasz chętnie do gier planszowych, masz jakieś ulubione tytuły?
Dobra, mam nadzieje, ze Jarek tego nie czyta. Swoja karierę z grami skończyłem dawno temu kiedy pojawiały się w Polsce pierwsze gry fabularne wydawnictwa Encore „Labirynt śmierci” i „Bitwa na polach Pelennoru”, potem przeżyłem krótką fascynacje grami komputerowymi i na długie lata zapomniałem w ogóle o planszówkach. I znów podróże okazały się natchnieniem. Kiedy byliśmy w Chile okazało się, że nasza wieloletnia przyjaciółka bierze ślub. Szybko sprawdziliśmy bilety lotnicze do Polski. Okazały się koszmarnie drogie więc zaczęliśmy z moją partnerką kombinować jaki możemy zrobić w Santiago prezent młodej parze i wysłać go do Polski. Tak wpadliśmy na pomysł stworzenia specjalnej spersonalizowanej gry tylko dla państwa młodych z regułami, grafiką i oczywiście wykonaniem w jednym egzemplarzu, który wyglądał jak milion dolarów. Tak powstała gra „Państwo Małżeństwo”, którą wysłaliśmy do Polski. Niedawno powtórzyliśmy to jeszcze raz z inną tematyką i inną oprawą graficzną, tym razem już na zamówienie. Gra pojechała do Turcji. Teraz dopiero zaczynam interesować się grami na nowo dzięki projektom które robię. I przyznaję, że zaskoczyło mnie to, jak bardzo przez lata się ten rynek rozwinął. Przez ponad czteroletnią podróż po świecie byliśmy trochę odcięci od tego co się dzieje tutaj w Polsce i poza takimi zjawiskami jak gra „Pan tu nie stał!” niewiele do nas docierało. Ale przyznaję szczerze, że coraz bardziej mnie ten temat wciąga. Po pierwsze z powodów mnogości rozwiązań graficzno-projektowych, po drugie, z powodu tego, jak bardzo gry analogowe oparły się ekspansji zdygitalizowanego świata. Poza tym ja bardzo lubię wszystkie rodzaje zabawy z wyobraźnią, a gry planszowe to pewnego rodzaju falanga tego rodzaju ćwiczeń umysłowych. No i graliśmy już w domu w pierwsze gry. Hehe, na razie te do których robiłem ilustracje.
– Masz jakąś grę czy też tematykę gry, którą szczególnie lubisz, albo do której chciałbyś narysować ilustrację?
Jak już powiedziałem trudno mi mówić o ulubionej tematyce póki trudno mi powiedzieć, że jestem fanem gier. Natomiast z tymi tematami do rysowania to ja chyba jestem po prostu farciarzem. To jest na razie tak, że jak dostaję do zilustrowania nową grę to czuję się jak dziecko w piaskownicy, które dostało właśnie nową koparkę. Wymyślam stylistykę tego co i jak ma się znaleźć na pudełku albo w środku gry i mam wrażenie, że znów rysuję komiksy w zeszytach od mamy. Z tą różnicą, że teraz ktoś mi za to płaci.
A jeżeli chodzi o tematykę to chyba chciałbym zrobić w końcu grę SF, żeby po latach móc wymyślić ten najlepszy i najekstraciejszy ze statków kosmicznych, ha, ha, ha. A tak na poważnie chciałbym faktycznie zmierzyć się znów z wyobraźnią jako, że ilustracje nazwijmy to „fantastyczne”, wciąż gdzieś siedzą głęboko w mojej głowie. Znów to prawdopodobnie zasługa mojego brata, który czytał mi w dzieciństwie książki SF i fantasy oraz opowiadał o elfach, krasnoludach i odległych galaktykach.
A poza tym chciałbym zrobić grę o świecie. O podróżowaniu ale też o postrzeganiu świata w sposób świadomy. Nie tylko jako wyścigu w stylu „kto zaliczy więcej atrakcji turystycznych” ale bardziej „jak uchronić ten świat od zagłady i głupoty”. No ale to już zupełnie inna opowieść.
