Lubicie łamigłówki? To świetnie, w takim razie o Enigmie już pewnie słyszeliście, a może i mieliście nawet okazję zagrać. Nie lubicie? Nic straconego! I tak warto przyjrzeć się Enigmie – chodzi w niej tak naprawdę o coś zupełnie innego.
Oczywiście tym obrazoburczym twierdzeniem staram się zachęcić Was do zapoznania się z dalszą częścią niniejszej recenzji, ale prawdą również jest, że już dawno nie miałem takiego kłopotu z zakwalifikowaniem gry planszowej. Jednak wszystko po kolei.
Autor i gra
Touko Tahkokallio, wszechstronny fiński twórca gier kojarzony przede wszystkim ze strategiczną serią Eclipse, która szturmem zawojowała rankingi, sklepowe półki i portfele graczy, tym razem zdecydował się na wycieczkę w rejon familijnych gier logicznych, z silnym akcentem na łamigłówki. Bo połowa Enigmy to właśnie pochylanie głowy nad logicznymi zagadkami, zebranymi w czterech kategoriach:
- Mozaika – klasyczny tangram (układanie kształtów z dostępnych figur geometrycznych)
- Odważniki – matematyczny problem równowagi (wymagający elementarnego mnożenia i dodawania w pamięci)
- Z lotu ptaka – przestrzenna układanka przypominająca Tetrisa, Ubongo bądź Blokusa w 3D
- Rurociąg – kojarząca się z GoGetter łamigłówka polegająca na układaniu zamkniętego układu rur, trójników i kolanek
Każdy gracz wybiera inną kategorię i rozwiązuje wylosowane zadanie. Ten, kto rozwiąże jako pierwszy, odwraca 45-sekundową klepsydrę, dając pozostałym graczom chwilę na dokończenie swoich zagadek. Ci, którym się udało, rozpoczynając od gracza startowego, odwracają swoje kafelki z zadaniami i dokładają znajdujący się na rewersie fragment labiryntu, tworząc zapętlony, trójkolorowy układ plazmowodów. W swojej turze gracz może położyć jeden z trzech posiadanych pionków na dokładanym właśnie kafelku tak, by obsadzić niezajęty jeszcze kolor. Po zamknięciu jakiegokolwiek obwodu podliczane są punkty za zbiorniki w danym kolorze. Kto pierwszy uzbiera ich piętnaście – wygrywa.
Na bogato
Trzeba docenić wykonanie Enigmy – dostajemy sporej wielkości, ciężkie pudło, bynajmniej nie wypełnione powietrzem. Jakość komponentów jest co najmniej dobra, ewentualne narzekania na zbyt małe kafelki z tangramami bądź rurociągami trzeba wytłumaczyć ograniczeniem powierzchni do grania. Jedynie kartonowe elementy do budowy rurociągów odbiegają nieco od drewnianej reszty a szkoda.
Generalnie jednak jest solidnie i kolorowo, choć po odkryciu pierwotnej wersji graficznej (zachęcam do zerknięcia na BGG), bazującej na staroegipskich realiach, odczuwam w tej kwestii pewien niedosyt – wersja wydana u nas, utrzymana w futurystycznych klimatach, nie tyle słabiej do mnie przemawia, bo co może się równać z eksploracją piramidy, ile jest przy okazji nieco mniej czytelna.
Reguły można wyłuszczyć w minutę nawet planszówkowym amatorom, do zrozumienia poszczególnych kategorii łamigłówek trzeba po prostu kilka testowo rozwiązać, element taktyczny w postaci układania plazmowodu wymaga zaś jedynie wyjaśnienia punktowania połączonych nagle odcinków, po pięciu minutach można grać.
Jak grać, żeby wygrać?
I tutaj właśnie zaczynają się schody. Przede wszystkim chciałbym po własnych doświadczeniach zdementować obiegowe opinie: żadna z łamigłówek/kategorii nie jest wyraźnie trudniejsza/łatwiejsza od innych – każde zadanie można rozwiązać w mniej niż minutę. Postawione przed graczami problemy nie wymagają wielostopniowego planowania, jak w niektórych łamigłówkach wielozadaniowych. Nie są również zbyt skomplikowane pod względem mechaniki. To, co moim zdaniem stanowi o ich potencjalnej trudności, to presja czasu.
