No i zaczęło się wielkie testowanie! Pierwsze planszówkowe nowości z targów Spiel’14 spłynęły już do Polski. W różnych zakątkach kraju gracze skwapliwie przystąpili do rozgrywek w najgorętsze tytuły tegorocznego Essen. Oczywiście wszyscy rzucili się na „nowego Wallace’a”, „nowego Felda” czy innego „nowego Rosenberga”. My… również :) ALE oprócz tego mamy do zrecenzowania ponad 40 innych tytułów, debiutujących w tym roku. Sami jesteśmy ciekawi, czy wśród nich kryją się jakieś niezauważone do tej pory perełki. Zapraszamy do przeglądu gier z Essen, nad recenzjami których zaczynamy właśnie pracę.
Ink
Nie jest wielkim zaskoczeniem, że największe nadzieje wiążę z Alchemists. Przez wydawnictwo, oprawę graficzną i tematykę kojarzą mi się w naturalny sposób z grami Vlaady Chvatila z poprzednich lat i są swego rodzaju zastępstwem wobec nieobecności nowego tytułu mojego ulubionego projektanta. W związku z tym mają też największą szansę okazać się zawodem, bo moje oczekiwania są naprawdę wygórowane. Korrigans z kolei przede wszystkim uroczy temat, familijna mechanika, cudne wykonanie, ale też autorzy jednej z najcięższych gier, w jakie grałem. Zupełnie nie wiem, co z tego wyniknie. Jednak najbardziej w ciemno strzelam przy trzecim z tytułów, czyli Dungeon Bazar. Ponownie dałem się złowić na temat, bo jestem fanem oryginalnych pomysłów odwracających klasyczne schematy, jak na przykład w Dungeon Lords. Tutaj mamy standardowe polowanie na smoka, ale z punktu widzenia handlarzy zaopatrujących bohaterów w potrzebny sprzęt. A za ich plecami potajemnie współpracujących z rzeczonym smokiem. Mam jednak nadzieję, że obok tematu znajdę też w DB sensowną grę.
Pingwin
Antike nikomu przedstawiać nie trzeba, ale jeśli ktoś zupełnie przypadkiem jej jeszcze nie zna powinien przeczytać recenzję, która pojawiła się u nas już ponad 6 lat temu. Antike II to odświeżona wersja starego dobrego tytułu, z nieco zmienionymi zasadami [bliskimi wersji Antike Duellum – przyp. Odi]. Jako miłośnik Starożytnego Rzymu nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Liczę na mocny tytuł w klimatach strategiczno-cywilizacyjnych. Z kolei Realm of Wonder urzekł mnie swoim baśniowym charakterem i pięknym wykonaniem jako familijna pozycja wprowadzająca w świat przygody i fantasy. No dobrze, przyznam się bez bicia – zainteresowała mnie też plansza złożona z kręgów, które w trakcie gry będą zmieniać swoje położenie. Ciekawe rozwiązanie. RoboRama wydaje się być grą z prostą mechaniką, która jednakże wymagać będzie sporej dawki logicznego myślenia. Obawiam się, że obwody moich szarych komórek będą się grzać niczym styki na farmie robotów. Nie, nie obawiam się – ja na to po prostu liczę :) Co do wykonania zaś – powinniście zobaczyć reakcję dzieci, które zaglądając do środka zobaczyły 17 plastikowych robocików. Ich mina – bezcenna. Mars Attacks: The Dice Game to jedna z wielu wariacji na temat kości Steve Jackson Games – mechanicznie zbliżona do niedawno wydanych u nas Kości Zombi, albo starego (prawie jak świat) i niezmiernie grywalnego Can’t Stop. Niestety po pierwszej rozgrywce (którą mam już za sobą) odnoszę wrażenie, że nie będzie bawiła tak dobrze, jak owe dwie wymienione gry. W cichości ducha liczę jednak na to, że się mylę i to tylko kwestia optymalnej ilości graczy. Mahé zaś wydaje się być dla mnie Essenowym odkryciem. Zupełnie przypadkowym trzeba dodać. Skoro mamy żółwie to nieodparcie kojarzy się (i poniekąd słusznie) z Pędzącymi Żółwiami. Jednak Żółwie Knizii są przy nich nudne jak flaki z olejem i suche jak piasek w piaskownicy podczas letnich upałów. Oczywiście jest to gra w klimatach rodzinno-imprezowych, żadnego cięższego myślenia tu nie ma, a