Święta za nami, więcej czasu na ogrywanie ulubionych tytułów. Ale – okazuje się – także poznawanie nowości! Zapraszam do lektury.
Ginet
O Wielkanocy pewnie każdy zdążył już zapomnieć. Mi natomiast świętowanie przedłużyło się na tyle, że nie zdążyłem się doczepić do poprzedniego Cotygodnika. A ponieważ zeszły tydzień nie pozwolił mi zbytnio zasiąść nad grami napiszę więc o świątecznych zmaganiach nad stołem (i nie chodzi mi tu o zmagania z jedzeniem).
A że Wielkanoc to czas dla rodziny, to i w planszówki graliśmy rodzinne. Po pierwsze testowałem nowe produkcje Trefla – Zęby Smoka i Sawannę. Recenzje w Serwisie będą już niedługo, teraz zdradzę tylko, że w obie produkcje grało się bardzo fajnie. Poza tym na stół trafiły tytuły na wskroś rodzinne – ładne, proste, bez negatywnej interakcji – Epoka Kamienia i Keltis.
Stone Age
Są produkcje, które nie tylko lubimy, ale i kochamy, szanujemy, czcimy, które ograliśmy już po 100 razy, a mimo to czujemy motyle w brzuchu po każdej kolejnej partii, które powodują, że dobra zabawa przy planszy przekształca się w nowe hobby, które z niedzielnego gracza przeistaczają nas w zapalonego geeka. U mnie tymi kamieniami milowymi były Magiczny Miecz, Osadnicy z Catanu, Szogun, 7 Cudów Świata, Ticket to Ride, a ostatecznie Stone Age.
Banalnie prosta mechanika worker placement, wykorzystana w jakże niebanalny, cudowny i miodny sposób. Jedna z najlepiej zaprojektowanych i najładniejszych plansz w historii gier, tworząca podwaliny niesamowitego, namacalnego klimatu. Losowość – z boku wyglądająca na potężną, nieokiełznaną siłę, w grze wydaje się prawie nieodczuwalna. W końcu kapitalny system liczenia punktów, dający ogromną liczbę dróg do osiągnięcia zwycięstwa. To wszystko tworzy grę niemal idealną, w którą zagrywał się będę jeszcze długie lata.
Keltis
Jeden z najbardziej krytykowanych laureatów nagrody niemieckiej Gry Roku (Spiel des Jahres). Wtórny, nudny, słaby, losowy pasjans. Przyznaję, że i ja do tych głosów krytyki się dołączałem. Przyznaję też, że robiłem to oceniając Keltisa po okładce – po recenzjach, videocastach, po przeczytanej instrukcji. Los chciał, że po ostatnim Mat Handlu egzemplarz Keltisa trafił też w moje ręce. I po trzech partiach tak sobie myślę. Co z tego, że jest wtórny, co z tego, że jest losowy? I że to faktycznie pasjans? U mnie nikt nie narzekał i każdy się dobrze bawił, a to chyba w grach planszowych najważniejsze.
Odi
Atak Zombie
Swego czasu, jako fan najpierw komiksu, a potem serialu The Walking Dead, nabyłem Atak Zombie kierowany ciekawością, czy uda mi się odnaleźć w tej grze atmosferę świata opanowanego przez żywe trupy. I tak, udało się. Jeśli w jakiś sposób porównywać tę planszówkę z historią bohaterów TWD, to gra pozwala wcielić się w przywódcę grupy (kogoś w rodzaju Ricka Grimesa) i z tej pozycji zarządzać naszym małym zespołem, nastawionym przede wszystkim na przetrwanie. Omijają nas zatem dylematy moralne i historie indywidualne bohaterów, a zamiast tego skupiamy się na planowaniu i strategii zbierania zasobów niezbędnych do przeżycia, bez przyciągania zagrażającej siedzibie liczby zombie. Tak, wiem, że wiele osób zarzuca Atakowi Zombie istnienie strategii wygrywającej (wątek na forum), ale osobiście nie do końca mogę się z tym poglądem zgodzić. Ja gram całkowicie odmiennie od domniemanego przepisu na sukces, i na rezultaty nie narzekam. Jasne, to tylko moja subiektywna opinia, natomiast ostatnio przeliczałem sobie to i owo, a z wyliczeń tych wynika, że sama relacja liczby członków grupy do generowanych przez nich akcji i pojawiających się zombie raczej jest ok. Pewne zastrzeżenia budzi natomiast konstrukcja talii wydarzeń, faworyzująca faktycznie mniejsze grupy. Kto wie, może uda mi się wkrótce popełnić w tym temacie (domniemanego zepsucia AZ) osobny wpis z prezentacją przyjętych założeń i opartych na nich wyliczeniach.
