W pobliżu granicy niemiecko-holenderskiej, rzut beretem (czyli ok. 5km) od wybrzeża Morza Północnego, leży wioska Arle. Jest wielkości mniej więcej naszych Klewek, ma ładny kościół z XII wieku i jest na tyle nieznacząca, że pytany o nią Google z uporem przekierowuje internautę na strony dotyczące francuskiego Arles. Ale tu właśnie przyszedł na świat i zawarł związek małżeński pan Rosenberg, ojciec niejakiego Uwe Rosenberga. Ładnych parę lat później Uwe osadził w tej okolicy swoją kolejną grę planszową – Fields of Arle (Arler Erde).
Projektant ten przyzwyczaił nas do gier związanych tematycznie z rolnictwem – jak nie oranie i stawianie stodół, to chociaż sianie Fasolek albo rozmnażanie bydła w portowym magazynie. Nie inaczej jest w jego najnowszej pozycji. Tym razem oprócz uprawy roli, hodowli zwierzątek, łowienia ryb, kopania torfu i wycinania lasów mamy jeszcze produkcję odzieży oraz wątek handlowy. Słowem pełny przegląd gospodarki Fryzji Wschodniej.
Zacznijmy jednak od początku. Fields of Arle jest grą przeznaczoną dla dwóch graczy i posiadającą tryb solo. Uwe przyznał w wywiadzie, że nie planował jej jako dwuosobówki, ale w testach wyszło, że jest na tyle długa i złożona, że przestoje przy 3+ graczach zabijały radość z rozgrywki. Czas gry to około dwie godziny, choć doświadczeni gracze mogą podobno zejść do jednej. Gra trwa 9 rund, w każdej rundzie obaj gracze wykonują po 4 akcje. Wersja solowa w zasadzie różni się tylko brakiem przeciwnika.
W pudełku znajdziemy kolejny zestaw drewnianych zwierzątek (od Agricolowych różni je to, że krowy mamy okleić nalepkami z biało-czarnymi łatami, gdyż taka właśnie rasa bydła jest najpopularniejsza w tym regionie), kilka nieprzyzwoicie dużych plansz (plansza główna 30×60 cm i dwie planszetki dla gracza – 25×35 cm i 20×28 cm, a więc zajmie na stole mniej więcej tyle miejsca, co Agricola czy Caverna) i mnogo mnogo kartonowych żetonów i kafelków. I jeszcze arkusz naklejek – na członków rodziny, znaczniki dóbr i wspomniane krowy. Drewna jest stosunkowo niewiele (co nie znaczy, że mało – 80 sztuk plus 60 zwierzaków), ponieważ tylko torf będziemy oznaczać drewnianymi kosteczkami, natomiast swój stan posiadania pozostałych surowców zaznaczymy pojedynczymi żetonikami na torze z boku planszy. Za stronę graficzną odpowiedzialny jest Dennis Louhausen (m.in. Terra Mystica, Pokolenia, Szczęść Boże, Szklany Szlak), acz patrząc na obrazki nie sposób opędzić się od skojarzeń z ilustracjami Klemensa Franza (Agricola, Le Havre, Ora et Labora) – w końcu na ileż sposobów można narysować las czy pole?
Mechanika to stary dobry worker placement, praktycznie bez żadnych udziwnień. Każdy gracz ma do dyspozycji przez wszystkie rundy czterech członków rodziny. Runda odpowiada letniej lub zimowej połowie roku, przy czym w półroczach letnich mamy do dyspozycji inne akcje niż w zimowych. Ma to pewne uzasadnienie tematyczne, np. latem wykonujemy prace ziemne, a zimą przetwarzamy plony. Po każdej rundzie mamy znane z Agricoli “żniwa”, również różne w zależności od pory roku: przed zimą doimy naszą trzodę, zbieramy z pól, żywimy rodzinę i ogrzewamy chałupę, wiosną rodzą się nam młode zwierzaki, strzyżemy owce i żywimy rodzinę. Wszystkich, którzy nie cierpieli żywienia w starszych grach, od razu uspokoję, że tu wygląda na mniej uciążliwe, ponieważ potrzeba tylko trzech sztuk jedzenia, co nie wydaje się dużą liczbą, ale oczywiście wyjdzie w praniu. Znaczy w graniu.
