To już ostatnia z sześciu recenzji dotyczących Shuffle – nowej linii karcianek łączących tradycję z nowoczesnością. Na koniec zostawiłam sobie grę, która – podobnie jak rozpoczynające cykl Cluedo – ma na świecie co najmniej tyleż samo zwolenników jak przeciwników. Problem w tym, że wśród geeków stosunek procentowy za i przeciw jest zgoła inny. A przy tym niekoniecznie dla tej gry korzystny. Czy słusznie? Przed wami… Monopoly Deal.
Zasady gry w pigułce
Planszowego Monopoly nikomu nie trzeba tłumaczyć, jednak ta wersja znacząco się od niego różni. Jest to gra karciana przeznaczona dla 2-4 graczy od 8 lat. Masz na ręku (początkowo) pięć kart, w swojej kolejce dobierasz dwie kolejne i możesz zagrać maksymalnie trzy. Kart są trzy rodzaje – pieniądze, karty akcji oraz działki. Co ważne, prawie każda karta (oprócz dwóch dzikich kart) obok swojej podstawowej funkcji może spełniać rolę pieniędzy. W swojej kolejce możesz więc wpłacić pieniądze do banku (każdy gracz ma swój bank) i/lub możesz budować działki i/lub możesz wykonywać akcje (np. zebrać czynsz, dobrać dwie nowe karty, zabrać komuś działkę). Jak widać pieniądze i działki często będą zmieniać właścicieli (uwaga: jeśli raz karta została uznana za walutę, to nie może na powrót stać się działką lub kartą akcji – do końca gry jest już tylko walutą).
Jak płacimy? Najlepiej oddając karty z banku. Ale można (a nawet trzeba jeśli nie mamy waluty w banku) zapłacić niszcząc swoje działki i oddając karty (jako pieniądze) przeciwnikowi. Nie wolno jedynie płacić kartami z ręki.
Jak budujemy? Kładąc przed sobą kartę działki (w przeciwieństwie do klasycznej wersji – nie ponosimy żadnego kosztu). Karty działek oznaczone są kolorami – i tak jak w planszowym Monopolu – wybudowanie każdej kolejnej działki w tej samej dzielnicy (czyli wyłożenie kolejnej karty w tym samym kolorze) podnosi czynsz. Na każdej karcie jest informacja z ilu działek składa się pełna dzielnica (i nie można jej już bardziej rozbudowywać, ale za to można dołożyć dom i hotel, które również podnoszą czynsz). Oprócz zwykłych kart działek (ulice, dworce, budynki użyteczności publicznej) są tzw. dzikie karty, które można wybudować w dzielnicy o pasującym do niej kolorze. Co ważne – dzikie karty można dowolnie przekładać na stole podczas swojej kolejki (najczęściej po to, aby korzystniej zebrać czynsz).
Jak wygrywamy? Wtedy, gdy uda nam się wybudować trzy pełne dzielnice.
Wrażenia
Gdy dostałam propozycję zrecenzowania Monopoly Deal moją pierwszą reakcją było „o nie, tylko nie Monopoly!” Nienawidzę Monopoly. Mam poczucie, że prawie nic ode mnie nie zależy i okropnie mnie to drażni. Rzuć kostką => kup coś/zapłać coś. Jest to oczywiście uproszczenie, bo jakiś tam wpływ na rozwój wypadków mamy – coś tam można licytować, czasem trzeba coś zastawić, a nawet zdarza się wybrać pole po rzucie kostkami. Niemniej jest to typowa turlanka niewymagająca wielkiego wysiłku umysłowego, za to wiele szczęścia.
Otóż Monopoly Deal reprezentuje zupełnie inny typ mechaniki. Jest to karcianka i losowość swoją opiera jedynie na tym, co dociągniesz z talii. Jednak w przeciwieństwie do rzutu kostką ręka jest na tyle bogata, że da się z tego wykombinować jakąś sensowną taktykę. Oczywiście jak to w karciankach bywa – karta idzie albo nie – ale to już inna para kaloszy.
Przede wszystkim Monopoly Deal posiada cechę, którą cenię niezwykle wysoko: prawie każda karta (oprócz kart stricte pieniężnych) ma podwójną funkcję – jest kartą akcji (lub działki) a oprócz tego ma swoją wartość jako karta waluty i to ode mnie zależy, czy zagram ją na stół czy też zdeponuję w banku jako pieniądze. Jakby tego było mało nie zawsze opłaca się od razu wystawiać swoje działki lub zagrywać karty akcji. Jest tu też pole do popisu dla rasowych karciarzy – zwracanie uwagi na to co już „zeszło” może pomóc w dokonaniu wyboru. Z jednej strony prościutka gra, w której trudno snuć dalekosiężne plany, z drugiej – całkiem spora decyzyjność.