– Czy przygotowując ilustracje do gier, patrzyłeś na innych znanych rysowników w tej branży. Ktoś szczególnie zwrócił Twoją uwagę?
Nie dziele ilustratorów według tego do czego robią ilustracje. Fascynują mnie artyści, którzy potrafią w powodzi powtarzających się kanonów i mód ilustracyjnych stworzyć coś ciekawego i niepowtarzalnego. Lub wyjść poza utartą wizję ogólnie przyjętego wyglądu świata fantastyki swoją wyobraźnią albo stylem. Moją wielką pasją były od zawsze komiksy i to francuscy i belgijscy ilustratorzy z tego gatunku przykuwali moją uwagę, kiedy znów zacząłem interesować się czynnie ilustracjami. Ale tak, jest jeden polski artysta którego cenię za niepowtarzalny styl, który wykorzystywany jest na szczęście przez wielu wydawców gier planszowych w Polsce: Maciej Szymanowicz. Jestem dozgonnym fanem jego talentu i świata wyobraźni. Chciałbym mu kiedyś zajrzeć do mózgu, ha, ha, ha…
– Czy możesz opisać jak wygląda proces od strony technicznej powstawania ilustracji na pudełko gry? Od jakiegoś czasu widać, że przerzuciłeś się z technik tradycyjnych na komputerowe. Czy to kwestia nadążania za duchem czasu, czy też po prostu efektywniejszy sposób rysowania?
Komputer jest tylko narzędziem. Takim samym jak pędzel, ołówek, czy piórko. Jeżeli umiesz rysować, to nie ma to większej różnicy czym. Jeżeli nie umiesz, to komputer nic za ciebie nie narysuje. Możesz stosować triki i „tutoriale” wspomagać się gotowcami ale kiedy ktoś od ciebie zażąda narysowania kaczki, to po prostu będziesz musiał mieć tę kaczkę w głowie i umiejętność, którą daje ręka, żeby to ptaszydło pojawiło się na papierze albo ekranie, tak jak ją widzi głowa i albo temu sprostasz albo na kaczce albo innym robalu po prostu polegniesz. Różnica jest tylko jedna. Komputer posiada Ctrl+Z. O tak! Czasem staje się to wybawieniem, a czasem przekleństwem. Komputer jednak z praktycznego punktu widzenia skraca znacząco czas przygotowania ilustracji albo najprostszych związanych z nią czynności. Żeby zamalować kartkę na jednolity kolor muszę przez kilka minut albo i dłużej smarować po niej pędzlem. W komputerze załatwiam to przysłowiowym „jednym kliknięciem”. I faktycznie po pierwszych próbach z ilustracjami digitalnymi odczułem znaczne skrócenie czasu pracy. Ale jak to zawsze bywa coś za coś. Brak kontaktu z papierem, brak faktury, niedoskonałości pędzla i elementu nieodwracalnego przypadku, który daje ilustracja analogowa, niepowtarzalny indywidualny charakter kreski, odbiera coś rysowaniu komputerowemu. O fakturze, świetle i tym, że ilustracja analogowa zawsze powstaje tylko w jednym, jedynym egzemplarzu już nie wspomnę. Ale nie znaczy to, że rysowanie w komputerze jest gorsze. Jest po prostu trochę inne. A na pewno czyściejsze dla otoczenia, ha, ha, ha.
Ale wracając do tematu to właściwie nie miałem wyjścia z tym komputerem. Kiedy rysowałem okładkę do gry „Nie blefuj!”, usłyszałem od mojej kochanej Pani Poligraf sakramentalne „Tomek, ale wiesz, że potrzebujemy tę ilustrację „na warstwach” żeby móc dorobić boki” i nie miałem wyjścia. Następny rysunek powstał już przy pomocy komputera.
