Są takie gry, które ja określam jako postdobblowskie. Nie wiem, czy powstały one wcześniej czy później niż Dobble, ale dla mnie pierwszą grą na szybkość i spostrzegawczość były właśnie Dobble i ogromnie mi się spodobały. Od czasu pierwszego zetknięcia z Dobblami, chętnie wyszukuję kolejne tego typu gry (co zresztą można zauważyć w moich recenzjach). Cóż, trafiam na gry lepsze i gorsze. Dziś pragnę zaprezentować następny tytuł, który dołączył do mojej kolekcji gier postdobblowskich – Fun Farm od wydawnictwa Black Monk. I muszę przyznać, że usytuował się on na wysokiej pozycji w tym moim prywatnym rankingu… :).
Cóż my tutaj mamy? Kolorowe pudełeczko, z którego przez okienko spozierają na nas dwa sympatyczne zwierzaki. Takich zwierzaków wewnątrz znajdziemy sześć. Są zrobione z mięciutkiej pianki i mają niezwykłą cechę – kleją się dzieciakom do rączek jak rzep do psiego ogona. Uwielbiają, kiedy dzieci je łapią, tulą i ściskają ;). Dzieci, z którymi grałam, najbardziej upodobały sobie świnkę i niemalże wyrywały ją sobie z rączek. A więc zanim rozpoczniemy rozgrywkę, musimy najpierw w jakiś sposób zabrać te zwierzątka dzieciom, ustawić na stole i poczekać, aż skończy się histeria, że one chcą tulić świnkę…
Poza świnką mamy tu jeszcze krówkę, kurczaka, owieczkę, kózkę i konika. Zwierzaki są zabawne, okrągłe jak kuleczki i stoją sobie śmiesznie na swoich krótkich łapkach. Co tu dużo mówić, wydanie jest słodkie i urocze. Choć niektóre zwierzątka mają kolory co najmniej dziwne – niebieska owca, zielona koza i czerwony koń… Ale cóż, gdyby i owca i koza były białe, trudno byłoby je szybko odróżnić. A szybkość i spostrzegawczość jest tu kluczowa.
Oprócz zwierzątek mamy jeszcze dwie kostki – białą i czarną – które zamiast tradycyjnych oczek, na każdej ściance mają duże kropy w różnych kolorach. W pudełku znajdziemy też karty – na każdej karcie narysowane jest jedno zwierzątko oraz dwie kostki – biała i czarna z jakimś kolorem oczka. Na początku gry układamy zwierzaki w kółeczko, tak żeby każdy miał do nich swobodny dostęp. Osoba, która ostatnio tuliła jakiegoś zwierzaczka, zostaje farmerem. Zadaniem farmera jest wyciągnąć jedną kartę na środek stołu i rzucić obiema kośćmi. Jeżeli na którejś kostce wypadnie to samo, co jest narysowane na karcie, wszyscy gracze, którzy to zauważyli, starają się jak najszybciej złapać odpowiednie zwierzątko. Ten, komu się to uda, zdobywa kartę, a farmerem zostaje kolejny gracz. Grę wygrywa ta osoba, która na koniec będzie mieć najwięcej kart.
Ale uwaga! Żeby nie było tak łatwo, jeżeli na kostkach nie wypadnie nic, co akurat znajduje się na karcie, wykładamy kolejną. Jeśli znowu powtarza się taka sytuacja, dokładamy jeszcze jedną itd. Oj, czasem kart na stole jest sporo i trzeba nieźle wytężyć umysł, żeby zlokalizować odpowiedni kolor na odpowiedniej kostce i chwycić odpowiednie zwierzątko. Bywa, że za jednym zamachem kostki aktywują kilka kart – wtedy łapiemy kilka zwierzątek! A rączki mamy tylko dwie, więc łapiemy czym, kto może :). Jeśli się pomylimy i chwycimy nie tego zwierzaka, co trzeba, oddajemy jedną ze zdobytych kart i dokładamy na środek stołu. A więc znowu kart przybywa. Zapewniam, zabawa jest przednia!
Jeśli chodzi o moje wrażenia… to ja Fun Farm baaardzo polubiłam. Gra jest szybka, prosta, szalona, pełna śmiechu i wymagająca spostrzegawczości. Cóż, ja nie jestem w nią najmocniejsza, kolory i kostki mieszają mi się w oczach, nie mam aż takiego refleksu… ale wciąż tę grę bardzo lubię! Gra się w nią niesamowicie przyjemnie i myślę, że będzie godną następczynią Dobbli. Zabieram ją ze sobą na każdą imprezę. Im więcej osób gra, tym zabawniej (na pudełku do 2 do 10). Niby wydana jest dość słodko i dziecięco, ale uwierzcie, dorośli świetnie się bawią przy Fun Farm. Mam nawet wrażenie, że nieco lepiej niż dzieci. Na pudełku znajdziemy informację, że jest ona przeznaczona dla graczy w wieku od 6 lat wzwyż. Ale z moich obserwacji wynika, że dzieci sobie średnio tutaj radzą, przynajmniej kiedy grają z dorosłymi. Trzeba było dawać im fory. Kiedy już na stole pojawiło się dużo kart, to dzieciaki naprawdę mocno zostawały w tyle. Zrażały się potem do gry i nie bardzo chciały znowu w to grać. Może lepiej by było, gdyby grały tylko w swoim gronie. Tempo byłoby nieco spokojniejsze. Dlatego trudno mi sklasyfikować Fun Farm. Dla mnie jest to gra imprezowa, wydana jak gra dla dzieci. Jeśli jednak ktoś chciałby w Fun Farm zagrać w gronie rodziny, a więc i dorośli i dzieci, to myślę, że można próbować. Dzieci dzieciom nierówne :). Może ja trafiłam na takie mniej spostrzegawcze. A poza tym, nawet jeżeli na początku trzeba będzie dać im taryfę ulgową, to im więcej będą grać w gry na szybkość i spostrzegawczość, tym będę w nie lepsze. Trochę cierpliwości i pewnie wychowacie sobie godnych przeciwników.
Ostatecznie daję Fun Farm ocenę 8 – jako gra imprezowa jest naprawdę fajna, jeśli nie przeszkadza wam dziecięce wydanie. Jako gra dla dzieci, to chyba zależy od dzieci. U mnie sprawdziła się średnio – powiedzmy 6/10. Innym dzieciakom może spodobać się bardziej. Po prostu spróbujcie i oceńcie sami, bo warto!
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.