Regrywalność jest na przyzwoitym poziomie. Nie da się przewidzieć rozwoju wypadków i każda partia – jakkolwiek oglądana z zewnątrz wygląda podobnie – wymaga od gracza dostosowywania się do aktualnej sytuacji. Często zdarza się, że na skutek początkowego farta oraz trafnych decyzji jedna osoba zaczyna gromadzić sporą kupkę pieniędzy i ma wskutek tego duże szanse na wygraną. Jednak sytuacja nie jest beznadziejna. Jak to możliwe? Celem nie jest bowiem bankructwo przeciwników czy też uzbieranie zawrotnej sumy pieniędzy, lecz wybudowanie trzech kompletnych dzielnic. Nie mając zaś nic w banku i żadnych działek na stole nie jest nam straszny czynsz ani inne środki przymusu pieniężnego. Nie musimy zaciągać kredytów ani nie odpadamy z gry. Zatem mając kilka kluczowych kart w ręku możemy pokusić się o finał nawet w jednym ruchu! Tak więc – walczyć warto do samego końca.
Skoro nie potrzebne nam są pieniądze do wystawiania działek, to po co w takim razie zbierać czynsz i gromadzić walutę? Z dwóch powodów. Ściągając czynsz od przeciwników dążymy do tego, żeby zniszczyć jego zasoby. Zapełniając swój skarbiec zabezpieczamy się przed zniszczeniem naszych własnych dzielnic.
Zastrzeżenie mam co do czasu gry podanego na opakowaniu – zdecydowanie nie jest to 20 minut. W tej grze sytuacja zmienia się tak diametralnie i tak często, że potrafi ciągnąć się nawet (!) godzinę. Występuje w niej olbrzymia negatywna interakcja, porównywalna np. z NOX-em. Cała ta gra praktycznie polega na tym, żeby zabierać, zabierać i jeszcze raz zabierać. Pieniądze i działki zmieniają właścicieli niemal non-stop i w tej sytuacji naprawdę bywa ciężko uzbierać trzy pełne dzielnice.
Czysto hipotetycznie możliwy jest nawet pat. Ponieważ karty działek często stają się kartami pieniędzy, ale raz użyte jako pieniądze nie mogą powrócić do roli działek – przy większej liczbie graczy może się tak zdarzyć, że nie będzie z czego skompletować ostatecznego celu gry. Jednak – powtórzę się – jest to tylko teoria, nam się nie udało do tego doprowadzić. *)
Na koniec jeszcze dwa słowa o wykonaniu – solidnym jak wszystkich produktów z serii Shuffle. Karty są dość intuicyjne – ale muszę wytknąć „chytrą transakcję” i „wymuszoną transakcję”, które się mylą. Na dodatek występuje pomyłka w instrukcji (widać autorowi też się pomyliło). Ale same karty są dobrze opisane, więc wystarczy po prostu na chwilę się nad taką kartą zatrzymać i rzucić okiem na tekst na niej zawarty. Drugie zastrzeżenie dotyczy niektórych kolorów – kolor liliowy i pomarańczowy są zbliżone do czerwonego – co przy słabym oświetleniu jest mankamentem nawet dla ludzi prawidłowo postrzegających barwy. Niemniej – nie jest to mocno uciążliwe, wystarczy bardziej uważać.
Za to jest w tych kartach coś co mnie urzeka. Działki to ulice Warszawy, które wchodzą w skład prawdziwych dzielnic – jako mieszkanka stolicy po prostu buduję Żoliborz, Śródmieście czy Pragę Północ. Zdaję sobie sprawę, że dla większości z Was – rozrzuconych po całej Polsce – jest to rzecz nieistotna, ale mnie sprawia to olbrzymią frajdę.
Idzie nowe, czyli tablet na stół a karty w dłoń
Posiadając telefon lub tablet z systemem Android lub MacOS warto zagrać w wersję rozszerzoną. Aplikacja bowiem wprowadza karty szansy – dobrze znane z wersji planszowej, jednak tutaj spełniające nieco odmienną rolę. Otóż kartę szansy losuje się przed każdym swoim ruchem i rozpatruje się jej efekt. Czasem korzystny, czasem niekorzystny a często po prostu zabawny. To urozmaica rozgrywkę i czyni ją jeszcze bardziej imprezową – nie wszystkim jednak może się podobać i to z kilku powodów.
Mnie nie podoba się balans kart. Stoimy sobie na jednej nodze, szczekamy, tańczymy bądź zachowujemy się jak elegancki Brytyjczyk aż tu nagle ktoś dostaje kartę pozwalającą na zabranie jednej z trzech wierzchnich kart ze stosu kart odrzuconych. Licytujemy się o kartę szansy, a tu się okazuje, że to karta imprezowa albo wręcz z negatywnym efektem.