Ale to nowe narzędzie na razie bardzo mnie fascynuje. Daje pewne nowe możliwości, a ja ciągle zgodnie z prawdą powtarzam, że się dopiero uczę. I ta zabawa w uczenie strasznie mnie rajcuje. Każda nowa ilustracja to odkrywanie nowych możliwości i małych ułatwień, a także tego jak w nowy sposób przelać to co siedzi w głowie. Ech, gdyby tylko wydawcy dawali więcej czasu…
A propos tego jak to przelać, proces twórczy bez względu na narzędzie zawsze jest właściwie taki sam. Pojawia się nowy temat. Najpierw zazwyczaj dzień spędzam przetrząsając internet i książki w poszukiwaniu źródeł jak to było np. przy ostatniej grze „Sztuka wojny”. Na początku szukałem tego jak wyglądały szczegóły oręża chińskiego w okresie wojen między królestwami, żeby nikt nie mógł mi zarzucić, że np. metalowe płytki z których jest zrobiona zbroja były wiązane w inny sposób. Lubię takie detale. Lubię sprawdzać też w internecie, czy ktoś już nie wpadł na podobny pomysł jak ja, żeby nie kopiować istniejących już rzeczy.
Następny krok to bardzo wstępne szkice koncepcyjne, które akceptuje wydawca, a następnie bardzo dokładny szkic ołówkowy. Potem następuje kolorowanie. Jeżeli ilustracja powstaje w komputerze, fotografuje szkic i wrzucam do Photoshopa, gdzie pokrywam go kolorami. Jeżeli ilustracja jest analogowa szkic bezpośrednio zostaje zapaćkany farbami. Wtedy jest ten najwspanialszy czas kiedy zapominam o bożym świecie i…bum! Wychodzi ilustracja, w której jak zawsze doszukuję się mnóstwa wad i rzeczy do poprawy, dlatego zawsze pytam moją partnerkę co jest nie tak i co mam poprawić. Dopiero potem odważam się pokazać co zrobiłem światu zewnętrznemu w postaci wydawcy.
– Jak reagujesz na odrzucenie jakiegoś projektu przez zlecającego, ile razy jesteś w stanie poprawiać jakąś pracę by spełniła one oczekiwania drugiej strony?
Nie zdarzyło mi się to na szczęście. Naprawdę. Mam chyba spore szczęście, że zawsze pracuję ze wspaniałymi ludźmi, pasjonatami tego co robią, których udaje mi się zarazić moimi pomysłami. Dobra, Jarek z FoxGames na początku marudził najbardziej ale jakimś cudem i z nim zaczęliśmy mieć podobne pomysły i nakręcać się nawzajem tym jak ma wyglądać okładka czy elementy gry. Nie wiem jak to się stało ale właściwie teraz mam prawie wolna rękę. Może nie mógł już znieść mojego słowotoku „dlaczego uważam, że coś powinno wyglądać tak a nie inaczej”. Choć z drugiej strony bardzo lubię, kiedy Jarek wysyła mi swoje pierwsze szkice przedstawiające jak on wyobraża sobie ilustracje na okładce. Marzę o tym żeby kiedyś powstała gra gdzie odrysuję w sposób „realistyczny” dosłownie to co on mi wysyła. To będzie przebój i krok milowy w kategorii designu gier planszowych i nie tylko!
– Część osób zajmujących się aktywnym podróżowaniem może Cię kojarzyć z blogu www.tamtaram.pl. Od 2008 roku zwiedziłeś niezły kawałek świata. Gdzie ostatnio miałeś okazję być i co następnego planujesz?
Ostatnio po przyjeździe do Polski byłem w moich ukochanych Gorcach, wyszaleć się na rowerze, a z planami kojarzy mi się nasze ulubione przysłowie „chcesz rozśmieszyć Pana Boga – zaplanuj sobie życie”. Ale faktycznie planujemy ruszyć dalej w drogę, najprawdopodobniej zaczynając znów od Ameryki Płd., gdzie zostawiliśmy nasze serca. Po to też przyjechaliśmy do Polski aby ogarnąć przed kolejnym wyjazdem kilka spraw i zobaczyć czy między innymi rysowanie to fajny fach, bo rysować można wszędzie na świecie dla całego świata. To jest jeden z tych wymarzonych zawodów bez granic.
