Święta za pasem, prezenty najwyższy czas kupować, część z nas na pewno zastanawia się co wybrać. My oczywiście zachęcamy do kupowania pod choinkę gier planszowych i rozpowszechniania naszego wspaniałego hobby. A że gier planszowych jest cała masa i naprawdę już mamy w czym wybierać, Games Fanatic przygotowało dla Was serię poradników. Zaczynamy od gier familijnych – idealnej rozrywki w rodzinnym gronie i bożonarodzeniowej atmosferze.
Zanim przejdę do konkretów, słowo wyjaśnienia. Dobrych gier rodzinnych jest na rynku tak dużo, że ja, aby nie przeciągać zbyt tekstu, postanowiłem się ograniczyć jedynie do tych wydany w Polsce w obecnym roku. Mimo że wszystkie wymienione niżej propozycje są tytułami familijnymi, przy których, moim zdaniem, powinna się dobrze bawić cała rodzinna, gry podzieliłem na 3 „kategorie”. Pierwszych pięć gier z kategorii „Polecam” to tytuły nie tylko o nieskomplikowanych zasadach, ale też i niskim progu wejścia, pozwalające się bawić i walczyć o zwycięstwo nawet ludziom bez żadnego planszówkowego doświadczenia. Dwie gry z kategorii „Second step”, w dalszy ciągu charakteryzują się przystępnymi zasadami, jednakże ich mechanika jest już na tyle skomplikowana, że premiuje graczy bardziej doświadczonych (zarówno w dany tytuł jak i w grach planszowych w ogóle). Tych gier raczej bym nie kupował do pierwszego kontaktu z nowoczesnymi planszówkami (choć jako któreś z kolei gry do kolekcji już jak najbardziej). Kategoria „Warto się przyjrzeć” to gry, które są obecnie na moim celowniku. W przedstawione tytuły jeszcze nie grałem, ale cieszą się one na tyle dobrą opinią, że mogę spokojnie polecić ich kupno, bo dają gwarancję udanego prezentu i dobrej zabawy. Tak więc zapraszam do lektury.
Polecam:
Kakao – moja gra numer jeden spośród tegorocznych gier rodzinnych. Prosta i sympatyczna gra kafelkowa, w której dostawiamy kafle terenu, by aktywować pionki, te z kolei zbierają i sprzedają kakao, dostarczają do wioski wodę, modlą się w świątyniach, wykopują skarby, a wszystko to, żeby zdobyć złoto, które na końcu zamieniamy na punkty zwycięstwa. Mimo małej ilości zasad, opcji na wygraną jest naprawdę sporo. Możemy rozwijać się równomiernie, ale możemy też obstawiać świątynie, by mieć przewagi na koniec gry i tam zapunktować, możemy też na bieżąco ciułać monety wydobywając i sprzedając kakao. Wypada też pamiętać o wodzie, bo jeżeli jej nie dostarczymy, na koniec przytulimy punkty ujemne, a z kolei dobrze nawodniona wioska to całkiem spory zastrzyk gotówki. Polecam bardzo (szkoda tylko, że jest jedynie do czterech osób).
Nowy Jork 1901 – pozycję na tej liście gra zawdzięcza bez wątpienia swojemu podobieństwu do Ticket to Ride. W obu grach mechanika jest bardzo prosta – dociągamy karty „koloru” lub budujemy. W obu – na szczęście – nie jest to jednak budowanie bezmyślne, automatyczne, bezkolizyjne. Za każdym razem musimy dobrze się zastanowić, gdzie zająć teren pod inwestycję i co budować, czy już opłaca nam się burzyć budynek przestarzały, aby w jego miejsce wznieść nowocześniejszą budowlę, czy lepiej to przełożyć, żeby zakupić jeszcze sąsiednie działki (o ile przeciwnik nie zrobi tego przed nami). Punkty – też jak w Tickecie – zbieramy zarówno na bieżąco, jak i na końcu gry, więc do ostatniej chwili jest o co grać, bo nie wiadomo kto tak naprawdę jest na prowadzeniu. Całość podana jest w świetnym wykonaniu i fajnej oprawie graficznej.
Sawanna – najlepszy z wydanych dotychczas przez Trefl tytułów w serii „Dobra Gra Rodzinna”. Oparte na mechanice press your luck wyścigi zwierząt do pobliskiego wodopoju dają niesamowicie dużo dobrej zabawy. Specjalne zdolności każdego zwierzaka oraz możliwość blokowania zawodników innych graczy przez wskoczenie im na grzbiet generują całkiem spory wachlarz decyzji. A wszystko bardzo solidnie wykonane i pięknie zilustrowane. W moim osobistym rankingu lekkich gier wyścigowych Sawanna prześciga o dwie długości (skorupy czy, jak kto woli, garba) zarówno Pędzące Żółwie jak i Przebiegłe Wielbłądy. A do tego tytuł ten można nieraz znaleźć w bardzo niskich cenach.
Tikal – wydana w tym roku przez Egmont odświeżona wersja planszowego przeboju z końca lat 90-tych, której… na oczy nie widziałem (nie licząc zdjęć i filmików w internecie). Posiadam natomiast w kolekcji jej pierwotne wydanie w ogromnym, płaskim pudełku od Ravensburger. I wiem, że mogę się wyrażać o tej grze tylko w samych superlatywach. Prekursor (a jeżeli nie prekursor, to co najmniej popularyzator) systemu zarządzania pulą punktów akcji, pierwsza część wyśmienitej, przesiąkniętej klimatem przygód Indiany Jonsa, trylogii Maski, laureat prestiżowej nagrody Spiel des Jahres, zdecydowanie najlepsza tegoroczna (choć nie jedyna w tym zestawieniu) gra rodzinna ze stajni Egmontu.