i losowość jest mocno zaakcentowana – ale zabawa jest przednia. I ostatni tytuł – Москва-Париж …. z niekłamaną ulgą zauważyłam malutką naklejkę na na wskroś rosyjskim pudełku informującą, że „English game inside”. Ja co prawda należę do pokolenia, które język rosyjski znać musiało – jednak po latach zbytku w tym obrzydliwym kapitalizmie tak nieprzyzwoicie otwartym na świat cyrylica przestała należeć do mojego ulubionego alfabetu. Zatem z Moskwy do Paryża będziemy jeździć po angielsku …. choć tak naprawdę to nawet wcale nie będziemy jeździć. Gra dysponuje zerową ilością klimatu a mechanika na pierwszy rzut oka jakoś nie powala, ale … dajmy jej szansę…
BoardGameGirl & KubaP
Nam się trafiła cała gama wydawnictwa Lookout/Mayfair. To oznacza, że mamy Gold Ahoy – prostą, dwuosobową grę kafelkową, polegającą na większościowej kontroli obszarów, Patchwork Uwe Rosenberga, czyli logiczną grę o zarządzaniu czasem i kafelkami, w której nikogo nie trzeba karmić, Murano, czyli perełkę (tak, już graliśmy i to prawdziwa perełka!) Inki i Marcusa Brandów (autorów m.in. Pokoleń) i wreszcie Johari, w którym staramy się zbierać kryształy i zamieniać je na punkty zwycięstwa. Oprócz tego będziemy mogli na nowo cieszyć się Concordią Maca Gerdtsa, do której przetestujemy nowe mapy – Germanię i Brytanię. Do naszego worka wpadł także jeden z nowych Feldów, czyli La Isla – taktyczna gra z bardziej rodzinnej półki, niż ta, do której przyzwyczaił nas Pan Stefan. Kolejnym tytułem, któremu mamy się przyjrzeć bliżej jest Hoyuk, czyli tak lubiany przez Kubę citybuilding, tym razem w epoce kamienia łupanego. Poza tym czeka nas małe deja vu, czyli bój o szybko wyprzedające się tytuły w Essen: The Game. Kolejny tytuł to ZhanGuo wydawnictwa What’s Your Game, czyli ludzi odpowiedzialnych m.in. za Madeirę. Last but not least staniemy przed wyzwaniem rozbudowy naszych cywilizacji w The Golden Ages.
WRS
Moje pierwsze Essen. Dzięki zapobiegliwości RedNacza będę mógł się podzielić wrażeniami z trzech tytułów. Najbardziej raduje mnie oczywiście Power Grid deluxe: Europe/North America, o którym już za kilka dni będziecie mogli poczytać. Gorącą nowością wydaje się być Colt Express. Nie zdążyłem jeszcze zagrać, ale wygląda prześlicznie… W pakiecie z Wysokim Napięciem dostałem także Fresh Fish. Oryginału sprzed kilkunastu lat nie znam, ale zapowiada się ostra, licytacyjna walka. Tak jak lubię!
Dzięki pomocy przyjaciół i życzliwości Wydawców przywiozłem jeszcze parę innych pudeł. Wir sind das Volk! to bardzo intrygująca pozycja opowiadająca o zmaganiach między dwoma częściami Niemiec. Cieszę się tym bardziej, że miałem ten tytuł na mojej przedEssenowej liście. 7 Steps to kolorowa gra logiczna sponsorowana przez cyferkę 7. Pierwsze wrażenia sympatyczne, zobaczymy jak będzie dalej. Również będę pisał o El Gaucho. To prosta gra z użyciem kostek i roztropnym korzystaniem z akcji specjalnych. Bardzo miłe wrażenia po pierwszej partii – recenzja wkrótce.
Dzięki Kubie będę się cieszył dwoma tytułami – Six MaKING. Kapitalny tytuł dla miłośników gier logicznych. Podobne nieco do Mixtour (zachwycałem się tym tytułem rok temu z okładem), ale z dodatkowymi ciekawymi zasadami. Najmilsze zaskoczenie targów. Z tego samego wydawnictwa w pakiecie mam jeszcze Charta Krymenesiae. Nic jeszcze nie wiem, ale kto wie? może będzie to miła niespodzianka. Druga gra, którą poznałem i zdobyłem dzięki Kubie to Rifugio. To gra o mechanice przypominającej Folkową Jaskinię, ale w klimatach turystycznych wędrówek po górskich szlakach.
Także z Kosmosu (jak 7 Steps) dostałem Jäger +Späher. Dwuosobówka wykorzystująca karty akcji i postaci w realiach epoki jaskiniowej. Zapowiada się zacnie.