Tak, to właśnie stres powoduje, że zadanie które jeszcze przed momentem wydawało się banalne, zaczyna się komplikować, a nerwowe zerkanie na piasek przesypujący się w klepsydrze na pewno nie pomaga. Bardzo często już po zakończeniu rywalizacji rozwiązanie pojawia się momentalnie, bo Enigma nie jest grą premiującą umiejętność rozwiązywania skomplikowanych problemów – jest dosyć perfidną wycieczka w krainę radzenia sobie z presją czasu. To również powód, dlaczego w Enigmie bardzo dobrze radzą sobie dzieci, niejednokrotnie pogrążając z kretesem swoich dorosłych przeciwników. Więcej intuicji, mniej wyrachowania? Być może.
To jednak nie wszystko – podobnie jak w serii Ubongo prawidłowe rozwiązanie łamigłówki stanowi warunek konieczny, ale absolutnie niewystarczający do zwycięstwa w rozgrywce. Bo punkty zdobywamy za umiejętne układanie kafelek, a nie za sam fakt ich zdobycia. Ta część porównywana bywa często do elementu drogi w Carcassonne, choć nie bez istotnych różnic. Tutaj również jest pod górkę: wybierać kafelki sugerując się rodzajem łamigłówki czy też ryzykować niezbyt lubianą kategorię dla zdobycia wartościowego kawałka układanki? Budować własne plazmowody czy też podpinać się pod cudze? Zamykać od razu obwody i punktować małymi krokami czy też konstruować molocha i liczyć na jego zamknięcie zanim zrobią to inni? Nieważne, i tak zwykle jestem zaskakiwany czyimś zwycięstwem.
Łamigłówka w łamigłówce
Cóż z tego, że uroki łamania głowy nie są mi obce – w Enigmę przegrywam regularnie i z kretesem. Próbowałem już wszystkiego: dobierania kategorii zagadek zgodnie z aktualną dyspozycją umysłową albo wręcz przeciwnie, byle kafelek był bardziej wartościowy. Budowałem własne plazmowody albo próbowałem wkręcić się na trzeciego. Optowałem za zmianą reguł, promującą osoby najszybciej rozwiązujące zagadki (na przykład możliwością dołożenia kafelka w pierwszej kolejności), grałem w trójkę (nieźle) albo w czwórkę (jeszcze lepiej). Wszystko na nic. Cytując klasyka: „dramat, horror i żużel”.
Zadziwiające jednak było to, że nigdy nie miałem problemów ze znalezieniem chętnych do partyjki. Pomimo moich nieudolnych prób znalezienia optymalnej strategii, cała ekipa graczy zdawała się świetnie bawić za każdym razem, ze szczególnym uwzględnieniem małolatów, często zresztą wygrywających z dorosłymi. Oczywiście żeby zabawa była pewna musimy upewnić się, że wśród nas nie ma osoby ewidentnie nie lubiącej łamigłówek – będzie się po prostu potwornie nudzić. Pomimo bigosu w mechanice Enigma potrafi wciągnąć, nawet jeżeli odbywa się to z zaciśniętymi zębami.
Czy planszówka bez rozpoznawalnej taktyki może być zabawna? Iluminacji doznałem czytając wywiad z Touko zamieszczony na BGG. Oto jego recepta na dobrą grę:
„A good game should be fun to play (whatever this means) and it should include at least an illusion that player’s decision have some effect how the game plays out.”
Innymi słowy ważna jest frajda z grania (obecna!), a poczucie kontroli nad wynikiem może być iluzoryczne (i jest). I to właśnie kwintesencja Enigmy – nie chodzi o zwycięstwo samo w sobie, lecz o zabawę w drodze do jego osiągnięcia, o ile nam się poszczęści oczywiście. Dzięki mechanice polegającej na gorączkowym rozwiązywaniu łamigłówek każdy sukces na tym polu traktowany może być jako małe zwycięstwo. I choć metody na Enigmę nadal nie odnalazłem, gram w nią bez proszenia i z nie malejącym zapałem. Wstrząśnięty i zmieszany chcę wierzyć, że w końcu się uda.
Za:
– łamigłówki na wyścigi podnoszą tętno
– bardzo dobre wykonanie większości elementów
– kilka kategorii łamigłówek do wyboru, więc każdy znajdzie coś dla siebie
– szybka rozgrywka, na jednej partii się nigdy nie kończy
– wielopokoleniowa wartość edukacyjna – bezcenna (za to oczko wyżej w ocenie)
– najlepsza w czwórkę, wtedy nie uda się uniknąć nielubianej łamigłówki
Przeciw:
– nie dla miłośników głębokiej taktyki, raczej na rodzinną imprezę
– potrafi się skończyć dosyć nieoczekiwanie (zbyt niski pułap punktów zwycięstwa)
– czwarty kolor zbiorników zwiększyłby interakcję
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.