Dla nas ta podróż przestała być odskocznią od życia tylko na życie sposobem. Dlatego tak ważne było dowiedzenie się jak to jest z tym rysowaniem, kiedy pojawiliśmy się w Polsce, bo dla mnie te dwie rzeczy idą ze sobą w parze i wbrew pozorom są dużo łatwiejsze w tzw. „tam” niż w tzw. „tu”.
– Z tego co rozumiem, podróżując wykonujesz jednocześnie swoją prace? W jakich dziwnych miejscach/warunkach przyszło Ci pracować?
Ooooo rany. To temat rzeka. Kiedy wpadaliśmy w świecie do kolejnych tanich i obskurnych pokoi hotelowych zawsze zachowywałem się jak Leon zawodowiec. On sprawdzał możliwości dróg ucieczki z nowego miejsca. Ja sprawdzałem czy jakiś mikry stolik pod tani chiński telewizorek albo szuflada z rozpadającej się szafki da się wykorzystać jako tymczasowa pracownia czy, nie bójmy się tego słowa, „artystyczne atelier”. Pracowaliśmy w najdziwniejszych miejscach spotykając się z najdziwniejszymi problemami nieistniejącymi w tzw. „normalnym świecie”. Na przykład kiedyś okazało się że w czasie przedłużającego się monsunu, wszystko jest tak wilgotne, że zapleśniały mi nawet farby akwarelowe, które woziłem ze sobą. Z kolei przyzwyczajony przez dwa lata życia i malowania w nieustającym niemal monsunie nie byłem w stanie, po przyjeździe do Polski, przestawić się na to, że przy kaloryferach farby wysychają tak szybko. Ale najdziwniejsze miejsce to chyba szpital. Trafiłem do niego w Bangkoku, gdzie traf chciał, że dostałem przez przypadek tak VIPowskie warunki, że postanowiłem tam skończyć odcinek komiksu, który rysowałem. Pamiętam że najbardziej irytująca była kroplówka podłączona do mojej rysującej lewej ręki. Jako, że był to mój pierwszy w życiu pobyt w szpitalu, bardzo pilnowałem żeby być dobrym pacjentem i ciągle bałem się że mi to cholerstwo wypadnie jak będę tak machał ręką nakładając kolejne warstwy farby.
– Na podstawie swoich podróży tworzysz także komiks. Czy może jest szansa na zakończenie prac nad nim i jego publikacją w najbliższym czasie, czy też czeka na Twoją zawodową emeryturę?
W życiu dysponujemy dość ograniczoną ilością czasu i trzeba bardzo mocno zastanawiać się na co ten czas spożytkować. Zamroziliśmy chwilowo temat komiksu i kilku innych projektów dookoła podróżniczo-ilustracyjnych aby przygotować się do zmiany życia jaką będzie powrót do życia w drodze. Mamy mnóstwo drobnych rzeczy do pozałatwiania tu, a z drugiej strony kompletnie pochłania mnie teraz ilustrowanie, które daje ogromną satysfakcje ale też pieniądze, które z kolei dają możliwość na uzyskanie takiej przestrzeni w życiu, która da szansę na powrót do czekających w kolejce projektów. Ciągle nad tym pracuję i mam nadzieję, że nie będzie musiało to czekać aż do emerytury, tylko momentu, kiedy znów będziemy pracować z pozycji jakiegoś dziwnego miejsca na ziemi, będziemy mieć trochę więcej przestrzeni do momentu, kiedy nie dostanę znów maila od Krysi i Jarka w stylu „Tomek, sytuację mamy dynamiczną – jest nowa gra do zilustrowania… jak ci się podoba temat?” – a mi się zawsze te nowe tematy podobają.
– Dziękuje serdecznie za poświęcony czas, no i czekam z niecierpliwością na kolejne ilustracje. A czytelników zapraszam do odwiedzenia strony internetowej Tomka, na której możecie znaleźć wiele ciekawych rysunków, w tym fragmenty komiksu a także śledzenie jego profilu na FB, gdzie możecie podpatrywać co nowego szykuje.
+100 za ilustrację dla GF :)))))
a tytuł wywiadu tak jakbyście wyjęli z ust także tłumaczom ;pp