Praca w świetlicy szkolnej to przede wszystkim hałas. Dużo hałasu. I stare komputery pamiętające jak powstawał węgiel. I dzieci walące bez opamiętania w niezniszczalne klawiatury tych komputerów. Na tym tle widzę swoją szansę i misję – aby to cyfrowe pokolenie odciągnąć od ekranów i zaciągnąć do stołu, do planszy, do kart i żetonów. Albo do… wiaderek.
Na razie, odpukać, zaliczam sukcesy. Wygrywam małe bitewki. Serce rośnie, gdy patrzę po sali i oprócz kilku zapaleńców wpatrujących się w monitory reszta zgrupowana w małe oddziały walczy z grami planszowymi. Gry dziecięce, gry rodzinne. Na kole gier planszowych w ubiegłych latach było prościej, gdyż starsze dzieci, wyselekcjonowane, chętne i szybko nabierające praktyki dawały same radę z ambitnymi tytułami. W tym roku trzeba było cofnąć się do źródeł. Na świetlicę chodzi wiele różnych dzieci, a największą grupę stanowią pierwszoklasiści, nierzadko kończący dopiero 6 lat. Dla nich musiałam znaleźć nowe zarazki. I chyba znalazłam.
Dziś omówię grę znanego projektanta Stefana Dorry – Bucket King 3D. Gra należy do rodziny szybkich gier karcianych o dziwnych kanciastych zwierzątkach, ale wzbogacona została o tytułowy element trójwymiarowy – wiaderka. „Chodź, zagramy w wiaderka!” nie brzmi może zbyt zachęcająco, ale pozory lubią mylić.
Bucket King bardzo się dzieciom podoba. Ba, podoba się i mnie! Gra polega na wzajemnym burzeniu piramid z wiaderek. Każdy gracz broni swojej i atakuje cudze konstrukcje. Gdy czyjaś piramida zostanie zmieciona w pył, rozgrywka dobiega końca i wygrywa gracz z największą ocalałą wiaderkową budowlą.
Król wiaderek (w tym miejscu przypomniał mi się równie chwytliwy „car sedesu” z jakiejś komedii, ale to tak na marginesie) polega na zagrywaniu kart w określonym kolorze. Gracz wskazuje kierunek ataku i kolejni gracze muszą przebić wartość sumaryczną poprzednika kartami w tym samym kolorze. Osoba, która nie jest w stanie tego zrobić, usuwa z piramidy wiaderko w atakowanym kolorze. Im niżej się ono znajduje – tym gorzej dla piramidy…
Ta prosta mechanika zawiera kilka fajnych elementów. Po pierwsze, gracz może wyłożyć w jednym ruchu od 1 do 3 kart, ale pobiera ze stosu zawsze tylko 1 nową. Nie opłaca się więc od razu atakować kilkoma kartami, bo szybko zabraknie nam środków obrony. Z drugiej strony, taki spektakularny atak od czasu do czasu na kluczowe wiaderko przeciwnika może odwrócić losy rozgrywki. Po drugie, piramidy budujemy po przyjrzeniu się ręce początkowej (10 kart), gdy wiemy, w jakich kolorach będzie nam łatwiej się bronić, a których wiaderka należy obowiązkowo położyć gdzieś wyżej. Po trzecie, możemy wybrać wariant „pstrykający” lub „zgodny z prawami fizyki”, tzn. wypychać wiaderka z piramidy gwałtownie ze wszelkimi tego konsekwencjami albo usuwać wiaderka po kolei, tylko te, które faktycznie powinny spaść. Po czwarte, jeśli uważamy, że gra jest za prosta lub nie daje nam zbytniego pola manewru, możemy zagrać w wariant z superjedynką, który polega na łączeniu kart różnych kolorów. Po któreśtam, wybierając kierunek ataku i obserwując przeciwników mamy duży wpływ na strategię. Po kolejne, inicjując atak musimy uważać, czy czasem kółeczko do nas nie wróci i to nagle my staniemy oko w oko z faktem, że danego koloru na ręce już nie mamy, a wiaderko mamy na samym spodzie…
W skrócie – Bucket King to naprawdę fajna gierka. Oczywiście, głównie dla dzieci, ale i dorośli mogą się ubawić. Byle nie przy piwie, bo wiaderka zaczynają wtedy wspomnianym już prawom fizyki przeczyć. Z młodszymi graczami wprowadziłam jednak, konieczne moim zdaniem, modyfikacje: gramy na stały kierunek atakowania, gdyż dzieci mają duże tendencje do wprowadzania w życie biblijnej zasady „oko za oko, wiaderko za wiaderko” i niektórzy mogą się w międzyczasie nudzić. Nie stosujemy też super jedynki, gdyż łatwo się w jej regułach pogubić. No i nie pstrykamy, tylko grzecznie odkładamy usunięte wiaderka, aby przypadkowo nie zburzyć czyjejś piramidy. I pierwsza chronologicznie modyfikacja, jaką wprowadziłam – nakazuję rozpoczynać atak jedną kartą. W przeciwnym razie dzieci rzucały bardzo duże sumy kart i atak zamiast krążyć szybko zatrzymywał się na ofierze, dzieciom szybko ubywało kart, nie mogły się bronić, piramidy niknęły w oczach i gra zamiast w strategiczny pojedynek przemieniała się w sprinterską rozwalankę. Co, trzeba przyznać, najmniejsze dzieci akurat cieszyło ;)
PLUSY: ciekawa, przestrzenna, miła dla oka, emocjonująca
MINUSY: młodsze dzieci nie są w stanie grać strategicznie, dopiero 10+ wykorzystują potencjał wynikający z reguł
Dziękujemy firmie Jolly Thinkers za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.