WRS
Yunnan
Jakże się cieszę, że wreszcie to pudło trafiło na klubowy stół! Gra o bardzo przemyślanym cyklu akcji, pozwalająca na sporo wrednej interakcji. Niełatwe decyzje (zwłaszcza w pełnym składzie), wymagające dobrego przemyślenia swoich planów i możliwych kontrakcji przeciwników. Licytacja, w której możemy zaryzykować zdobywanie zasobów „po taniości”, albo zapłacić drożej za pewność zyskania korzyści. Zliczanie zysków połączone z decyzją ile z tego zostawiamy na kolejną rundę, a ile pójdzie w pezety. Zmienna (dość nietypowo i wrednie) kolejność graczy. Możliwość szkodzenia innym (wpływy), ale z ryzykiem (rzędu 95%), że gra da nam po łapkach. Oj, takie gry lubię. Aż się chce więcej pograć z miłym i prostym dodatkiem (ładnie wychodzi w formie odbitki u fotografa ;) ). Całkiem możliwe, że dłuższy tekst mi się napisze…
Odbudowa Warszawy
Dla porządku odnotuję i tutaj. Bo szerszą relację – tak już mam, jak mię coś ruszy, to trudno pióro powstrzymać… – dałem wczoraj. A i miło było skonstatować, że kampania udana! Gratuluję autorom i wydawcom!
World of Tanks – drugi front
Dotarł do mnie dodatek do tej ciekawej karcianki. Z wielką niecierpliwością zwłaszcza mój Skarb czekał na partyjkę, bo trochę ostatnim razem rozwalił system… I jest! Główna zmiana w regułach to wymuszenie obrony bazy! Ach, jakże miło się czyta takie poprawione reguły. Do tego nieco przyjaźniejszy sposób kupowania nowych maszyn (z 5 wystawionych, z opcją wymiany jednej karty) i nowe osiągnięcia. Cóż rzec, szkoda że nie od razu tak było, ale te pierwsze partie pokazały, że dodatek jest wart nabycia. Gra się lepiej. Jedna partia – mimo straty baz – wyraźnie wygrana lepszymi wynikami w osiągnięciach. Druga z wynikami niemal remisowymi. Taaak – chce się grać. Prosta karcianka, a daje teraz tak wiele funu. Ot, gierki ojca z synem…
Szklany Szlak
Zaintrygowany niektórymi głosami na naszym forum postanowiłem sprawdzić jak to jest z wariantem solo. No i jest ciekawie. To taka kilkurundowa łamigłówka z pewnym elementem losowym – nie wiadomo jakie budynki wyjdą oprócz tych widocznych od razu. I to z takich, jakie lubię. Nic mnie nie goni, presji nie ma (cofania też nie ;) ), a trzeba mózgownicę wysilić, aby wynik godny osiągnąć. Jasne, że pewne konfiguracje są korzystniejsze. Ale przygotowania i sama rozgrywka są na tyle szybkie i przyjemne, że można sobie pozwolić na takiego swoistego pasjansa, aby różne modele przetestować. Podobało mi się, co poszerza akceptowaną przeze mnie grupę gier z wariantem solo o jakieś 20%.
