Ginet
W zeszłym tygodniu byłem na urlopie na Mazurach. Pogoda dopisała … To znaczy można było pograć. I to niekoniecznie w Molkky ;).
Roztropnie w sobotę do torby zapakowałem m.in. Tajniaków i Wyspę Skye, więc w poniedziałek, tuż po ogłoszeniu wyników plebiscytu Spiel des Jahres, mogliśmy zagrać w obie zwycięskie pozycje. Po raz kolejny mogłem się przekonać jak świetną grą jest Wyspa Skye i … że nie rozumiem fenomenu Tajniaków. Niby nie są źli, można zagrać od czasu do czasu, ale żeby od razu SdJ przyznawać? Toż to nawet nie gra planszowa tylko zabawa słowna. Nie wiem nawet czy ktoś „zielony” w temacie planszówek skojarzyłby Tajniaków z grą planszową. Pewnie zostaną w mojej kolekcji, bo innym się podoba, ale ja osobiści pozostanę chyba do niej nieprzekonany.
Poza tym dwoma tytułami na stole wylądował także 51 Stan Master Set (po – dwuosobowej – pierwszej partii wrażenia bardzo dobre), a dzieciaki grały w Ahoj Piraci od wydawnictwa Egmont. Głównymi aktorami wyjazdowych posiedzeń były jednak 7 Cudów świata i Domek (po 4 partie).
W 7 Cudach świata dwukrotnie próbowałem pójść w rozbudowę niebieskich kart (budowli cywilnych) i w obu przypadkach boleśnie przekonałem się, że zrównoważony rozwój czy zbieranie kart zielonych są bardziej efektywnymi strategiami na zwycięstwo. Zbieranie kart niebieskich jest po prostu zbyt absorbująca i odbywa się kosztem niemal całkowitego zaniedbania innych dziedzin (inaczej niż w przypadku kart zielonych, w których wystawienie jednej prawie zawsze implikuje możliwość wyłożenia kolejnej z tym samym symbolem za darmo). Co z tego, że w jednej z tych partii udało mi się uzbierać 39 pkt za same budowle cywilne, skoro za inne dziedziny dostałem łącznie jedynie 12 punktów i ostatecznie zająłem drugie miejsce?
Jeszcze dwa słowa o Domku. Poniekąd rozumiem narzekania starych planszówkowych wyjadaczy, którzy słuchając przedpremierowych zachwytów innych planszówkowych wyjadaczy spodziewali się, że gra pourywam im siedzenia. Domek to świetna gra, ale z kategorii bardzo lekkich. To gra dla rodzin. Albo dla geeka, który chce pograć z rodziną, ale nie dla geeka, których chce pograć z innymi geekami (oni niech wyciągną jakiegoś Chvatila, Felda lub Rosenberga). W każdym razie na moim wyjeździe Domek się spodobał i każdy chętnie siadał ponownie do stołu, żeby rozplanować swoje cztery kąty. Co ciekawe aż 3 partie kończyły się remisem i to nie tylko w liczbie punktów, ale też w liczbie dzieci (nie wiecie o co chodzi? Przeczytajcie recenzję Pingwina :) ).
Pingwin
Ja w tym tygodniu byłam przykuwana kajdankami do ściany, karana za brak kolaboracji z Panem Układanką, szukałam wyjścia z chaty Baby Jagi grzebiąc w starych grymuarach, przekuwałam mieczem trupy i pchałam męża do trumny. Podlewałam też kwiatki i czułam się jak doktor Daniel Jackson z Gwiezdnych Wrót rozwiązując zagadki egipskich bogów. O czym mowa? Tym razem nie o planszówce. W tym tygodniu miałam wenę na Escape Rooms. Trzask zamykanych drzwi, 60 minut i zgrana ekipa przyjaciół. Bezcenne. Jeśli ktoś tego jeszcze nie przeżył, to zachęcam – wystarczy zapytać wujka Google albo przejrzeć zbiorczą ofertę wszystkich dostępnych w Polce pokoi na Lockme.pl
A wracając do naszych planszówkowych baranów…
Krwawa oberża. Dwa tygodnie temu temu pisałam, ze w trybie solo działa niemal jak pasjans. Otóż nie – okazało się, że czytanie ze zrozumieniem tego dnia było zepsute ;) Zagraliśmy znowu (tym razem we dwie osoby) i faktycznie te dwie akcje na rundę to … bardzo krótka kołderka. Chciałoby się przekupić wysoko postawionego gościa, ale nie idzie, bo na ręku niewiele. Jak weźmiemy wieśniaków to zostanie nam tylko jedna akcja. A jak nie daj Panie inspektor się trafi na stole to trupy trzeba grzebać w trybie przyspieszonym. Ech, fajna ta gra… podoba mi się w niej to, że karty można wykorzystać na kilka różnych sposobów – to może być „waluta”, za wykonywaną akcję (i w dodatku niektóre z tych kart wrócą nam na rękę – o ile użyjemy właściwych kart), to może być aneks, który wybudujemy, a który nie tylko pozwoli grzebać umarłych ale daje nam też jakieś natychmiastowe lub permanentne bonusy, to w końcu może być gość do zabicia.
