Ta gra nie miała łatwego startu. Po dłuższych przebojach z wydawcami została zapowiedziana na wakacje 2014. Niestety zagościła na naszych stołach dopiero prawie półtora roku później. Niektórzy już zupełnie stracili nadzieję na to, że ją zobaczą. Czy na Race to Berlin warto było tyle czasu czekać i czy warto po nią sięgnąć? To pytanie nie tylko dla wojenników, ale również dla tych, którzy co dzień grywają w bardziej pokojowe gry.
Wykonanie
Pierwszy kontakt z grą to oczywiście pudełko i jego zawartość. Od razu pozytyw – solidne pudło z interesującą grafiką, jednoznacznie informującą nas, co jest tematem i głównym celem gry. W środku znajdziemy twardą kaszerowaną planszę, przedstawiającą europejskie tereny, na których w latach 1944 i 1945 toczyły się walki z Trzecią Rzeszą. Dalej mamy dwie kolorowe książeczki – jedna z nich to rys historyczny, a druga to instrukcja. Duże, grube i solidne żetony oraz wypchana torebka ze znaczną ilością drewnianych, czerwonych i niebieskich klocków dopełniają obrazu.
Ciekawa jest grafika, która zdobi planszę i żetony. Jest bardzo oszczędna, wręcz minimalistyczna, ale bardzo dobrze wpasowuje się w klimat gry i świetnie tworzy wśród graczy nastrój związany z przebywaniem w sztabie głównym walczących wojsk. Nie mam do niej żadnych zastrzeżeń.
Do czego więc mam zastrzeżenia? W komplecie są naklejki z numerami, które należy nakleić na drewniane bloczki. Niestety, ich białe tło jest wręcz rażące i psuje estetyczną stronę gry. Wiem, że według planów tło miało być przezroczyste, ale niestety gdzieś po drodze do wydania ktoś podmienił plik. Szkoda. Na szczęście po drugiej czy trzeciej rozgrywce, jako tako mi się te naklejki opatrzyły i już mnie tak nie drażnią. Pomimo tej wpadki całość sprawia bardzo dobre wrażenie.
Zasady
Od razu ciekawostka – instrukcja jest dwujęzyczna. Strony są przedzielone na pół i po lewej znajdziemy polski tekst, a po prawej angielski. Może to być trochę irytujące, z drugiej jednak strony w niektórych momentach jest zbawienne.
Podstawowa mechanika Race to Berlin jest bardzo prosta i w znacznym stopniu eurogrowa. To bardzo dobra wiadomość dla wszystkich, których irytuje sama myśl o zapoznawaniu się z rozbudowanymi i skomplikowani zasadami bardziej klasycznych gier wojennych. Niestety sama instrukcja jest bardzo słabo i chaotycznie napisana. W niektórych momentach naprawdę ciężko zrozumieć, co autor miał na myśli. Sytuację ratują dwie rzeczy – po pierwsze ogólna prostota zasad, a po drugie “synchroniczny” tekst angielski, który jest bardziej precyzyjny i łatwiejszy do ogarnięcia. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się poprawiona wersja instrukcji, co zaoszczędzi wielu osobom trochę nerwów.
Jak więc właściwie się gra?
Race łączy w sobie dwa świetne pomysły.
Po pierwsze jeden gracz dowodzi Armią Czerwoną oraz Niemcami na froncie zachodnim, a drugi Aliantami Zachodnimi oraz Niemcami na froncie wschodnim. Ta wręcz genialna idea jest odejściem od zwykłego układu Niemiec vs Alianci. Pozwala to na zupełnie nowe spojrzenie na końcówkę II Wojny Światowej, gdy tak zwani sojusznicy starali się za wszelką cenę jako pierwsi dotrzeć do Berlina.
Po drugie gracze dysponują bloczkami reprezentującymi główne koncentracje sił, zapasów i uzupełnień, które mogą dowolnie w tajny sposób rozdysponowywać na początku każdego etapu. Na tych bloczkach znajduje się cyfra od 2 do 5, która oznacza wielkość przydzielonych zasobów, ale również siłę bojową zgromadzonych jednostek. Co ważne, gracz dysponuje wspólną pólą zasobów dla obu swoich frontów. Jeżeli za bardzo wzmocni swoje wojska radzieckie lub amerykańskie, to zostanie mu tylko słaba obrona oddziałami niemieckimi. Która to obrona może zostać wtedy łatwo przełamana przez rywala. A ponieważ wystawianie bloczków jest tajne i wystawia się je na przemian, to otwiera się wielkie pole działania dla mistrzów blefu. Czasem zamienienie miejscami dwóch bloczków może zupełnie odmienić całą rozgrywkę.
