Pociągi są bardzo wdzięcznym tematem gier planszowych. Ticket to Ride, Colt Express to świetne gry rodzinne, zdobywcy nagrody Spiel des Jahres. Steam czy Russian Railroads to wyśmienite, soczyste, mózgożerne euro, pewnie trzymające miejsce w pierwszej setce rankingu BoardGameGeek. Czy więc tematyka kolejowa zapewni sukces każdej grze, nawet jeżeli będzie to malutki karciany fillerek? Zobaczmy.
Game of Trains przywędrowało do mnie z tegorocznych Essen jako prezent od wydawnictwa Brain Games. Malutkie, kieszonkowe pudełko od razu przywodzące na myśl pozycje wydawane w Polsce przez G3, zawierało w środku talię kart i instrukcje w 6 (sic!) językach. Poza standardowymi w wersjach międzynarodowych – angielskim, niemieckim i francuskim, były jeszcze 3 języki „inflanckie”, czyli litewski, łotewski i estoński. Na talię kart składały się 4 lokomotywy i 84 wagony ponumerowane kolejno od 1 do 84. Warto zaznaczyć, że instrukcja zawiera się tylko na jednej stronie, sama gra jest niezależna językowo, a ikonografia jest czytelna i intuicyjna, tak więc nawet osoby stroniące od obcojęzycznych tytułów ze względu na bariery językowe nie powinny mieć z tą grą problemów.
Zadaniem w grze jest poukładanie naszych wagonów zgodnie z numerkami w kolejności rosnącej, poczynając od lokomotywy (cel nad wyraz życiowy – nieraz sam, szukając w pociągu wykupionej miejscówki, ze zdziwieniem odkrywałem, że wagon numer 6 znajduje się pomiędzy wagonami 11, a 15). Żeby nakreślić zasady, muszę jeszcze wyjaśnić, o czym zapomniałem wcześniej, że na każdej karcie (poza lokomotywami), oprócz wspaniałej grafiki i numeru wagonu jest wskazana akcja, jaką możemy przy pomocy tej karty wykonać.
W ramach setupu każdy gracz dostaje swoją lokomotywę i 7 zakrytych kart wagonów, które malejąco rozkłada za ciuchcią. Do tego na środku stołu układany jest zakryty deck kart do dobierania, karty akcji w liczbie równej liczbie graczy oraz zostawione miejsce na stos kart odrzuconych. Teraz musimy tylko pamiętać, że karty położone za naszą lokomotywą są „numerkami” (narysowane na nich akcje nas nie interesują), natomiast karty na środku stołu są „akcjami” (tu z kolei nie patrzymy na numerki)… i możemy zaczynać grę.
W swoim ruchu możemy dociągnąć w ciemno jedną kartę z decku i położyć ją w miejsce któregoś z naszych wagonów znajdujących się za lokomotywą. Podmieniona w ten sposób karta trafia na środek stołu i przestaje być „numerem” wagonu, a staje się „akcją”, do której od tej pory dostęp będą mieli wszyscy gracze. Drugą możliwą opcją ruchu jest wybranie karty ze środku stołu i wykonanie przewidzianej na niej akcji, a następnie odrzucenie tej karty z gry.
Akcji dostępnych w grze jest osiem. Większość z nich działa tylko na wykonującego akcję, ale są i takie, które działają na wszystkich graczy, stąd też w stosie znalazły się także karty zabezpieczające nas przed niepożądanym działaniem akcji przeciwników. Przykładowo mamy akcje pozwalające nam przesunąć jedną kartę o dwa pola w lewo lub w prawo, zamienić miejscami dwie karty, lub zlikwidować wagony znajdujące się na początku, na końcu lub w środku składu, a w ich miejsce dociągnąć inne (te ostatnie akcje działają na wszystkich). Mamy też akcję „kłódki”, która podłożona pod jakąś z naszych kart nie pozwala przeciwnikowi zmienić jej miejsca ani wyrzucić jej z gry.
Z reguł to by było w zasadzie tyle. Przypomnę tylko, że wygrywa gracz, któremu za pomocą kombinacji tych kilku akcji uda się jako pierwszemu ułożyć swoje wagony „po kolei”. Przejdźmy do wrażeń.