Pingwin
U mnie ogrywania nowości ciąg dalszy, czyli w tym tygodniu rządził…
Kemet
Do Kemeta podchodziłam z mieszanymi uczuciami. Jak panienka, która i chciałaby, i boi się. W końcu „chciałabym” przeważyło i postanowiłam zaryzykować. Planowanie ofensywy tudzież militarne zapędy w planszówkach zupełnie mnie nie ciągną. Za to uwielbiam rozwój cywilizacji. Bonusy takie, bonusy inne, malutkie silniczki, które co turę robią się coraz większe. Bałam się, że Kemet nie powali mnie możliwościami rozbudowy. Podświadomie oczekiwałam, że wszystko sprowadzi się do taktyki gdzie pójść, kogo i czym zaatakować. Myliłam. I to bardzo. Oczywiście w Kemet nie da rady egzystować pokojowo, to gra mocno konfrontacyjna, ale istotą tej gry nie są działania taktyczne wojsk – jej istotą jest rozwój cywilizacji armii poprzez wznoszenie piramid i zakup płytek mocy, które powodują, że armia ta staje się wyspecjalizowana w pewnym kierunku. Ta armia, konfrontacyjne narzędzie Kemeta, jest jedynie niewielką wajhą wystającą na zewnątrz. Cały silnik gry ukryty jest w umiejętnym rozbudowywaniu swoich możliwości. I to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Nie mogę się już doczekać kolejnej partii.
Veridiana
Terra Mystica
U mnie wielki powrót wielkiej gry. Wpierw, w mniejszym gronie, nauczyliśmy grać sąsiadkę (jedyna znana mi osoba, która w celu zapoznania się z zasadami wzięła do domu… czeską instrukcję), aby za kilka dni usiąść, dzięki niej, do konfrontacji w maksymalnym składzie. Grałam kultystami, których umiejętność specjalną wykorzystałam całe ZERO razy – przeciwnicy postawili sobie bowiem za punkt honoru nie dać mi tej satysfakcji. Złośliwcy! Jednak mój zachwyt tą grą, nawet po dłuższej przerwie, nie minął. W pełni zasłużony tytuł Zaawansowanej Gry Roku. Na najbliższy piątek mamy zaplanowaną kolejną wielką partię :)
Szklany Szlak
Nie da się nie grać w coś, w co grają wszyscy. Zakupiliśmy do klubu Szklany Szlak, bo kilku u nas fanów pana w okularach. Na razie tylko dwie partie w moim portfolio, ale jest ciekawie, więc na pewno będą dalsze. Szkoda tylko, że rozgrywka jest przeznaczona tylko na 4 graczy. Jak mi się podoba? Na pewno (na razie?) mniej niż Caverna, Agricola i oczywiście Le Havre. Bo też gra zupełnie inna, mniej optymalizacyjna, mniej w niej terkoczącego przyjemnie silniczka. Ale jest dobra, ostatecznie nie wszystkie gry trzeba robić o tym samym. Dalsze wieści z frontu parkowo-wodno-kamieniołowatego na pewno jeszcze nadejdą :)
Ra
Ojojoj, jak ja dawno nie grałam! Zakurzyła się najlepsza gra licytacyjna, oj zakurzyła. Ale niczego jej nie ubyło ze swojej świetności, szczególnie w rozgrywce na 5 osób. Tradycyjnie mój Egipt to było takie małe Egipciątko, nie umiem kompletnie w to grać. Wygrała sąsiadka, weteranka aukcji na Allegro, więc już z definicji nie mieliśmy z nią żadnych szans ;)
@Veridiana: chyba nie korzystałaś z erraty Kultystów ;) (https://boardgamegeek.com/wiki/page/Terra_Mystica_FAQ#toc3)
o! dzięki za podpowiedź :)