W tym tygodniu z naszych pudeł wypełzła i rozgościła się na stołach prawda o minionych wiekach – od lekkich klimatów serialowych po solidną dawkę historii XX wieku.
Ginet
W ostatni przedmajówkowy weekend miałem wyjazd w rodzinne strony więc korzystając z okazji zabrałem ze sobą kilka planszówek – a nuż uda mi się nawrócić kogoś na nowe hobby. Niestety, kiedy rzuciłem na stół stos gier z hasłem „zagrajmy w planszówki” usłyszałem „ok, ale po co uczyć się coś nowego? Lepiej zagrajmy w Monopol”. POGANIE !!!
Na szczęście poniedziałkowy wieczór pozwolił mi wymazać z pamięci traumatyczne wspomnienia (bo w końcu w ten Monopol zagraliśmy), a to za sprawą dwóch tytułów ze stajni Phalanx Games.
O Magnatach już kiedyś w Cotygodniku pisałem, poza tym tytuł ten ma w naszym Serwisie całkiem sporą i jak najbardziej zasłużoną bibliografię. Napiszę natomiast trochę o drugim regularnie ogrywanym w naszym domu tytule, autorstwa Martina Wallece’a, a mianowicie –
07 zgłoś się
Implementowany, przy współudziale TVP, na polskie realia tytuł został na zachodzie wydany w 2012 r. pod nazwą P.I. W dużym skrócie, w grze każdy z graczy otrzymuje zestaw sprawy wskazujący co, kto i gdzie przeskrobał. Informacje te nie są jednak cenne dla nas, a dla detektywa siedzącego po naszej lewej stronie. My winniśmy tylko czuwać jak idą postępy w jego śledztwie. Informacje o interesującej nas sprawie ma z kolei gracz siedzący po naszej prawicy i tak w kółko. Po szczegóły i reguły :) rozwiązywania kryminalnych zagadek odsyłam do naszej recenzji, ja natomiast słowo skrobnę o moich wrażeniach z rozgrywek.
Pomysł i mechanika gry jak dla mnie bardzo udane. Lepsze niż w ogrywanym wcześniej Cluedo. Nie ma irytujących rzutów kostką, dziwnych oznaczeń w notatnikach, z których później sami nie możemy wiele wyczytać – nic tylko czysta dedukcja i logika. To na plus (taki ogromny). Ale są i elementy, które przy zabawie w Borewicza drażnią.
Po pierwsze wykonanie. Rezygnacja z planszy na rzecz cienkich i nieczytelnych pocztówek stylizowanych na te z czasów PRL-u nie do końca wyszło grze na dobre. Serialowy duch może i został zachowanych, ale z drugiej strony, na noir’owy klimat oryginału raczej też nikt nie narzekał, a jakość i praktyczność wykonania znacznie ucierpiały.
Po drugie regrywalność. W grze, w zasadzie za każdym razem wszyscy robią to samo. Na dodatek jeżeli robią to równie sprawnie, to w tym samym momencie powinni dojść do takich samych wniosków, a o zwycięstwie może wówczas zadecydować jeden szczęśliwie rzucony patrol lub jedno fartowne trafienie w ciemno, a nie inteligencja czy taktyka wygrywającego.
Mimo powyższych utyskiwań (to chyba jeszcze skutek uboczny Monopolu) grę 07 zgłoś się naprawdę lubię i polecam, szczególnie jeżeli gustujecie w produkcjach „dedukcyjnych”, a nie mieliście wcześniej okazji zagrać w wersję zagraniczną.
WRS
Mało grania w nowe tytuły (względem wcześniejszych edycji Cotygodnika) w tym tygodniu.
Jesień Narodów 1989
Kapitalna dwuosobowa walka o rząd dusz onego roku. Ciągłe dylematy jak spożytkować karty na ręce. Stała presja przeciwnika i własnego chcenia wzmocnienia się w punktowanym kraju (a wówczas oponent właśnie tam robi nam przykrość). Trochę dziwna minigra w czasie sprawdzania poparcia. Mnóstwo, jakże świeżej, historii. Ach, cud miód i malina. Szkoda tylko, że instrukcja (oryginalna, bo Bard poprawnie ją przetłumaczył…) jest tak niedzisiejsza, niewygodna… Jeśli kto nie próbował tej gry, a lubi te klimaty, to warto. Oj! warto.
Patchwork
I wreszcie jest w łapkach mych. Esencja, gra logiczna, abstrakcyjna, bez losowości (za wyjątkiem przygotowania, ale to można traktować jako pewną pulę możliwych gier). Bardzo ciekawe mechanizmy planowania swoich działań. Możliwość utrudnienia życia przeciwnikowi. Walka o dobre kafle i łatki. Gra się szybko – partia ok. 20-30 min. – a efekty niesamowite: więcej! Bywa, że wygrana dzięki mnóstwie guzików, ale też i porażka przez zbyt wiele łysin (na planszy oczywiście ;) ). Od dłuższego czasu (bo Six maKing na Essen poznałem) nie było tak fajnej nowej gry logicznej… Polecam!
Pingwin
Zimna Wojna 1945-1989
Dla mnie to gra, która w pełni zasłużyła sobie na pierwsze miejsce w rankingu BGG. Ta gra ma bliżej niezrozumiały przeze mnie urok – bo w teorii to właśnie ja powinnam ją omijać szerokim łukiem. Ma klimat, którego nie lubię (to ta epoka w historii ludzkości, która mnie śmiertelnie nudzi). I generuje wieczny paraliż decyzyjny – którą kartę zagrać na punkty, a którą spożytkować jako wydarzenie. A może wysłać w kosmos? Dokonać przewrotu, czy tylko umacniać wpływy? Mimo to kocham tę grę, sama nie wiem dlaczego. A to o czym chcę dzisiaj napisać, to zaskoczenie….
Kupiłam Zimną Wojnę parę lat temu z myślą o moim mężu, który historię XX wieku wprost uwielbia. Mąż niegrający (a przynajmniej niewiele grający) – będzie okazja zainteresować go tytułem w jego klimatach. I cóż? Kiedy po latach wreszcie zdołałam go namówić i powędrowała na stół usłyszałam, że …. z Zimną Wojną to ona nie ma wiele wspólnego a nad wydarzeniami tej epoki prześlizgnęliśmy się jak „nad odchodami psa”. Totalne rozczarowanie człowieka, który jest rozkochany w temacie i który o każdym wydarzeniu z karty mógłby opowiadać godzinami.
No cóż, było nie nosić drzew do lasu…. następnym razem wyciągnę na stół Carcassonne ;)