Za górami, za lasami, za dzikimi polami… czyli w Wodzisławiu Śląskim Veridiana ogrywa zarówno klasyki, jak i crowdfundingowe prototypy. Z kolei Ania i KubaP wyruszyli w daleką podróż na wyspę Albionu, by w halach National Education Centre pograć w gry nominowane do tegorocznego Spiel des Jahres. Miłego czytania!
Veridiana
Dziś z mojej strony Cotygodnik w innym ujęciu niż zazwyczaj. Jako że wciąż gram mało (koniec roku szkolnego) i wciąż w te same dwa tytuły: 51. Stan i Keyflower, to dla odmiany napiszę krótko o grach, w które zamierzam zagrać już niedługo. A znając życie, wszystkie przyjdą do mnie naraz i nie będę wiedziała, za którą się brać w pierwszej kolejności. Ale takie klęski urodzaju to ja lubię!
Paczkomatem już do mnie jedzie Kanban imć Lacerdy. Po obejrzeniu filmiku tego pana zakochałam się w przeładowanej planszy i modelach samochodzików. Plansza nadźgana jak mankala pijanego mnicha, a liczba różnych mechanizmów przyprawia o lekki ból potylicy. Już nie mogę się doczekać czytania pachnącej instrukcji! Zaraz sprawdzę na śledzeniu, gdzie paczka aktualnie wędruje…
Już miała dojechać, ale ździebko się obsunęła nowa gra Carla Chudyka w wersji prototypowej. Co prawda tytuł, Ptaszki Ćwierkają, nie do końca mnie przekonuje, ale po zakochaniu się w Innowacjach daję Karolkowi kredyt zaufania nawet w tak infantylnym temacie. Mam nadzieję tylko, że nie będzie to jakaś reinkarnacja Na Chwałę Rzymu, bo grę lubię, ale bez przesady.
W dogrywce Mat Handlu udało mi się natomiast (po raz pierwszy od wielu edycji pod tytułem „does not trade”!) wymienić Uchronię (nomen omen też Karola) na T.I.M.E Stories… A Prophecy of Dragons. I wszystko pięknie, tylko ja nie mam podstawki! Jakoś tak mi się ubzdurało, że kolejne części to samodzielne dodatki. Myślicie, że można sobie to całe ustrojstwo planszowo-znacznikowe szybko wykonać własnym sumptem? Z naciskiem na „szybko”? Sama idea T.I.M.E Stories urzekła mnie bardzo, bo swego czasu coś takiego chodziło mi samej po głowie. (Podobnie jak kilka piosenek, które mi bezczelnie ukradziono na różne hiciory). I czy ktoś może mi powiedzieć, czy podczas gry trzeba samemu czytać jakieś karty? Nie wszyscy w gronie dobrze operują angielskim.
Ostatnia pozycja: kolega kupił w końcu Androida: Netrunnera. Śliniliśmy się do tego mrowia kart już dawno, ale zawsze coś wychodziło przed szereg i Android musiał wracać do poczekalni. Graliśmy swego czasu trochę w pierwszego Netrunnera i pomimo zalatywania myszką i średnich grafik mechanika nas porwała. Mam nadzieję, że polskie śliczności podkręcą wrażenia. Tylko istnieje niebezpieczeństwo, że będziemy musieli zakupywać wtedy kolejne części. A tu trzeba jeszcze za coś żyć…
I tym optymistycznym akcentem zakończę i pójdę dalej czekać na przesyłki. W każdym razie, wakacje to ja już mam zajęte :)
Board Game Girl
Karuba jest kolejną grą HABY stworzoną z myślą o starszych dzieciakach i ich rodzicach. Wcielamy się w niej w podróżników starających się jak najszybciej przejść przez dżunglę i odnaleźć pradawne świątynie. Gra ma proste zasady, ale daje możliwości do popisu. Ja na przykład popisałam się bardzo, blokując drogę jednemu z moich ludków i – tym samym – odbierając sobie możliwość zakończenia gry. Na usprawiedliwienie mam to, że graliśmy z Kubą w Karubę ostatniego dnia targów UK Games Expo i byłam już bardzo zmęczona. Przy dwóch graczach rozgrywka trwała niecałe pół godziny i nie było w niej czasu na nudę. Czy było fajnie? Na tyle, że chciałabym sprawdzić, jak będzie się grało w więcej osób! Co więcej, gra została nominowana do tegorocznego Spiel des Jahres, więc najwyraźniej nie tylko ja się nią zainteresowałam.