Wśród akcji wiele korzysta z narzędzi – np. “Drwal: weź tyle drewna, ile masz siekier”. Narzędzi mamy 10 rodzajów i serdecznie współczuję tłumaczowi, który będzie męczył się z wyłożeniem mieszczuchom różnicy między “spade” (łopatka do kopania torfu) a “shovel” (łopatka do kopania gliny i usypywania wałów). Sporo akcji łączy też po kilka efektów (np. “Rybak: Weź jedną owcę, przesuń się o jedno pole na torze więcierzy, a następnie weź tyle jedzenia, ile masz więcierzy”), przez co wydają się mało eleganckie. Ładnie wyglądają łańcuszki produkcyjne. Przykładowo: orzemy sobie pole, ustalamy, że będzie to pole lnu (nie ma osobnej akcji siania), podczas żniw zbieramy z niego 1 len, zimową akcją “tkanie” przerabiamy na płótno tyle lnu, ile mamy krosien, a następnie ładujemy płotno na uprzednio zakupiony wóz (pewnie wywozimy do krawca) i w efekcie na koniec rundy zdejmujemy z wozu ubrania. Ubrania warte są punkty, możemy je też znów wpakować na wóz i sprzedać w sąsiedniej wsi za jedzenie (ten element, reklamowany w opisie wydawcy jako “handlowanie z innymi gminami”, to po prostu typowe eurowe “realizowanie zamówień”). Sam pomysł ładowania towarów na wozy (który notabene nie jest akcją, tylko dodatkowym działaniem w dowolnym momencie fazy akcji, bez użycia członka rodziny) jest dość nieintuicyjny i zalatuje sucharem, ponieważ obwarowany jest dziwnymi zasadami, jakie dobro możemy włożyć na jaki rodzaj wozu.
O budowaniu budynków, wycinaniu lasów, osuszaniu bagien i hodowaniu zwierząt nie będę się rozwodzić – są żywcem przeniesione z dodatku do Agricoli i “małej Agricoli”. Udająca oryginalną akcja budowania wałów na terenach zalewowych to w zasadzie to samo, co kupowanie rozszerzeń gospodarstwa w Chłopach czy Ora et Labora.
Punktacja końcowa przypomina tę w Cavernie, czyli punkciki zbiera się w zasadzie za wszystko – surowce, elementy gospodarstwa, postępy na torach podróży i narzędzi. Ciekawie punktowane są zwierzęta – 2 punkty za każde zwierzę z gatunku, którego masz najmniej, 0 punktów za każde z gatunku, którego masz najwięcej i 1 punkt za każde z trzeciego. Kluczowe będą prawdopodobnie punkty za budynki.
Budynki są również tym elementem, który zapewnia regrywalność (jak skutecznie – trudno przedpremierowo ocenić), poniewaź jest ich w pudełku 31, 9 gra zawsze, a 9 wybieramy spośród pozostałych (nie całkiem losowo, ale, o ile nie pomyliłam się w liczeniu, to mamy 66 tysięcy możliwości).
Podsumowując – Fields od Arle wygląda na kolejną wariację na ten sam temat i z tymi samymi mechanikami. Jeśli ktoś nie trawił dotąd Rosenberga, to ta gra go do niego nie przekona, jeśli ktoś wielbi – kupi na pewno. Dla nowicjuszy będzie raczej za trudna, a czy nada się jako pierwsza i jedyna gra z tej serii, nie stwierdzimy bez zagrania. Ja osobiście jestem umysł ścisły, lubię piosenki, które już słyszałam i gry, w które już grałam, więc na pewno chętnie zagram, ale chyba kupię dopiero wtedy, gdy wyeksploatuję do cna warianty dwuosobowe Agricoli, Le Havre i Caverny.
Premiera gry – w wersji niemieckiej (Feuerland Spiele), angielskiej (Z-Man Games) i francuskiej (Filosofia Édition) – przewidziana jest na Essen 2014 (połowa października). Skoro jesteśmy już przy wersjach językowych, można od razu dodać, że zależność językowa nie jest duża, ale niezerowa – porównywalna np. z Caverną. Feuerland Spiele przewiduje cenę 45 euro.
Podpisy pod zdjęciami: Veridiana
Jako fanka żywieniówki musiałam w końcu zagrać i w Fields of Arle. I jestem ZACHWYCONA!!! Motyw z ładowaniem wozów to dla mnie wisieńka na torcie. Poza tym czyste móżdżenie i pojedynek umysłów ekonomicznych. Po pierwszej partii rozpoznawczej, gdy wydaje się, że nie wiadomo, co robić – w drugiej mamy już plan. Obok Le Havre i Caverny – trzeci najlepszy Rosenberg :D
Bardzo przekrojowa recenzja… Niestety zachęcająca do kupna w okresie, gdzie FoA jest trudno dostępne;) No nic – trzeba czekać.
P.S. Ciekaw jestem jak wypadnie La Granja w porównaniu do najnowszych żywieniówek Rosenberga