Wakacje. Niby super sprawa. Ciepło, dzień długi, urlop za pasem. Jak każdy, czekam więc na nie z utęsknieniem. Tylko, że z drugiej strony, wszyscy powyjeżdżają, a ci co już jednak zostaną wolą spędzać czas na dworze niż siedzieć w chałupie przy planszówkach. Trzeba się więc jakoś ratować, żeby połączyć ulubione hobby z przyjemnym pobytem na świeżym powietrzu. Można oczywiście zabrać Kawernę do parku i później szukać miliona elementów zaginionych w trawie lub latać po podwórku w pogoni za zwianymi przez podmuch kartami od Tajniaków, ale można też zabrać na piknik grę plenerową – dajmy na to takie Molkky – i również się przy niej dobrze bawić.
Zasady. Gra Molkky składa się z tuzina dużych, drewnianych palików (kręgli, klocków – jak zwał tak zwał) ponumerowanych od 1 do 12 oraz jednego drewnianego zbijaka w kształcie walca (wałka ?).
Przygotowanie do rozgrywki polega na ustawieniu klocków w określonym w układzie – tak żeby się stykały, określone numery kręgli były ustawione w odpowiednim miejscu, a całość przypominała dwa połączone ze sobą podstawą trapezy. Następnie ustalamy odległość z jakiej będziemy wykonywać rzuty (instrukcja mówi, że ma być to 3-4 metry, ale w gruncie rzeczy możemy to ustalić dowolnie, np. pozwolić dzieciom rzucać z mniejszej odległości). Teraz można zacząć grę.
Podczas zabawy gracze kolejno rzucają zbijakiem starając się przewrócić stojące naprzeciw nich paliki. Za przewrócenie kilku klocków gracza otrzymuje ilość punktów równą ich liczbie, jednakże za zbicie tylko jednego gracz dostaje liczbę punktów na nim wskazaną (przypomnijmy – od 1 do 12 punktów). Następnie zbite drewienka ustawia się w tych miejscach, na które się przeturlały i swoja kolejkę zaczyna kolejny gracz. Gra kończy się w momencie, kiedy ktoś z rzucających zgromadzi dokładnie 50 punktów. Jest to o tyle ważne, że w wypadku przekroczenie dozwolonej punktacji gracz cofa się do poziomu 25 punktów i musi zaczynać ponownie wędrówkę od połowy drogi. Istotną, choć stosowaną przez nas raczej opcjonalnie zasadą jest to, że po trzech niecelnych rzutach z rzędu dany gracz odpada.
Wykonanie. Stawiam dukaty przeciw orzechom, że tyle drewna co w Molkky nie widzieliście jeszcze w żadnej grze planszowej, wliczając w to wspomnianą wcześniej Kawernę. Drewniane klocki z punktami i zbijak, są porządne i ciężkie (a mój kartonowy egzemplarz to podobno wersja mini :) ).
Samo ich wykończenie jest też naprawdę dobre i nie musimy się martwić, np. o drzazgi, które mogłyby się nam wkuć w rękę. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to tekturowe pudełko dość słabo znoszące intensywną eksploatację. Moje jeszcze co prawda się trzyma, ale myślę, że i tak w miarę prędko będzie ono potrzebować zamiennika. Na szczęście na rynku są też dostępne wersje z eleganckim drewnianym koszyczkiem, pryz których powyższy problem odpada (podobno w tamtej wersji również elementy gry są nieco większe).
Grywalność. Noo, ta jest naprawdę ogromna. Molkky przypomina po trochu kręgle, gdyż punktujemy za zbite przez nas klocki, a po trochu kule, bo możemy zagrać w plenerze, a zbijaka nie musimy koniecznie toczyć (jak w kręglach), ale możemy też nim rzucać. Wprowadzony w rozgrywce system punktacji (nieraz bardziej opłaca nam się zbić jeden klocek niż strącić skupisko kilku innych) powoduje jednak, że Molkky wydaje mi się grą zdecydowanie ciekawszą niż dwie wymienione wyżej rozrywki.
Co ważne, w Molkky z powodzeniem będą sobie radzić także dzieci, którym nieraz uda się nawet pokonać dorosłych. Z bardziej wrażliwymi emocjonalnie pociechami, warto wyeliminować zasadę, że po trzech pudlach z rzędu zawodnik odpada (przynajmniej ja tak zrobiłem), ale poza tym nie trzeba wcale dawać maluchom zbytniej fory. Ja grając z 5,5-letnim synem kilka razy musiałem pogodzić się z porażką.
Z Molkky jest w zasadzie tylko jeden mały problem. Żeby w pełni czerpać przyjemność z gry musimy znaleźć odpowiedni teren. Najlepiej jest grać na prostym, miękkim terenie, jak krótko przystrzyżony trawnik, sztuczna nawierzchnia (np. na boisko do Orlika) lub kawałku ubitego gruntu. Odradzam natomiast zabawę na asfalcie, bo zbijak się niszczy i na nierównym albo niekoszonym trawniku, bo trudno wówczas ustawiać klocki, a i rozrzut po trafieniu w nie zbijakiem jest bardzo niewielki. Mi na przykład nie udało się rozegrać sensownej partii podczas grilla na Polach Mokotowskich (park w stolicy), a najlepiej grało mi się na sztucznej nawierzchni boiska do piłki nożnej lub siatkówki w pobliskiej szkole.
Reasumując – jeżeli tylko macie odpowiednie miejsce do gry (działeczka rekreacyjna, szkolne boisko, plac zabaw), to polecam zainteresowanie się Molkky, bo to bez dwóch zdań, świetna gra plenerowa.
A na koniec fotorelacja z małego podwórkowego turnieju :)
Złożoność gry
(1/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Stara fińska gra, nadal popularna, gdzie po prostu rzuca się pieńkiem do innych pieńków. Siła w prostocie.