Tytus, Romek i Atomek – już w ostatnim Cotygodniku biłem się w pierś za nazbyt niską ocenę wystawioną grze w lipcowej recenzji. Fakt, że w trakcie dużego przypływu nowych gier i związanego z tym nawału pracy, Tytus często i regularnie trafia na stół, stanowi dla niego najlepszą rekomendację. Reimplementacja wydanego w 2000 roku Dream Factory, na chwilę obecną jest dla mnie ulubioną grą licytacyjną. Nawet, mimo że budowanie komiksu o przygodach ulubionego szympansa nie ma w sobie za grosz tytusowego klimatu, gra jest całkiem fajna i daje sporo pozytywnych emocji. Mimo kilku drobnych wad (w tym bardzo słabego trybu dwuosobowego), polecam jako dobrą, rodzinną grę licytacyjną.
Second step:
Santiago – sporo już czasu minęło od mojej jedynej partii w Santiago (oczywiście jeszcze w wersję od Amigo). To, co zapamiętałem najbardziej z tamtej partii, to świetna zabawa i ostre cięgi, jakie zebrałem podczas rozgrywki. Bardziej doświadczeni koledzy traktowali mnie jak dojną krowę, wciągając podczas licytacji ostatnie grosze, a później samemu korzystając z wylicytowanych za moje ciężko zarobione pieniądze szlaków nawadniających. Mimo prostych do opanowania reguł, gra wymaga doświadczenia i/lub sporych zdolności negocjacyjnych, żeby nie dać się ostro nabić w butelkę i móc powalczyć o zwycięstwo z bardziej doświadczonymi zawodnikami. Bezapelacyjnie Trefl poczynił świetny krok inwestując w polską wersję tego tytułu.
Stinky Business – debiutant wśród autorów – Piotr Jesionek, stworzył grę naprawdę dobrą mechanicznie i mocno trzymającą się tematu – przetwarzania śmieci (sic!). Wzorowany najpewniej na Power Grid tytuł, jak dla mnie, świetnie oddaje realia ekonomicznego rozwoju przedsiębiorstwa (w takim idealnym świecie – bez kryzysu, podatków, wahań kursów walut), czyli żeby dobrze zarobić, trzeba najpierw mocno zainwestować. Oczywiście czasami inwestycje kończą się fiaskiem, ale w ogólnym rozrachunku powinny przynieść zyski. Gra o niezbyt ciężkich zasadach (choć nieczytelnie przestawionych w instrukcji), wymaga jednak wcześniejszego doświadczenia z kilkoma tytułami, bo zupełnie początkujące osoby może zniechęcić, zanim zdążą odkryć drzemiący w niej potencjał. Przepiękna szata graficzna nie tylko przyciąga oko, ale też okazuje się niebywale praktyczna i pomocna podczas kolejnych rozgrywek (np. plansza nie tylko pozwala na skuteczne i pełne przygotowanie rozgrywki, ale też pomaga na jej zakończenie szybko podliczyć punkty bez konieczności zerkania do instrukcji).
Warto się przyjrzeć:
Colt Express – pierwszą z gier, których nieznajomość mam zamiar wkrótce nadrobić i której wam polecam się przyjrzeć, jest laureat tegorocznej edycji Spiel des Jahres. „Planszę” naszych działań stanowią tu pięknie wykonane tekturowe wagoniki, po których skaczemy starając się zgarnąć jak największą ilość łupów z pędzącego przez Dziki Zachód pociągu. Gra ze sporą dawką negatywnej interakcji, która jednak bardzie przejawia się w rywalizacji o łupy niż w chęci złośliwego zaszkodzenia innym przy stole. Do sięgnięcia po tytuł zachęcają również krótki czas partii i dobra skalowność, tak w dwóch jak i w sześciu graczy. Dzięki temu Colt Express powinien posłużyć nam nie tylko do rodzinnych spotkań, ale także jako gra imprezowa czy tytuł dla dwojga.
Teby – niedawno wydany przez Rebel tytuł zwrócił moją uwagę przepiękną grafiką, ciekawą tematyką oraz nieznaną mi wcześniej mechaniką time track, gdzie ruch wykonuje zawsze gracz najmniej posunięty na torze czasu. Co prawda wiedziałem, że mechanizm ten jest wykorzystywany chociażby w Tokaido, ale jakoś mnie do rzeczonej gry Antoine Bauzy nigdy nie ciągnęło. Tu tor czasu zdaje się mieć znacznie większe fabularne uzasadnienie, bo jeżeli chcemy liczyć na odnalezienie naprawdę ciekawych wykopalisk, to musimy poświęcić więcej czasu na przygotowanie do wyprawy. Czasu, który mogą wykorzystać inni, dążąc do celu metodą wielu małych kroczków. Wszystko, co do tej pory słyszałem o tej grze, brzmi naprawdę zachęcająco. Teraz niecierpliwie czekam na recenzję Odiego. A potem już pewnie prosto do sklepu z planszówkami :).
Terra – quizowa planszówka dla całej rodziny zajmuje obecnie najwyższe miejsce na mojej liście życzeń i już poszedł list do Świętego Mikołaja z cynkiem, co byłbym rad znaleźć pod tegoroczną choinką. Najświeższa reimplementacja znanej i lubianej Fauny tym razem sprawdzi naszą wiedzę w znacznie szerszym zakresie. W grze znajdują się pytania z zakresu geografii, historii czy sztuki. Będziemy mogli obstawiać takie dane, jak miejsce na mapie, daty wydarzeń, czy długości, wielkość lub waga. Pytań jest 300 więc gra nie powinna nam się szybko znudzić i stać się powtarzalna. Ja liczę na naprawdę dobrą zabawę przez wiele, wiele tygodni.