Aplikacja umożliwia wybranie jednej z dwóch talii kart (impreza rodzinna lub skazaniec) – ale nie ma to większego znaczenia co wybierzemy. Owszem, w talii skazaniec karty imprezowe nawiązują do tematyki gangsterskiej, a w imprezie rodzinnej są typowo familijne – ale poza klimatem nic w zasadzie się nie zmienia. O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby podzielenie talii na imprezową i efektywną – np. w tej pierwszej umieszczając zadania takie jak „rozegraj swoją kolejkę stojąc na jednej nodze”, w drugiej zaś karty z konkretnymi efektami wpływającymi na rozgrywkę (np. „możesz zagrać dodatkową kartę z ręki” lub „weź wierzchnią kartę ze stosu kart odrzuconych”).
Drugie zastrzeżenie jakie mam to niejednoznaczność w opisie kart szansy. Np. nie wiemy, czy mamy odrzucić dzikie karty ze stołu czy z ręki? Czy darmowa karta czynszu liczy się do limitu zagrania trzech kart, czy jest kartą dodatkową? Jak porównać wartości dzielnic? Jak obliczyć czynsz, który zwiększamy na skutek karty szansy jeśli będziemy przy tym zagrywać kartę „podwójny czynsz”? – w końcu 2a+b ≠ 2(a+b). I wiele innych …
Przyznam się, że nie przepadam za grą z tabletem. Ale dzieciom się podoba.
Podsumowanie
Jest to gra, która mnie zaskoczyła. Nie przypuszczałam, że Monopoly Deal da mi tyle frajdy. Nie jest to oczywiście tytuł, dla którego będziemy specjalnie rezerwować wieczór ale jako filler, jako niespodziewany strzał z boku, jako gra rodzinna gdy nie ma za wiele czasu – jest super. Chowając dumę geeka do kieszeni powiem – podoba mi się!
Plusy:
+ mechanika o wiele prostsza a jednocześnie ciekawsza (więcej decyzyjności) niż wersji planszowej
+ szalenie dynamiczna
+ olbrzymia negatywna interakcja
+ ładne i solidne wykonanie
+ kompaktowe rozmiary, niska cena
+ dobrze napisana instrukcja
+ wysoka regrywalność
+ dobra skalowalność
+ sentymentalny plusik dla Warszawiaków
Minusy:
– mylące się (ale tylko trochę) kolory działek i nazwy niektórych kart akcji
– występuje efekt kuli śnieżnej (jak ktoś nazbiera dużo gotówki, to trudno go „ruszyć”, niemniej jednak nie jest to zupełnie niemożliwe)
– tym, co spodziewają się typowego Monopoly – może się nie podobać z powodu uproszczonych zasad (brak kupowania, licytacji, zaciągania pożyczek, bankructwa) – to nie jest gra ekonomiczna!
– nie do końca dobrze zbalansowane karty szansy w aplikacji
*) niespodziewane home rules ;) – patrz komentarze
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
tak sobie mysle… jak mozna zabierac sie za recezje gry, nie zapoznajac sie dobrze z jej instrukcja…??? wprowadzajac tym samym w blad ew. zainteresowanych???
Możesz rozwinąć myśl?
karty „dzialka” nigdy nie trafiają do „banku”, można a czasem trzeba nimi placic, ale trafiają wtedy NIE do „banku” innego gracza, tylko uzupelniaja jego „dzialki”. recenzent gry nie do końca zrozumial instrukcje, zmienil tym samym caly sens gry, motorykę i dynamikę. wprawieni gracze rozgrywają jedna partie ok 10-15 min., no ale oni instrukcje zgłębili ;)
Tak, to prawda, mój błąd. Dziękuję za zwrócenie uwagi. To powinno istotnie skrócić czas gry.
Natomiast nie wydaje mi się, żebym wprowadzała w błąd kogokolwiek z zainteresowanych, bo to nie jest przewodnik „jak grać” – tego uczymy się z instrukcji. Recenzja jedynie przybliża zasady, żeby móc się w dalszym tekście do nich odnieść, to subiektywna ocena gry dokonana przez recenzenta, a ta nie sądzę, żeby wiele się zmieniła.
Ale nie omieszkam zagrać następnym razem prawidłowo. Jeśli moja ocena ulegnie zmianie dopiszę sprostowanie.
… i co z tym sprostowaniem?, opis zasad nadal wprowadza w blad…
Już nie wprowadza.
Sprostowanie miało być jeśli moja ocena ulegnie zmianie. Ale nie uległa ;)
Ciekawa odmiana – ja ostatnio grałem w wersję z figurkami z klocków Lego -Lord of Money