Powtórzę tytułowe pytanie: czy wszystkie gry o pociągach muszą być fajne? Nie wiem, w wiele nie grałem… Na pewno mogę jednak stwierdzić, że Game of Trians jest rewelacyjne!
Zacznę od oczywistości. Poręczne, kompaktowe pudełko dające się schować do kieszeni czy króciutki czas rozgrywki to plusy, które nasuwają się same… Do tego dochodzą rewelacyjne grafiki. Rzadko szastam dziesiątkami, ale lepszego wykonania w małej karciance niż to, które widzimy w GoT trudno mi sobie wyobrazić. Wagony są różne, kolorowe – jedne przewożą pasażerów, inne drogie kamienie, jeszcze inne samoloty lub samochody (stopień szczegółowości grafik jest tak duży, że nawet pasażerowie widoczni w oknach wagonów za każdym razem robią co innego). Cyferki nad wagonami (stylizowane na chmurki) są duże i wyraźne, a ikony akcji proste i intuicyjne. Ten element to zdecydowana i pierwsza w moich recenzjach dycha.
Clue każdej gry stanowi jednak grywalność, bo gdy ona kuśtyka to i Herkules d…, to znaczy i świetne grafiki gry nie uratują. W tym przypadku na szczęście i o grywalność nie trzeba się martwić. Ba, można nawet czuć się lekko zaskoczonym, że tak niewielka i tak szybka gra oferuje nam aż tyle możliwości. Możemy oczywiście grać z myślą, że dbamy tylko o własne poletko, wykonując przy tym akcje, które dla naszego taboru są najbardziej korzystne i nie patrząc na innych. Taka taktyka czasem się sprawdza, ale może się też zdarzyć, że wówczas obudzimy się z ręką w nocniku, kiedy okaże się, że wymieniając kartę na nową, właśnie udostępniliśmy przeciwnikowi akcję, która umożliwiania mu ukończenie układania jego pociągu. Dobrze jest więc mieć oczy naokoło głowy (a przynajmniej ogarniać nimi cały stół), żeby odpowiednio wcześniej przyuważyć, że przeciwnik właśnie kończy swoją układankę i wypada podebrać mu jakąś przydatną akcję lub usunąć odpowiednią kartą część z ułożonych już wagoników. Kombinowania więc nieco jest, choć jest ono lekkie i przyjemne.
Czy więc można coś grze zarzucić (poza nazwą…)? Mnie trochę przeszkadza, że jest ona tylko do 4 osób, co uniemożliwi mi pokazania gry w większej grupie. Gdyby chociaż była do 5 lub 6 graczy… Szkoda, tym bardziej, że nadaje się w sam raz na rozpoczęcie lub zakończenie spotkania (nawet takiego nieplanszówkowego). Niektórym dokuczać może też losowość. Zdarza się nawet, że partia trwa niewiele ponad 5 minut, bo po początkowym rozdaniu i ułożeniu kart niektórym pozostaje jedynie do zamienienia miejscami 2 lub 3 karty. Niemniej takie ekstrema zdarzają się nieczęsto, a nawet jeżeli, to o ile fartowny gracz nie rozpoczyna rozgrywki lub nie ma na stole przydatnych mu akcji, możemy starać się takiemu zwycięstwu zapobiec stosując wspomnianą wyżej negatywną interakcję. Mi w każdym razie ta losowość nie przeszkadza.
Reasumując, w kategorii fillerów (takich fillerów nawet dla fillerów), gra dostaje ode mnie 9,5 na 10, czyli przekładając na język gamesfanaticowy: „Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór”… PLUS ;)
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(9,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.
Łukasz, narobiłeś mi smaku. Mam nadzieję, że wiesz co to oznacza? ;)
Zna ktos date wydania?nie pytam tylko o Polske:)
Gdzieś wyczytałem że gra ma być dostępna jeszcze w tym roku, ale coś nie mogę doszukać się potwierdzenia tej informacji na stronie wydawcy.
Na polską wersję póki co chyba nie ma co się nastawiac.
Gra o Tor w polskiej wersji językowej nakładem wydawnictwa REBEL ukaże się mniej więcej w lutym 2016 roku :)
Tytuł jakiś takiś … koślawy (?) :/ Ale, że gra wyjdzie to super :))