Oto lochy. Jeden z nas będzie musiał do nich wejść, zmierzyć się z potworami – przeżyć lub zginąć. Kto to będzie? Szaleniec, który nie dba o życie, czy pechowiec, który nie zdążył w porę umknąć przed pełnym życzliwości popchnięciem w kierunku lochu? Zapraszamy do podziemi to lekka gra blefu i szczęścia autorstwa Masato Uesugi – współautora Zaginionego dziedzictwa – dla 2–4 osób. Otwórz pudełko – tym śmiałkiem możesz być ty!
Rzut oka na zasady
… które są bardzo proste. Wykładamy talię potworów oraz jednego z 4 bohaterów wraz z jego ekwipunkiem na stół. W swojej turze gracz może wziąć kartę potwora z wierzchu talii lub spasować. Jeśli kartę weźmie – ogląda ją i ma dwie opcje do wyboru: dokłada potwora do podziemi lub odrzuca go, kładąc przed sobą, ale wtedy musi również zabrać jeden z dostępnych żetonów ekwipunku i w ten sposób osłabić śmiałka.
A jakie to ma znaczenie? Taki przebieg tur utrzymuje się do chwili, gdy wszyscy gracze poza jednym spasują. Ten ostatni gracz wchodzi wtedy do podziemi, tzn. wciela się w bohatera i odsłaniając po kolei karty potworów, próbuje ich pokonać, wykorzystując do tego swój ekwipunek. Jeśli nie jest w stanie pokonać danego potwora, jego siła jest odejmowana od punktów życia śmiałka. Kiedy spadną one do zera – gracz ginie. I tu jest pies pogrzebany, ponieważ osłabiając bohatera (lub dokładając kartę do podziemi) możesz ukręcić bicz na samego siebie. Jednak pasując, otwierasz drogę do zwycięstwa przeciwnikowi. Wszystko zależy od tego, co znajduje się w lochach, a ta informacja jest niepełna, znasz tylko te karty, które sam dołożyłeś.
Gra toczy się do momentu, gdy jeden z graczy dwa razy zwycięży. Ale uwaga: jeśli dwa razy zginiesz – odpadasz z gry. Można więc wygrać również przez eliminację pozostałych graczy.
Wrażenia
Im więcej graczy, tym więcej niewiadomych. Najwięcej pewniaków będzie, gdy zagracie we dwójkę. Ale… gra we dwójkę nie daje takiej satysfakcji, jakiej byśmy oczekiwali. Przede wszystkim jest bardzo krótka. Zostawia potworny niedosyt – co? już? po wszystkim? Gra się więc zwykle kilka partii z rzędu, ale po tych kilku razach rozgrywka zwyczajnie nudzi. Więcej frajdy jest przy grze w 3–4 osoby, choć informacja jest na tyle niepełna, że zaplanować raczej nic się już nie da. Wtedy to bardziej gra blefu i szczęścia.
Tytuł pierwotnej japońskiej gry to Dungeon of Mandom i zawiera tylko jednego bohatera – Wojownika. Polskie wydanie dodaje do oryginału 3 nowych Bohaterów – Maga, Awanturnika i Barbarzyńcę.
Podoba mi się zróżnicowanie postaci. Co prawda artefakty się powtarzają, ale zestaw początkowych 6 żetonów dla każdego bohatera jest inny. Jeden potrafi zmartwychwstać (ale tylko raz na turę), inny pokonuje wybranego wroga, jeszcze inny potrafi zyskiwać na sile niektórych potworów. To wymusza inny sposób gry dla każdego śmiałka.
Jednak postacią, która zaspokaja wszelkie potrzeby i przedstawia sobą pełnię bohaterstwa jest Wojownik. Wojownik bowiem z całym dostępnym ekwipunkiem jest praktycznie niepokonany. Posiada artefakty pokonujące potwory z siłą 3 i mniej oraz siłą parzystą. Zabija też smoka (9). Zostaje więc do pokonania 5 i 7, ale mając przedmiot pokonujący zadeklarowany typ potworów (trzeba to zrobić przed zejściem do lochów) i siłę 11, nie ma szansy przegrać, cokolwiek by się nie stało. Sztuka więc w tym, żeby nie wszedł do lochu z całym dostępnym ekwipunkiem ;) – czego nie można powiedzieć o pozostałych postaciach. Żadna z nich nie jest niezwyciężona. Wojownik wymusza na graczach osłabienie postaci (jeśli nie chcą oddać zwycięstwa gratis), reszta postaci nie. Jednak trzeba zauważyć, że mają one dość interesujące umiejętności pozwalające nawet czasem na lekkie kombinowanie w trakcie wędrówki. Jeśli chcemy grać blefem i szacować prawdopodobieństwo, to Wojownik lepiej się do tego nadaje. Jeśli chcemy tylko przeżywać przygodę i dobrze się bawić – ciekawiej będzie to robić z Awanturnikiem, Magiem czy Barbarzyńcą.
Czas na krótkie podsumowanie – czy ta pozycja jest grywalna? Ja się na niej zawiodłam. Na początku wydawała się lekka i zabawna – kolokwialnie mówiąc fajna. Ale z biegiem czasu z tej zabawności pozostawało coraz mniej, coraz mniej, aż wylądowała zapomniana na półce. Może być miłym przerywnikiem, grą na chwilę, zwłaszcza w gronie 3–4 osób, a jeszcze lepiej po piwku, ale nie podejrzewam, żeby kogoś rzuciła na kolana. Z moich współgraczy nikt nie pała chęcią powrotu do lochów. Przynajmniej na razie.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.