KubaP
Skoro jesteśmy już przy nominacjach do Spiel des Jahres, to ja z kolei zagrałem w Imphotepa. To bardzo ciekawa, szybka i dynamiczna gra „drugiego kroku”, czyli taka, którą śmiało można zaproponować nowym graczom, którzy już poznali Carcassonne czy Ticket to Ride i szukają czegoś o oczko wyżej. Mamy tu i trochę kontroli obszarów i szczyptę dostarczania towarów i trochę indywidualnych celów, nieco przepychanek, nieco kombinowania i, co najważniejsze, mnóstwo dobrej zabawy. Fajne, rodzinne euro, które jednak w rękach doświadczonych graczy może zmienić się w maszynkę do mielenia marzeń przeciwników. Ładne, choć nie „fajerwerkowe” wydanie, 45 minut rozrywki dla 2-4 graczy i nazwisko Phila Walkera-Hardinga (autora m.in. Kakao) sprawiają, że naprawdę powinniście sami spróbować Imhotepa.
Drugi tytuł, który zwrócił moją szczególną uwagę podczas UK Expo to Costa Rica od Mayfair/Lookout. Premierę gry zaplanowano na lipiec, więc już niedługo sami będziecie mieli okazję w nią pograć. Tymczasem pierwsze wrażenia: szybka, lekka gra, która bardzo fajnie sprawdzi się jako „gateway”, czyli tytuł do wprowadzania nowych graczy w nasze hobby. Wyjadacze powinni traktować Costa Ricę jako filler z fajnym mechanizmem push-your-luck i ukrytej licytacji holenderskiej (przywodzącym nieco na myśl ten wykorzystany w Packet Row). W trakcie gry mamy do dyspozycji sześciu podróżników, którzy biegają po składające się z zakrytych kafelków mapie. Po drodze odkrywamy kafelki i albo je zabieramy, albo idziemy dalej. Jak trafimy na dwa symbole komara – tracimy oba kafelki z komarem, zabieramy resztę kafelków i kończymy przygodę. Smaczku dodaje fakt, że w swojej kolejce prowadzimy całą ekspedycję, czyli ciągną za nami pionki innych graczy i jeśli my nie weźmiemy kafelków, to oni mogą się na to zdecydować – kończąc naszą kolejkę, ale i tracąc jednego ze swoich podróżników. Na koniec porównujemy zebrane zestawy zwierzaków, ukrytych po drugiej stronie kafli. Tylko tyle i aż tyle, bo frajdy naprawdę mnóstwo.
@Veridiana @Time Stories: myślałem nad tym już wcześniej i według mnie: tak. Powinno dać się łatwo zrobić prymitywną samoróbkę podstawki.
Ale niestety też: tak. Trzeba samemu czytać karty po angielsku.
Samemu samemu? Nie można nikomu pokazać? :(
Można pokazać i gra będzie nadal „działać”, ale zniknie z niej ważny element. Jednym z głównych myków w grze jest to, że o kartach można między sobą gadać, ale nie cytuje się ich dokładnie, czasem na karcie poza tekstem jest obrazek itd. I dzięki temu przekazywanie informacji jest niedoskonałe, bo ktoś nie zwróci na coś uwagi albo zafiksuje się na jednym elemencie a przeoczy inny i przekaże pozostałym błędne/niepełne dane.
Oczywiście można grać tak, że wszystkie karty gramy otwarte, jedna ogarnięta językowo osoba czyta je i w ogóle. Gra nadal mechanicznie działa. Po prostu jest mniej fajna.