Jakoś mam szczęście do otrzymywania od Trefla do recenzji gier o najróżniejszych przedstawicielach fauny. Były ssaki (Sawanna), były gady (Zęby Smoka), teraz są też płazy i owady (Frog King). Dwa poprzednie tytuły miały w sobie to coś, co pozwoliło zatrzymać się im na stole na dłużej. Czy Żabi Król także w sobie to coś ma, czy będzie szczęśliwie podróżował ze mną po świecie (tj. Warszawa i okolice, czasem Mazury lub Pomorze), szerząc planszówkowo-karciane hobby, czy może trafi na półkę, do której nikt nie sięga, skazany na wieczne niezagranie? Zobaczmy.
Frog King to lekka karcianka przeznaczona dla 2-6 osób w wieku od 5 lat autorstwa Austriaka – Johannesa Krennera, opatrzona grafikami Natalii Łuczyńskiej. Według pudełka rozgrywka powinna trwać 10-15 minut, przy czym z moich obserwacji wynika, że o ile dorośli przeznaczają na partię faktycznie około 10 minut (po warunkiem, że w trakcie partii nie gawędzą za dużo – pozdrawiam moją żonę), to młodszym dzieciom rozgrywka zajmuje już około minut 20.
Królestwo niebieskie
Oprawa graficzna gry jest, hmm… niebieska. Niebieskie pudełko, niebieskie tło kart (na awersie i rewersie), niebieska instrukcja, niebieskie żetoniki much (punktów). Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest zarzut. Nawet ładny ten niebieski, ale czasami oczopląsu można dostać. Na kartach mamy rysunki przedstawiające staw (czyli niebieskie tło karty) i jego roślinność, a także ważki, muchy, żaby i żaby koronowane. Ładne, ale bez rewelacji. O wykonaniu za wiele nie da się napisać. Ani złego, ani dobrego. Ot, takie przyzwoite. Pudełko wielkości tego z Fasolek czy Kameleona, przedzielone na pół przegródką, do tego talia kart i tekturowe znaczniki, pełniące rolę punktów zwycięstwa. To wszystko. Trochę brakuje mi w zestawie woreczka strunowego, bo bez niego, jak się pudełko gdzieś w podróży czy na zewnątrz otworzy i znaczniki powypadają, to później szukamy w trawie, w barze czy w pociągu czterdziestu małych much.
W tym aspekcie moja ocena sześć na dziesięć idealnie odpowiada swojemu opisowi na skali ocen GF – gra z dobrymi grafikami, które może nie zachwycają, nie kuszą oka, ale za to spełniają swoją rolę, występują pewne problemy z komponentami (tutaj brak woreczka).
O prawach i zasadach w Żabim Królestwie
Podczas rozgrywki zwiedzamy staw i jego okolice, odkrywając pojedyncze karty z zakrytej talii i starając się jak najszybciej, w nakazany sposób, na nie reagować (przy czym jeden gracz dociąga i odkrywa kartę, a pozostali na nią reagują). Zależnie od tego, co karta wskaże, musimy się odpowiednio zachować. Królowi trzeba zasalutować, muchę pacnąć, a żabę przywitać radosnym kumkaniem. Ważki i inne insekty to plebs, więc kiedy je widzimy, nie robimy nic (podobnie jak wtedy, gdy wypadnie pusty staw). To jednak nie wszystko. Okazuje się, że w wodnym królestwie mocno trzymają się dyplomatycznego protokołu, więc jeśli na karcie spotkasz kilku mieszkańców jeziora, musisz zareagować według ich starszeństwa (król – mucha – żaba – inne owady/pusty staw), inaczej narazisz się na karę. I tak przykładowo: jeśli na wylosowanej karcie jest król i żaba, musimy zasalutować, a nie zakumkać, bo zapłacimy grzywnę za obrazę majestatu. Każdy błąd, brak odpowiedniej reakcji lub reakcja opóźniona, kosztują nas jeden żeton lokalnej waluty – monetę z muchą. Trzeba też jednak znać dobroć króla – za łapanie much król płaci graczowi, który zrobił to najszybciej.
