Kilka dni temu zakończyło się wydarzenie rekordowe dla polskiej fantastyki et consortes. Wracałem do domu po pięknej krajowej A-Dwójce, płacąc niebotycznie wysokie myto na trzech kolejnych bramkach i słuchając pochrapywania pasażerów przebijającego się nawet przez wizgot silnika pędzącego sto pięćdziesiąt auta. Jadąc tak przez te pola malowane zbożem rozmaitem, zrozumiałem, że budzi się we mnie przedziwne uczucie, które ostatni raz czułem jako wracający z kolonii nastolatek. „Pyrkonie”, pomyślałem, „cóżeś mi uczynił”?
Rodzina Adamsów
To, co uderza na Festiwalu najbardziej, to feeria barw. Na każdym kroku można spotkać niesamowicie szczegółowo poprzebieranych cosplayerów. Większości z nich nawet nie umiem przypisać do utworu, z którego pochodzą, ale część rozpoznaję, ciesząc się za każdym razem jak dziecko, kiedy mogę pokazać palcem „Patrz, patrz, Vader bez maski!” albo „Fiu, fiu, trzymetrowy Hulkbuster”. Oczywiście, popisując się wiedzą przed moją Anią, tylko bardziej pogrążam się w zachwycie nad imprezą, która mi to umożliwia.
Ale Pyrkon to nie tylko cosplay. Ba, poprzebierani uczestnicy to tylko promil (no, może procencik) całości. Poznańska impreza to taka patchworkowa rodzina, ale przez lata tak pozszywana i poklejona, że po prostu działa. Komputerowcy, literatura, muzyka, film, planszówki, bitewniaki, cosplay, zabawki, ciuchy, gadżety, konkursy, karcianki… Prawdziwa rodzina Adamsów. I tak, jak w domu Morticii i Gomeza, tak i tutaj każdy zna swoją rolę, wie, po co do Poznania przyjechał i przez trzy dni daje z siebie dosłownie wszystko, żeby to swoje narzucone sobie samemu zadanie wypełnić jak najlepiej.
Powiedz „przyjacielu” i uśmiechnij się
Po trzech dniach na terenie poznańskich Targów bolała mnie szczęka. Od szczerzenia się jak głupi. Tam wszyscy się do siebie uśmiechają, machają, puszczają oko. Ale też i przepuszczają, podnoszą, pomagają, wyciągają ręce i częstują cukierkami. Bo każdy ma poczucie jakiejś krótkoterminowej wspólnoty. Krótkoterminowej, choć przecież tak naprawdę trwałej, bo wynikającej z nas samych. To, że mamy podobne zainteresowania, to że poświęcamy im się z pasją, jaką trudno znaleźć gdzieś indziej, to że rozumiemy te same żarty, że mówimy tym samym językiem, a jak się uprzeć, to mamy i jakąś tam wspólną historię – to wszystko dla socjologa mogłoby oznaczać, że tworzymy osobny naród, a przynajmniej osobne plemię. Choć chyba, szturchając Dmowskiego nieco pod żebra, wolę pisać Plemię. I każdy na Pyrkonie ma, uświadomione czy nie, tego poczucie, co z kolei przejawia się w zwykłej życzliwości i przyjacielskich gestach, z którymi można spotkać się na każdym kroku.
Ale o czym to ja
Dlaczego powstał ten tekst? Żeby przypomnieć wszystkim, dlaczego robimy, to co robimy. Dlaczego gramy w planszówki, zbieramy komiksy, czytamy Stephena Kinga czy malujemy figurki. Dlaczego ściągamy z Japonii trudnodostępne anime, po co jeździmy do Essen, uczymy się pisać po elficku. Dlaczego chodzimy do klubów z planszówkami, jeździmy na konwenty, wymyślamy własne zasady. Dla przyjemności. Dla frajdy, satysfakcji, szczęścia.
To, co zobaczyłem na Pyrkonie to apoteoza tych emocji, to miejsce, które jest kosmicznym wirem, zasysającym wszystko, co można oetykietkować jako „fajne”. I życzę Wam serdecznie, żebyście przeżywali swój mały Pyrkon za każdym razem, kiedy usiądziecie do stołu, kiedy zdejmiecie folię z nowej gry, kiedy poznacie nowy tytuł czy nowego współgracza.
Niech Pyrkon będzie z Wami.
Tak, są takie miejsca będące potężnymi źródłami Mocy. Takie planszówkowe czakramy.
I mniejsze źródełka, bliższe, swojskie a przez to bardziej może nawet dostosowane do swoistych potrzeb.
I jedne, i drugie trzeba pielęgnować i o nich pamiętać, by czerpać Moc, gdy inne moce przytłaczają…
Plemię – bardzo trafne spostrzeżenie.
2 lata temu popełniłem bardzo podobny w wydźwięku tekst.
http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/2034/celebracja-pyrkonu—relacja-uczestnika
W czasie czytania twojego tekstu czułem jakby ktoś dopisał epilog do mojego :)
Szczypta soli: plemię plemieniem, życzliwość życzliwością, ale czy próbowałeś usnąć w sleep roomie o 1 w piątek? Cała hala śpiących lub za chwilę się kładących ludzi, a tu banda dzieciaków urządza sobie konkurs wycia, a potem rzucania świecącą różdżką… Błagam.
Chociaż, może to nie brak plemienności, a tylko kultury, bo wyjący i ,,odwyjacze” się wcześniej nie znali.
Czym jest Pyrkon? Przede wszystkim największym w Europie Konwentem Ludzi Pozytywnie Zakręconych. Tak zwykle zaczynam swą przemowę, gdy co roku namawiam na przyjście na Pyrkon, choćby w sobotę tylko, wszystkich swych bliższych i dalszych znajomych. :D
Bo kto raz trafił na Pyrkon, ten już co roku sobie rezerwuje jeden weekend wiosną.