Ta gra ma jednak pokaźną wadę. Prawie nikt nie chce w nią grać. Bo jak usłyszy, że będziemy zabijać gości hotelowych, to … prosi o inną planszówkę :( Ale gra jest naprawdę spoko i tylko trzeba się o tym przekonać na własnej skórze. Jak nie zagracie, to się nie przekonacie.
Veridiana
Tydzień troszkę słaby. Robota na działce przeważyła ;) Ale odbyły się dwie wielkie rozgrywki: w Kanbana i Kawernę. Tematy różne, ale jednak produkcyjne. W pierwszej grze produkujemy samochody, w drugiej trzodę i roślinki jadalne. Na razie zdecydowanie lepiej idzie mi to drugie, choć miastowa dziewczynka ze mnie. W Kanbanie nie potrafię przygotować się na punktowanie Sandry (ciągle gramy wersję łagodną heh), choć wiem, że muszę i nastawiam się na to. No rozchodzą mi się te zegarki jak dzieci po klasie, a ksiąg jakoś nie potrafię zbierać, aby piąć się szybko w górę. Ja nie wiem, jak Andziej to robi, że zawsze zbiera wszystkie premie, bez względu na to, na ilu graczy gramy… W Kawernę akurat też nie wygrałam, ale przynajmniej nikt mnie prawie nie zdublował na torze punktacji. Może dlatego, że nie ma takiego toru ;) Poniżej kilka podkoloryzowanych fotek z walki o tytuł najlepszego rolnika:
Do białej gorączki doprowadza mnie argument, że Tajniacy nie są grą planszową. Mają karty, zasady i zostali zaprojektowani przez gościa, który zawodowo zajmuje się projektowaniem planszówek. Ale widocznie jury SdJ – najbardziej prestiżowego konkursu planszówkowego na świecie – to banda ignorantów :)
Wściekam się, bo sam uwielbiam Tajniaków. Mogę wyciągnąć ich w każdym gronie i mieć niemal 100% pewność, że znowu zrobią furorę. IMHO, ten tytuł będzie dalej grany za 10-20 lat i bardzo możliwe, że stanie się prawdziwym klasykiem.
Ktoś daje wskazówkę „Polska za 3”, a Ty zgadujesz, że chodzi o krzyż, dziurę i cebulę. Bezcenne :)
Dzięki Veridiana, że Ty jeszcze trzymasz poziom bo reszta towarzystwa już tylko gra w gry dla dziewczynek i mam tych dziewczynek ;-)
Poczekaj, aż znów szkoła się zacznie ;)
@Munchhhausen
„Mogę wyciągnąć ich w każdym gronie i mieć niemal 100% pewność, że znowu zrobią furorę. IMHO, ten tytuł będzie dalej grany za 10-20 lat i bardzo możliwe, że stanie się prawdziwym klasykiem.”
– zgadzam się. Nie rozumiem, ale się zgadzam :) Bardziej chodzi mi o to, że osobom zupełnie nie grającym w gry planszowe Tajniacy nie będą się kojarzyć z typową planszówką, a raczej z zabawą typu kalambury czy państwa-miasta. IMHO jest znacznie większa szansa ktoś komu pokażę np. Carcassonne, Catan czy TtR zasiądzie kiedyś do Cywilizacji czy Brassa, niż ktoś komu pokażę Tajniaków (pod warunkiem, że mu się te tytuły spodobają).
@cez
„Dzięki Veridiana, że Ty jeszcze trzymasz poziom bo reszta towarzystwa już tylko gra w gry dla dziewczynek i mam tych dziewczynek ;-)”
– fakt, od Ahoj Piraci do Barbie Przygody Księżniczek już całkiem niedaleka droga. Cóż, gra się jak towarzystwo pozwala :) Za to muszę zaprotestować co do 51 Stanu MS – wcale nie jest taki lekki i płytki jak sobie wyobrażałem po tym co Monika pisała. Z kolei Wyspa Skye może jest i dla mam i córek, ale z pewnością nie tylko :)
W Krwawą Oberżę nie grałem ale wydaje mi się, że to by musiały by być naprawdę ostre dziewczynki i ostre mamusie :)