Nastawiałem się na indonezyjską grę Mahardika, ale w moje ręce wpadła tylko karcianka Mashup Monsters. Wygląda extraordynaryjnie… Okaże się niedługo co warta.
Kompletu dopełnia Cornish Smuggler. Nie nowość, ale ckniło mi się do tej gry od dawna…
Na wyprzedaży zanabyłem jeszcze Trias, grę recenzowaną kilka lat temu na naszych łamach. Może się pokuszę o własny tekst. Rozważam też parę słów na temat promosów i dodatków, które wzbogacą moje gry.
W sumie wcale niemało tych pudeł, ale entuzjazm po pierwszych targach ogromny!
Veridiana
Ja z tych, co czekali na „nowego Felda”. Ale tego cięższego z dwóch. Nowe wydawnictwo na rynku – Fullcap Games poczęstowało nas na dzień dobry mózgożerem o tytule Badacze Głębin. Tytuł, być może, skrywa prawdziwą naturę gry, która jednak już po kilku pierwszych rozgrywkach zachwyciła nie tylko mnie. Bora Bora może czuć się zagrożona na piedestale, zarówno w kategorii najlepsza gra Stefana, jak i jego najcięższa propozycja.
Październik okazał się w ogóle miesiącem wybitnym, dawno nie zaświergoliłam się na punkcie dwóch gier. Drugą, z przypadku właściwie, okazało się Seasons: Pory Roku. Nie mogłam więc nie sięgnąć po fabularna kontynuację – Lords of Xidit, która już przy otwieraniu zaskakuje na plus: pudło ciężkie jak szafa, wypełnione ogromną planszą i milionem elementów do wypchania, figurek i łączników, które – i tu już mniej optymistyczna informacja – trzeba samemu zagospodarować i złożyć w pięć specjalnych paneli akcji. Niemniej, zabawa zaczyna się już na tym etapie i teraz tylko czekać sąsiadki i pierwszej rozgrywki, gdyż gra jest grywalna od graczy w liczbie sztuk trzech.
Polskiej wersji Tash-Kalar: Legendarna Arena wypatrywałam jak kania dżdżu, gdyż mój etatowy współgracz z taką ilością angielskiego na kartach radzi sobie średnio. A że gra sama w sobie jest jedną z tych, w których zaświergoliłam się już dawno temu – mam nadzieję, że zniwelowanie ostatniej przeszkody pozwoli mi się cieszyć rozgrywkami także i przy domowym stole. Do tego w nowej, naprawdę lepszej odsłonie graficznej.
Gry Adama Kałuży Mr House nie zdobyłam w Essen i nie ja będę ją recenzować, niemniej należy do okołoessenowych prezentów, więc i ja dołożę swoje trzy grosze we wdzięcznym temacie przemysłu budowlanego. A że okładka prezentuje się nadzwyczaj klarownie i przyjemnie dla oka…Voila!
Jedną z gier, na których przesyłkę jeszcze czekam jest Strife od Cube Factory of Ideas. Na takie dwuosobowe karcianki oczekuję zawsze z wyjątkowymi rumieńcami. Czy będzie tak dobra jak Tash-Kalar? Czy pobije Konwój, Race for the Galaxy, Seasons i inne karciane perełki? Nie wspominając rzecz jasna o Nowej Erze, której pobić chyba nie sposób. Ale od czego są nadzieje, nowe pomysły i zapierające dech w piersiach grafiki? Jak tylko gra trafi w moje ręce… Niech tylko trafi w moje ręce!
Poczet pomniejszych zdobyczy rozpoczyna Spyfall, rosyjska gra o szpionach. Pomimo iż temat całkiem na czasie (chyba że były to celowe działania promocyjne), gra jest pozycją imprezową, z blefem, gadaniem i wieloma kartami o świetnych grafikach z jednej strony oraz skomplikowanych zasadach wyłaniania zwycięzcy z drugiej. Już wiem, że moi rozrywkowi inaczej koledzy z klubu gry nie polubią, więc czekam na jakąś imprezkę w innym towarzystwie.
Ostatnie dwa tytuły wzięłam pod skrzydła (a konkretnie do walizeczki Piotra) ze względu na dzieci w świetlicy szkolnej, które postanowiłam nawracać na jedynie słuszną wiarę planszówkową. Mordujące klawiatury komputerów niemalże starszych ode mnie, są trudną grupą docelową, ale pierwsze koty za płoty zostały już przerzucone: zaiskrzyło Tenzi, Logix, Corridor i Wilki i Owce. Teraz czas na Bucket King 3D Stefana Dorry oraz Bug Race… kogośtam. W przypadku tej drugiej gry, zafascynował mnie motyw dwufabularnej planszy, która z jednej strony przedstawia zwykłe żuki na zwykłych leśnych ścieżkach, a z drugiej robożuki na panelach z futurystycznego robolasu. Pierwszy plus więc już jest!