Drewniane patyczki służą do zaznaczania linii frontu – czerwone wschodniego, a niebieskie zachodniego. Żetony reprezentują podstawowe siły armii, które stanowią szkielet, na którym opiera się siłę bloczków logistycznych. Armie Aliantów nie ponoszą strat (zakłada się, że wszelkie straty są uzupełniane na bieżąco), jednak niemieckie i owszem. Chociaż początkowo to nie jest problem, to w pewnym momencie może zacząć nam brakować żołnierzy. A to będzie boleć.
Po wystawieniu bloczków logistycznych gracze na przemian wykonują akcje. Taką akcją może być zdjęcie bloczka z planszy, przesunięcie bloczka i armii o jedno pole lub wykonanie ataku.
Aby zaatakować, wskazujemy bloczek logistyczny, który będzie podstawą uderzenia. Kładziemy przy nim jedną lub dwie drewniane kostki zasobów. Reprezentuje to zużywanie sił i zapasów w walkach. Następnie wskazujemy pole, które będziemy atakować. Jeżeli na tym polu znajduje się bloczek obrońcy, to musi on się bronić kosztem jednej kostki zasobów. Jeżeli na atakowanym polu nie ma żadnego bloczka, ale jest jakiś w sąsiedztwie, to obrońca może zdecydować, że wspiera on obronę jakby był obecny na miejscu walki.
Gracze odkrywają zaangażowane bloczki (pozostają już one jawne do końca etapu), a następnie podliczają siłę ataku i obrony. Siła ataku równa się wartości bloczka (cyfra z naklejki) pomnożonej przez ilość użytych kostek zasobów. Siła obrony równa się wartości bloczka, powiększonej o modyfikatory za teren, umocnienia oraz obecność wojsk. Obaj gracze rzucają dwoma kostkami i odejmują się od siebie uzyskane oczka, czyli np. 5 i 2 oznacza wynik rzutu równy 3. Uzyskaną różnicę dodajemy do siły. Porównujemy siłę ataku i obrony – jeżeli atakujący ma większą, to wygrał. W przeciwnym wypadku wygrał obrońca. Przegrana powoduje konieczność poniesienia strat (tylko Niemcy) i wycofania się z bronionego pola.
Na wynik walki można dodatkowo wpływać posiadanymi żetonami specjalnymi. Można zwiększać siłę ataku, przerzucać nieudane rzuty lub kontratakować w celu utrzymania bronionego terenu.
W miarę kolejnych walk siły zaczynają się wyczerpywać i wtedy pojawia się kolejny aspekt rozgrywki, czyli umiejętność gospodarowania posiadanymi zasobami. Do jednego bloczka można maksymalnie dołożyć tylko tyle zużytych kostek, ile wynosi wartość tego bloczka. Lepiej zaś nie stawiać się w sytuacji, gdy nie mamy już się czym bronić przed potężnymi uderzeniami wroga.
Etap kończy się, gdy jeden z graczy zdejmie wszystkie swoje bloczki z planszy.
Wrażenia
Rozgrywka jest prosta mechanicznie i szybka, nawet przy pierwszej rozgrywce spokojnie można zmieścić się w trzech godzinach. Doświadczeni gracze bez problemu zejdą do dwóch godzin. Równocześnie jednak gra nie jest banalna. Blefowanie i umiejętne zarządzanie zasobami otwiera szerokie pole do działania. Do tego kostki powodują, że najczęściej nie możemy być absolutnie pewni, jaki będzie wynik walki, co dodaje całości smaczku i adrenaliny. Warto przy tym pamiętać, że element losowy jest ograniczony. Przyjęte rozwiązanie odejmowania od siebie dwóch kostek powoduje, że najczęściej wyniki rzutów są do siebie zbliżone. Można też wykorzystać żeton specjalny, aby powtórzyć nieudany rzut. To dobra wiadomość dla wszystkich, których drażni zbyt duży wpływ losowości na wynik rozgrywki.
Race to Berlin świetnie buduje klimat wojennej rozgrywki sztabowej, możemy się poczuć jak generałowie wysyłający żołnierzy do boju i starający się jak najszybciej pokonać wroga. To bardzo uniwersalna gra, która spodoba się zarówno wojennikom, jak i eurograczom. Dzięki temu jest to świetna gra wejścia – jeśli nie mieliście dotychczas do czynienia z grami wojennymi, to macie wyjątkową okazję, aby zacząć. Do czego szczerze was namawiam.
Wiele osób nurtuje pytanie, jak Race to Berlin ma się do znanego i lubianego Race to Rhine. Są to zupełnie odmienne gry. Wszystko jest inne – mechanika, sposób rozgrywki, cel gry i sposoby na jego osiągnięcie. Łączy je tylko to, że obie są świetne.
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.