Zadziwiają mnie ludzie, którzy mają szalone pomysły. Zadziwiają mnie nowe pomysły na mechanikę, gdyż wydaje mi się, że nic nowego nie można już wymyślić. (Tak samo jak w muzyce, w której przecież „wszystkie melodie już były!”). A jednak znajduje się co jakiś czas jakiś bzik, który krzyczy „voila!” i prezentuje nowe cuś, którego wcześniej nie było. Skąd ci ludzie to biorą? Chyba na początku stali w innej kolejce, gdy ja stałam w kolejce po sklerozę.
Szalona Misja to naprawdę szalona gra. Na tyle niekonwencjonalna, że wzięłam ją do recenzji dla dzieci w szkole, a ostatecznie do szkoły jeszcze nie dojechała. Na razie bawią się w nią dzieci w domu. Trzydziestoparoletnie dzieci, dodajmy.
Gra przede wszystkim ma mniejsze gabaryty niż się spodziewałam. Dla równowagi ma przepiękne wykonanie (którego też się nie spodziewałam), które generuje pewne zaskakujące problemy (których zapewne wydawcy się nie spodziewali).
Ale wpierw, jak to się mawia we współczesnej polszczyźnie, „o co kaman?”. Mamy oto stertę kwadratowych plansz przypominających stare dobre komputerowe gry platformowe. Kolorowe, upstrzone dziwnymi elementami, zaludnione dziwnymi stworkami, z początku mniej gęsto, potem już coraz bardziej. Po tych światach będziemy wędrować mazaczkiem… Światy są różne, plansze zgrupowano klimatycznie, mamy więc co rusz zmianę barw i treści. Dla każdego coś miłego. Aczkolwiek światy należy przechodzić w kolejności, aby systematycznie uczyć się gry.
A sama gra polega na gimnastyce wyobraźni. Każdy świat to tytułowa szalona misja do wykonania. Polega ona na połączeniu mazaczkiem określonych elementów i unikaniu innych, a po drodze najlepiej przejechaniu jeszcze przez kilka drobiazgów, nie niezbędnych, ale zapewniających dodatkowe punkty. Oczywiście, nie gryzdamy po planszach (to nie jednorazówka), ale po osobistych przeźroczystych ekranach, które następnie zmazujemy specjalną gumką.
Co w tym trudnego? Niby nic. Tylko że trasę rysujemy na ekranie, który leży przed nami, podczas gdy plansza świata leży na środku stołu. Ot, taka mała niedogodność. W czasie przesypywania się klepsydry (tradycyjnie, zbyt krótkiego, aby zdążyć ze wszystkim) musimy oszacować, jak nasze rysunki a’la Picasso będą się miały do planszy świata po nałożeniu na nią naszego ekranu. I w zależności od stopnia trafności naszych szacunków, otrzymujemy punkty.
Gra jest prosta, powtarzalna – po przejściu przez wszystkie światy musimy trochę odpocząć, ale praktycznie zawsze okazuje się, że można było przejść planszę lepiej, za większą liczbę punktów, więc trochę czasu grą się pobawimy – i podatna na pewne minusy. Po pierwsze, gumki dosyć szybko się, jakby to ująć, dezintegrują. Ale na szczęście, nasze bohomazy da się zmazywać wieloma materiałami. Co jakiś czas trzeba też przetrzeć ekrany spirytusem (nie wiem, jak u innych, ale u nas to najlepiej zdało egzamin). Kolejna wada, to minimalne, bo milimetrowe, luzy podczas układania ekranu na planszy świata. Niestety, zaskakująco często, powodują one różne interpretacje z kategorii „czy nasza linia styka się już z tym elementem, czy jeszcze nie?”.
Dodatkowym urozmaiceniem / utrudnieniem (niepotrzebne skreślić) są żetony nagród i kar, które możemy zbierać z plansz. Pozwalają one napsuć krwi przeciwnikom, którzy nagle w trakcie rysowania muszą np. na końcu mazaczka utrzymać żeton komara, lub niestety napsuć sobie, gdy nałożona na nas kara nakazuje nam rysowanie z jednym zamkniętym okiem (ależ się zmienia perspektywa!) lub nie na białej ale oczopląsawicznej podkładce. Można także umówić się na wariant wspólnych utrudnień, które nawiedzają graczy co rundę. Generalnie jest tych cudeniek trochę.
Szalona Misja to wesoła gra imprezowa. Pięknie wykonana, sprytna, obnażająca braki w wyobraźni lub konieczność udania się do okulisty. Przeznaczona dla dzieci i rodzin, ale może również ubawić samych dorosłych i geeków, jeśli chcą się pośmiać i zmierzyć z czasem oraz swoimi starczymi przypadłościami ;)
PLUSY: piękna, śmieszna, oryginalna, sentymentalna
MINUSY: niejednoznaczności w ocenie poprawności rysunków, nietrwałe gumki, powtarzalna
Wszystkie zdjęcia, oprócz ostatniego, Rebel.pl.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(7.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Tak… Nietrwałe gumki w grze przeznaczonej dla dzieci i rodzin, ale mogącej również ubawić samych dorosłych i geeków, jeśli chcą się pośmiać i zmierzyć z czasem oraz swoimi starczymi przypadłościami… :P
Zadziwiają mnie ludzie, którzy mają takie skojarzenia ;p
Drobne sprostowanie do opisów jednego ze zdjęć. „Jeden z niższych światów. Każdy świat składa się z 7 poziomów, o narastającej trudności.” Otóż światów jest 7 a każdy oprócz ostatniego składa się z 6 poziomów (ostatni ma ich 4). Gra świetna. Mimo iż producent założył wiek 8+ rewelacyjną rozrywkę mamy z 4-letnim synem i 6-letnią córką. Wystarczyło klepsydrę przeznaczyć jedynie dla dorosłych, komary i inne psikusy podrzucać sobie nawzajem a nie dzieciakom żeby ich nie zniechęcać i na trudniejszych poziomach pozwalamy im raz przyłożyć ekran na chwilę do planszy i dostają dodatkową chwilę na ewentualne korekty (oczywiście z powrotem na podkładce). Przy takich założeniach mamy wyrównane szanse i świetną zabawę. Pozdrawiam.
Słusznie, z sześciu :) Na zdjęciu poniżej jest zresztą zaprezentowany 6. poziom – z bossem. I super, że przetestowaliście grę z młodszymi dziećmi! :)