Odi
No i czas na moje zdobycze. The Possession, czyli kolejny na rynku survival horror, tym razem szczęśliwie bez zombiaków w rolach czarnych charakterów. Co w zamian? Ano w zamian dobrze znana drewniana chatka w środku lasu, wewnątrz chatki pięciu młodych ludzi czyta sobie złowieszczy Necronomicon. Wiadomo, że taka lektura bez wpływu na psychikę pozostać nie może, więc w każdej rundzie jedna lub więcej postaci zostaną opętane, rzucając się na swoich przyjaciół. Wszystko niby wygląda fajnie (a najfajniej panna na okładce, będąca skrzyżowaniem Jokera z Elvirą), martwi tylko niski ranking na bgg. Gra debiutowała na Essen, a wiadomo że w takich konwentowo-targowych okolicznościach podobne gierki powinny zyskiwać punkty, a nie tracić… No cóż – mimo wszystko z przyjemnością sprawdzę.
Trafiła też do mnie gra 27th Passenger: A Hunt on Rails, czyli dosyć standardowa (jak się wydaje) gra dedukcyjna, z niestandardową (jak się wydaje) historią. Otóż w pociągu nowojorskiej nadziemnej linii metra znajduje się kilku profesjonalnych, płatnych zabójców. Urządzają sobie rodzaj turnieju, którego zwycięzcą zostanie ostatni żywy spośród nich. Wokół oczywiście pasażerowie, którzy wsiadają i wysiadają na kolejnych stacjach, powiększając ogólne zamieszanie. Story taka sobie, ale nie ona jest najważniejsza. Oby tylko działała dedukcja, a mechanika zawierała w sobie ciekawego twista.
Royals, to gra Petera Hawesa, który kilka lat temu prezentował już na Essen dość podobną produkcję: Heads of State. Proste, standardowe euro, które szału najprawdopodobniej nie zrobi, ale jeśli da się przyjemnie pograć przy każdej liczbie graczy, to już będzie nieźle.
Na fotografii brak czwartej essenowej gry, którą będę recenzował, a mianowicie Dark Tales. Ta prosta karcianka wiele obiecuje pięknymi ilustracjami, aczkolwiek mechanika podobno nie generuje zbyt wielu istotnych decyzji.
Tonks
Do mnie przywędrowało jedno, aczkolwiek zacne pudło, na widok którego chętnie zamerdałabym psim ogonem, gdybym go miała. To Five Tribes! Opisywane jest jako demonicznie ciekawa gra, którą zaprojektował Bruno Cathala. Szykuje się strategia, ale nie w typowym schemacie worker-placement. Dżiny, wielbłądy, oazy, wioski i targowiska po prostu muszą tworzyć baśniowy klimat rodem z Alladyna i Szeherezady. Całość prezentuje się arcypięknie. Zobaczymy jak będzie przy stole.
Garg
Spike– Ticket to Ride, Chicago Express i Steel Driver w jednym. No i czas rozgrywki 60 minut. Zdecydowanie chętnie spróbuję. Massilia – smętna grafika i fajne użycie kostek. Niby nic nowego, ale dwa fajne mechanizmy (zmiana cen towarów i sposób dobierania kostek) zachęciły mnie do spróbowania. 12 Realms – kooperacja fantasy, czyli coś, czego nie lubię. A jednak mnie zainteresowała. No i można grać solo. Doodle City – Qwixx kojarzy mi się bardzo dobrze, więc co może być złego w tym tytule? Choć wygląda nieco sztuczniej. El Gaucho – zbieranie krów z pastwisk przy pomocy kostek, a następnie sprzedawanie w sposób podobny do skrzyżowania Fasolek i Keltisa. Wziąłem to przede wszystkim dzięki nazwie wydawnictwa, ale grafika i mechanika (bo już nie temat…) też są ciekawe, więc kto wie… Najwięcej obiecuję sobie po El Gaucho i Spike, choć ten drugi tytuł po lekturze instrukcji sprawia wrażenie nieco nieeleganckiego w regułach.
szykuje się wysyp recenzji!
Ano szykuje, szykuje, tylko najpierw ograć to wszystko trzeba. Nie, żeby to szczególnie przykry obowiązek był :)
Nikt nie przywiózł Imperial Assualt?