Kiwi znudziły się życiem w Nowej Zelandii i zapragnęły podróży. Ale mają spory problem – nie mogą latać. Wpadły za to na genialny pomysł! Będą udawać owoce kiwi i tak przemierzą świat w skrzyniach na owoce. Zapraszam do recenzji zręcznościowej gry od wydawnictwa Egmont – Kiwi. Leć, nielocie, leć!
Człowiek człowiekowi wilkiem, a kiwi kiwi kiwi :).
(UWAGA! W tym akapicie znajduje się kilka informacji i ciekawostek o ptakach i owocach kiwi. Jeśli nie jesteście tym zainteresowani, przejdźcie od razu do kolejnego akapitu, w którym znajdziecie opis gry.)
Czym są właściwie tytułowe kiwi? Dla nas oznaczają dwie rzeczy – małe, nielatające ptaszki oraz owoce. Co ciekawe, ptaki swoim wyglądem oraz kolorem przypominają nieco owoc kiwi i na odwrót – owoce wyglądają całkiem podobnie do ptaszków :). Czy te nazwy rzeczywiście są nadane przez podobieństwo jednych do drugich – tego nie wiem. Wiem natomiast, że najpierw nazywane tak były ptaki. Zamieszkują one Nową Zelandię. Są mniej więcej wielkości naszej kury, z tym że ich skrzydełka są szczątkowe – mają około 5 cm, dlatego kiwi nie mogą latać. Dlaczego tak jest? Stara, nowozelandzka legenda mówi, że dawno temu władca lasu, zwany Tane Mahuta, borykał się z pewnym problemem. Otóż jego drzewa cierpiały, bo zjadały je małe, leśne robaczki. Pan lasu poprosił ptaki o pomoc, ale nie chciały one opuścić swoich podniebnych przestworzy i zamieszkać na ziemi. Zgodziły się jedynie kiwi… i tak już zostały :). Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że kiwi to jedyne ptaki, które mają nozdrza umieszczone na końcach ich długich dziobów.
Owoce natomiast również są hodowane w Nowej Zelandii, aczkolwiek pierwotnie wcale stamtąd nie pochodziły. Zostały importowane i okazało się, że świetnie się mają w tym klimacie. Rosną na drzewiastych pnączach o pięknej nazwie aktinidia. Początkowo były znane pod zupełnie inną nazwą – chinese gooseberries, czyli chiński agrest. W końcu ktoś wymyślił, żeby nazwać je kiwiberry (jagody kiwi), ale że żadne z nich jagody, ostatecznie zostało po prostu kiwi. Dla nas, Europejczyków, wyglądają jak owłosione ziemniaki ;), a ich największą zaletą jest bardzo duża zawartość witaminy C.
Jak grać?
Kiwi to gra przeznaczona dla 2–4 osób w wieku 5+. Jedna rozgrywka zajmie nam jakieś 10– 15 minut, ale na jednej to się raczej nie skończy ;). Kiwi są uzależniające!
Zasady do gry w Kiwi są bardzo proste. Najpierw składamy sobie wszystkie elementy, a więc katapulty oraz planszę, którą stanowi pudełko z przegródkami. Następnie każdy gracz bierze 10 żetonów kiwi w swoim kolorze i zaczynamy zabawę. Wszyscy w tym samym czasie wystrzeliwują swoje żetony z katapult. Kiedy któryś wpadnie do pudełka – już tam zostaje (bez względu na to, czy wpadł do przegródki, czy wylądował na krawędziach). Jeśli coś nam spadło poza pudło, podnosimy i strzelamy dalej. Grę wygrywa gracz, któremu udało się utworzyć w pudełku kwadrat 2×2 (liczą się tylko żetony na wierzchu). Jeśli nie mamy takiej sytuacji, to gramy, dopóki wszystkim graczom nie skończą się żetony. Wówczas liczymy punkty.
Jak punktujemy? W trakcie gry zdarzy się nie raz, że mój żeton wpadnie na jakiś inny. Na koniec gry podnosimy wszystkie żetony. Te, które są pod moim, warte są jeden punkt (bez względu na kolor). A więc liczymy, kto zdobył więcej żetonów.
Wrażenia
Zacznę od wrażeń estetycznych. Gra jest wydana solidnie i porządnie. Zresztą bardzo dobra jakość to charakterystyczna cecha gier Egmontu. Opracowanie graficzne jest bardzo przyjemne – ładne kolory, zabawne rysunki, no i te genialne grafiki kiwi. Takie dwa w jednym – i ptaszki, i owoce. Myślę, że gra pod względem wizualnym spodoba się i dorosłym, i dzieciom.
Co do samej rozgrywki, to jest ona oczywiście prościutka, ale baaaardzo wciągająca :). Chce się grać i grać. Gra jest niesamowicie odprężająca po ciężkim dniu i stanowi naprawdę świetną zabawę wywołującą salwy śmiechu. My robiliśmy z nią przeróżne rzeczy – kładliśmy pudełko na środku pokoju na podłodze i próbowaliśmy do niego strzelać ze stołu (instrukcja mówi, że możemy dowolnie ustawiać sobie odległość katapulty do pudełka). Albo urządzaliśmy zawody, kto dalej wystrzeli swoje kiwi. Świetne urozmaicenie grillowych wieczorów – dorośli byli zachwyceni.
A jak z dziećmi? W końcu mamy na pudełku 5+, a jak wiemy, Egmont znany jest głównie z gier dla dzieci i rodzin. Przede wszystkim dzieci muszą najpierw trochę poćwiczyć, żeby „wyczuć” katapultę. Muszą się troszeczkę uzbroić w cierpliwość i nie zniechęcać, jeśli na początku nie wychodzi. Z grami zręcznościowymi dla dzieci w ogóle bywa różnie. Są uparciuchy, które traktują je jako wyzwanie i nie odpuszczą, dopóki nie nabiorą wprawy. Ale są też dzieciaki, które nie mają ochoty ćwiczyć i trenować. Nie wychodzi, to znaczy, że gra jest głupia i nie będą w nią grać. A więc Kiwi dla starszych dzieci jak najbardziej. Z młodszymi – to zależy. Zasady są na tyle proste, że zrozumieją je nawet i czterolatki. Ale czy będą chciały w to grać – to już kwestia bardziej indywidualna. U nas Kiwi przyjęło się bardzo fajnie (a najmłodsze grające dziecko miało 7 lat).
Minusów jako tako nie ma – to po prostu bardzo dobra, krótka, lekka i przyjemna gra zręcznościowa. Dobra na imprezę oraz jako szybki przerywnik. Podoba się i dzieciom, i dorosłym. Musimy tylko bardzo uważać, żeby nie pogubić żetonów kiwi (zwłaszcza, gdy grają same dzieci). Ptaszki latają na wszystkie strony i naprawdę nietrudno, żeby coś wylądowało za szafą, pod łóżkiem, a tam zostało wchłonięte przez jakieś czeluści piekielne i już nigdy nie odnalezione. Najlepiej po każdej rozgrywce przeliczyć elementy i szukać brakujących od razu.
Podsumowując, Kiwi jak najbardziej polecam. To pudełko pełne świetnej zabawy!
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.