TM Toys ma w swojej ofercie szeroką gamę prostych gier planszowych wydawnictwa Ravensburger. W zapowiedziach są bardziej złożone tytuły, ale przecież jednym z aspektów zabawy jest odprężenie. Ta naturalna ludzka potrzeba może być zaspokojona podczas zabawy z elektronicznym karaluchem.
Zaczyna się wyśmienicie (chociaż trochę szkoda, że jednorazowo) od montażu planszy do gry. Kilka elementów trzeba wcisnąć na swoje miejsca, potem nakryć to tekturową planszą, aż wreszcie zamontować obrotowe sztućce. Z pewnością dla kilkulatków jest to fascynujące doświadczenie – budowa własnej gry.
Następnie należy ostrożnie otworzyć próbówkę z umieszczonym w niej głównym bohaterem – karaluchem. Na nasze szczęście jest to elektroniczny gadżet, chociaż osoby mające fobie związane z insektami raczej bawić się nie zechcą.
Uruchomiony robal zostaje wprawiony w drgania, co pozwala mu dość żwawo przemieszczać się po podłodze, stole czy wreszcie na planszy. Ponieważ plansza to swego rodzaju labirynt, dość często zderza się on ze ściankami-sztućcami i trochę hałasuje.
Kostką i łyżką
Gracze rzucają kostką, która wskazuje nóż, łyżkę, widelec albo pytajnik oznaczający dowolny wybór. Następnie należy obrócić jedną wybraną ściankę – w kształcie sztućca, zmieniając układ labiryntu. Celem graczy jest albo skierowanie karalucha do swojej skrytki albo wręcz przeciwnie – chronienie swojej skrytki przed dostaniem się do niej robala.
Gra jest prosta (aż do bólu), ale co zaskakujące daje niesamowitą frajdę. Właśnie ta presja czasu, gdy karaluch biega jak żywy po labiryncie, a my musimy szybko odnaleźć ściankę wskazaną na kostce i skierować go w pożądanym kierunku daje tak wiele radości. Przyznam, że nawet dla mnie jest to miła zabawa, chociaż nic więcej nie wnosi ponad tak potrzebny na co dzień wybuch radości i odprężenie.
Karalusze wyścigi
W regułach jest co prawda zastrzeżenie-ponaglenie, aby graczy opóźniających swój ruch delikatnie popędzać. Jednak trudno to egzekwować. Karaluch dostaje chwilami takiej trzęsawki na niektórych skrzyżowaniach czy zakątkach, że trudno o precyzyjny ruch bez potrącenia (a to traktowane jest jak faul). Z drugiej strony obracanie ścianek z dala od karalucha nie daje tej frajdy.
Zabawa generuje bardzo miłe emocje. Połączenie obserwacji aktualnej tendencji poruszania się robala, konfiguracji nieco zmienionego przez graczy w poprzednich ruchach układu ścianek oraz ogólny harmider pobudzają mimowolnie wszystkich uczestników. Łącznie z obserwatorami! Po prostu nie da się obojętnie zachowywać przy takim stworze…
Mała asymetria
Granie we czwórkę może się przerodzić w lekką grę negocjacyjną. Nad planszą unoszą się dobre rady pokazujące optymalne manewry sztućcami-ściankami. W sumie i tak wychodzi na to, że najlepiej mieć karalucha najdalej od siebie (jeśli gramy w wariant z obroną naszej skrytki).
Pojedynek jest najbardziej elegancki, bo nie ma problemu pomagania komukolwiek.
Natomiast gra we trzy osoby może być kłopotliwa, zwłaszcza dla młodszych, bo dość naturalnie gra się dwóch na jednego. Po prostu jest to efekt asymetrycznej, prostokątnej planszy. Z drugiej strony może to być dobry pomysł na grę dorosłego z dwójką dzieciaków. Przecież chyba sobie poradzi?
A może jeszcze raz?
W niewielkim stopniu wpływa to na odbiór samej rozgrywki. Jest na tyle dynamiczna i wciągająca, że nawet porażka nie stanowi przeszkody, aby zakrzyknąć: Grajmy raz jeszcze!
Po kilku, czy kilkunastu partiach pewnie korzystnie byłoby grę odłożyć, zamienić na inny rodzaj rozrywki. Ale następnego dnia znów można powariować przy kuchennym labiryncie z szalonym karaluchem w roli głównej.
Jest to o tyle ułatwione, że w instrukcji znajdziemy propozycje kilku układów początkowych. A nic nie stoi na przeszkodzie, aby tworzyć własne labirynty. Do tego można odwrócić cel rozgrywki! Zamiast bronić się przed wejściem robala do naszej skrytki możemy starać się właśnie tam go skierować. Sympatyczne żetony punktowe ułatwią liczenie wyników. A zmiana celu jednak wymaga nieco innego stylu grania.
Proste, a tyle frajdy
Gra adresowana do młodszych graczy z pewnością da im sporo frajdy. Rozgrywka nie trwa długo, na planszy dużo się dzieje, konieczność pogodzenia rzucania kością i obserwacji sytuacji w labiryncie ćwiczy inaczej naszą spostrzegawczość. A wszystko to razem jest na tyle niezobowiązujące, że wynik staje się drugorzędny wobec tej nieposkromionej, radosnej zabawy.
A jeśli ktoś szuka pomysłu na zakup innej, niebanalnej gry to La Cucaracha wydaje się być ciekawą propozycją.
Zachęcam do wypróbowania z młodszymi graczami i obserwowania ewentualnych nowych tytułów wykorzystujących takie gadżety – tu udało się uzyskać bardzo ciekawy efekt.
Złożoność gry
(1/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Rewelacja – nowe zastosowanie dla HexBug nano. Syn ma kilka sztuk tych robaczków i tory do nich i zabawa jest przednia. Z tą grą szykują się długie godziny zabawy i salwy śmiechu.
Polecam. Dzieci całkowicie zaangażowane w grę. Co ważne, rodzice nie są wcale potrzebni do grania ;)