Gier poświęconych Władcy Pierścieni jest naprawdę dużo. Od trywialnych karcianek poprzez familijne planszówki, aż po kobyły dla geeków, w których rozgrywki toczą się godzinami. Tym razem Egmont przygotował dla nas mega prostą kościankę, w której wcielamy się w jednego z Hobbitów i wyruszamy w drogę do Mordoru, aby zniszczyć Pierścień.
Zasady w pigułce
Gra składa się z pięciu kostek (jednej czarnej oraz czterech w kolorach odpowiadających czterem Hobbitom) i bloczka do zakreślania pól. Uczestnicy zabawy po kolei wykonują swoje tury, aż do momentu, gdy któryś z Hobbitów dotrze do celu swojej podróży.
Gdy przychodzi nasza kolej, rzucamy wszystkimi pięcioma kostkami. Po tym rzucie jesteśmy zobligowani do odłożenia co najmniej jednej kostki. Możemy odłożyć ich więcej, pod warunkiem, że na każdej z aktualnie odkładanych kostek widnieje inny symbol (może jednak się powtarzać z symbolem odłożonym wcześniej). Koniec tury następuje po odłożeniu wszystkich pięciu kostek (czyli po maksymalnie pięciu rzutach) lub odłożeniu symbolu drzewa. A dostępne symbole to:
-
Pierścień – za każdy pierścień (w dowolnym kolorze) skreślamy jedno pole na drodze naszego Hobbita.
- Nazgul – za każdego odłożonego Nazgula w kolorze swoim, czarnym lub neutralnym (tj. nieprzypisanym do żadnego z graczy – możliwe to jest tylko dla gry w 2 lub 3 osoby) skreślamy jedno pole na trasie Nazgula. Odłożony Nazgul w kolorze przeciwnika obliguje go do skreślenia pola Nazgula na jego własnym torze.
- Gandalf – każdy Gandalf pozwala podzielić nieskreślone jeszcze pole Nazgula na dwie części, dzięki czemu wydłuża się jego droga.
- Ork – nawet jeden odłożony Ork powoduje, że wszystkie Pierścienie przestają się liczyć.
- Broń – jedna odłożona broń neutralizuje działanie jednego Orka.
- Drzewo – odłożenie go oznacza koniec tury gracza (nie musi on rzucać pozostałym kostkami – liczą się tylko te odłożone).
Jedna ważna uwaga: jeśli wypadnie Nazgul, musimy go odłożyć, ale to, jaki kolor wybierzemy, to już nasz wybór.
Wygrywa osoba, która pierwsza skreśli wszystkie pola na ścieżce swojego Hobbita. Skreślenie ostatniego pola na torze Nazgula powoduje eliminację gracza (i tym samym jego przegraną).
Wrażenia
Gra ma dwa warianty. Prosty – opisany powyżej i zaawansowany, w którym każde pole na naszej drodze ma jakiś efekt – np. można odkładać takie same symbole, broń liczy się podwójnie, nie liczą się Gandalfy, pierwszy pierścień się nie liczy (więcej zobacz na zdjęciu obok). Efekty powiązane są z odpowiednimi, znanymi z książki i filmu lokacjami – np. Gandalf nie liczy się w Morii, bo jak pamiętamy, spadł on w przepaść razem z Balrogiem; Rivendel i Lothlorien to krainy Elfów, stąd pozytywne efekty, a w Helmowym Jarze rozegrała się bitwa z Orkami, dlatego Orkowie liczą się podwójnie.
Naprawdę trudno mi napisać coś odkrywczego o tak prostej grze. Jest to kościanka jak każda inna. Z powodu skreślania pól na torze trochę przypomina Qwixxa – lecz w Qwixxie trzeba o wiele więcej przewidywać i szacować prawdopodobieństwo. Przypomina też turlanki, w których musimy podejmować decyzję czy zatrzymać się z wróblem w garści, czy rzucać dalej licząc na gołębia (np. Can’t stop). Jednak to, co odróżnia tę grę, to fakt, że nie można zatrzymać się w dowolnym momencie. Musisz odłożyć wszystkie pięć kostek (chyba, że uda Ci się wyrzucić drzewo, ale taki symbol jest tylko jeden, na czarnej kostce, więc nie jest to łatwe). A nie możesz odkładać takich samych symboli. Czy zatem jest tu w ogóle miejsce na podejmowanie decyzji? Owszem – często zdarza się tak, że możesz odłożyć gorsze symbole (np. Orka + broń) i skończyć na nieco słabszym wyniku lub starać się te niepotrzebne kostki przerzucić ryzykując, że wypadnie kolejny Nazgul lub zbyt wiele Orków niemających pokrycia w broni. Ale –powiedzmy sobie szczerze – nie są to jakoś bardzo wymagające myślenia decyzje. Ot, prosta gra dla dzieci w wieku 8–12 lat lub turlankowa ciekawostka na 10 minut dla urozmaicenia czasu w oczekiwaniu na spóźnionego gracza.
Jak to zwykle w grach bywa – trochę inaczej gra się w dwie osoby, a trochę inaczej w cztery. Różnica polega na tym, że przy pełnej obsadzie nie ma neutralnych kolorów, więc rozgrywając swoją kolejkę, kopiemy Nazgulami w przeciwników o wiele częściej niż w grze na parę, gdy prawie wszystkie Nazgule uderzają w nas. Wiele to nie zmienia (czy dostaniemy Nazgulem w swojej kolejce czy w kolejce przeciwnika to już nie ma takiego znaczenia) ale w 4 osoby jest więcej interakcji, przez co mniej nudno czeka się na swoją kolej.
Wydanie jest trochę kontrowersyjne. Zastosowano tu bloczek 50 dwustronnych kart (na jednej stronie widnieje wariant podstawowy, na drugiej zaawansowany), na których zaznacza się swoje wyniki. O ile nie będziemy używać zmazywalnych długopisów lub ołówków, to gra z góry ma określony czas żywota. I w przeciwieństwie do takiego dajmy na to Qwixxa, ten bloczek będzie trudniej skopiować, bo jest kolorowy (choć jednocześnie jest to również zaletą pozwalającą czerpać więcej przyjemności). Można byłoby ewentualnie używać pionków (cztery kolorowe dla Hobbitów + cztery czarne dla Nazgula), a kartek jako planszetek graczy, ale wtedy należałoby zmodyfikować działanie Gandalfa, bo nie dałoby się podzielić pola Nazgula na dwie połowy. Oto więc pole do popisu – wymyślić nowe zasady gdy już się nam/wam skończy bloczek. Choć ja nie przewiduję takiej opcji – gra jest co prawda przyjemna (pierwsza moja reakcja: o, jaka fajna turlanka!), ale dość szybko się nudzi (po niespełna tygodniu grania z dziećmi mam już dosyć).
Podsumowanie
+ Kompaktowe rozmiary (idealna do plecaka)
+ Mega proste zasady
+ Dobrze napisana instrukcja
+ Dwa warianty gry
+ Dobra skalowalność
– Niewielkie możliwości kombinowania
– Ograniczona regrywalność
Z ostatniej chwili:
A jednak moim dzieciom się nie znudziło. Zabierając gry na obóz, zabrały właśnie Władcę Pierścieni. Mimo wszystko jest szansa na to, że bloczek się skończy i będziemy testować home rules…
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.