Jak w każdym kraju, tak i tutaj nie obywa się niestety i bez sporów – kto zasłużył na nagrodę, kto powinien ponieść karę. Spory te rozstrzyga królewski podskarbi – Mistrz Stawu, którego funkcję każdorazowo spełnia gracz wykładający kartę. Ten, kto po zwiedzeniu całego Żabiego Królestwa (wyczerpaniu się talii) ma najwięcej much – wygrywa. Dodam tylko, że instrukcja, zwana też Kodeksem Praw Stawu, jest krótka, klarowna i przyjazna obywatelom (w formie, nie treści), więc w kategorii złożoności rozgrywki należy się ocena dwa na dziesięć.
Wrażenia z podróży po stawie
A teraz – jak zwykł mawiać ksiądz w mojej parafii na mszy dla dzieci – dwa słowa do dorosłych.
Frog Kinga wypróbowałem w gronie „grających” znajomych jako fillera między dłuższymi tytułami (3 partie w pięcioosobowym składzie) oraz z przyjaciółmi niezaangażowanymi w planszówkowe życie (2 partie w cztery osoby), a także podrzuciłem na przedszkolną świetlicę przy okazji jak odbierałem dziecko. Przedszkolaki w wieku od 4,5 do 6 lat rozegrały łącznie 3 partie, przy czym skład grających sukcesywnie się kurczył, odpowiednio do tego jak rodzice odbierali swoje pociechy.
Co zaobserwowałem? Pierwsze dwie grupy potraktowały grę jako ciekawostkę – miłą, ale taką, do której niekoniecznie będą chciały wracać. Dzieci bawiły się lepiej. No, ale dzieci nie kupują sobie gier, robią to za nich rodzice (dziadkowie/wujkowie, itp.).
Czy więc poleciłbym kupić Żabiego Króla dla siebie, dla rodziny lub dla dziecka?
Trzeba przyznać, że gra jest tania (można ją dostać za 20 zł), ale niestety nie wytrzymuje konkurencji z innymi tytułami. Zasady są ewidentnie ściągnięte z karcianki Dupa Biskupa. Uległy jedynie lekkiemu liftingowi, a na dodatek zostały jeszcze bardziej uproszczone (tylko 4 możliwe reakcje na karty, na 6 jakie miały miejsce w pierwowzorze). Znacznie bardziej podobała mi się implementacja DB (pozwólcie, że będę używał takiego skrótu) zaprezentowana w grze Top-A-Top autorstwa Agnieszki Migdalskiej.
No i jeszcze ten Mistrz Stawu. O ile przy nastolatkach lub dorosłych może się jeszcze to sprawdza, to już dzieci zupełnie nie rozumieją, dlaczego miałyby być pozbawione kolejki tylko dlatego, że to one odkrywają kartę w tej rundzie. Na dodatek, po moich obserwacjach, śmiem podejrzewać, że przy rozstrzyganiu sporów kierują się osobistymi sympatiami, a raz nawet – kiedy ważyły się losy zwycięstwa – spostrzegłem próbę przekupstwa Mistrza (coś w stylu: „jak powiesz że byłem pierwszy, pożyczę ci na jeden dzień moje Lego”, choć nie jest to cytat dosłowny).
Dlatego, mimo że zakup gry nie byłby wielkim błędem, to sugeruję zastanowić się zawczasu nad dołożeniem kilku złotych i wyborem jakiejś lepszej gry z niższej półki cenowej: dla rodziny – Sawanna lub Łazienki Królewskie, na imprezy – wspomniane Top-A-Top, Dobble czy Jungle Speed, a dla dzieci – Spot It Junior, Duuuszki albo Asteriks & Spółka.
Jeżeli chodzi o ocenę końcową, to w gatunku gier rodzinnych lub imprezowych wystawiłbym Żabiemu Królowi cztery na dziesięć, a w kategorii gier dla dzieci sześć na dziesięć. No ale skoro gra dumnie głosi na pudełku, że jest RODZINNĄ GRĄ KARCIANĄ, to w takiej też kategorii będę ją ostatecznie oceniał.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.