Wojna, Zaraza, Głód, Śmierć i Urlop – pięciu jeźdźców Planszokalipsy przetrzebiło naszą redakcyjną obsadę Cotygodnika. Na placu boju pozostała jedynie trójka redaktorów: Board Game Girl, która dzielnie budowała słoneczne miasto, Veridiana, która zagrała w dwie gry Felda i jedną, którą to on powinien zrobić i KubaP, który jednak jak zwykle ogrywa tony tytułów. Mamy nadzieję, że znajdziecie w tej selekcji coś ciekawego dla siebie!
Board Game Girl
Sunrise City Kuba zdobył na jakimś MatHandlu. Każdy z graczy otrzymuje tu karty gruntów, karty budynków do zagrywania na grunty i specjalne karty postaci, które będą wpływać na przebieg tury. Sama mechanika nie jest więc szczególnie nowatorska, ale rozgrywka przebiegała tak dynamicznie i płynnie, że ciekawa jestem kolejnej partii. Dawno już nie grałam w tak lekki a jednocześnie dający pole do kombinowania tytuł.
No i trzeba przyznać, że gra została wydana z rozmachem. W pudełku znajdziemy m.in. śliczne drewniane znaczniki, których jest o wiele, wiele za dużo i MONSTRUALNIE grube płytki gruntów i kafli budynków (serio, tak grubego kartonu jeszcze w grze nie widziałam!). Ten tytuł dość długo czekał na półce na swoją kolej, a teraz ja nie mogę się doczekać kolejnej rozgrywki.
Veridiana
Lato w pełni, częściej siedzi się na działce, ale w altanie duszno, a na dworze wiatr zwiewa tekturowe elementy ze stołu. Ale czasem, przy flaucie, można pograć na przykład w stare dobre Macao.
Mamy taką zaprzyjaźnioną rodzinę, która jest tak głodna planszówek, że jaki na razie, nie udało nam się zagrać dwa razy w to samo ;) Podczas tych odwiedzin zaserwowaliśmy im więc nasze ukochane dziełko Felda. Osobiście musiałam sobie od Macao odpocząć, ale po dłuższej przerwie kosteczkowe danie smakowało wyśmienicie! Chociaż na koniec chrupnęło coś nieprzyjemnie między zębatkami, bo… goście nas ograli. A właściwie gościówy… :D Ha, najwidoczniej tak dobrze tłumaczę zasady!
Oprócz działki, czasem – a konkretnie w piątki – mamy spotkania klubowe. Tym razem, także tendencyjnie, po dłuższej przerwie, odświeżyłam sobie gorycz porażki w Grand Austria Hotel. Jakbym nie grała, zawsze przegrywam. Niby wszystko idzie do połowy rozgrywki zgodnie z planem: ścieżka strategiczna ułożona pod karty celów, ale zawsze w którymś momencie jakby powietrze uszło z balona. Mój pionek jak przyspawany stoi na torze punktowym w jednym miejscu. Strasznie frustrujące doświadczenie, szczególnie, gdy przeciwnicy prą do przodu. Na dobrych kilkanaście partii wygrałam JEDNĄ i to chyba tylko przez przypadek, albo litość współgraczy.
Ostatnim odgrzewanym kotlecikiem w tym tygodniu była Brugia. Bo w co innego mogą dwa zamulające geeki zagrać, gdy do końca spotkania została godzina? Ano w najśliczniejszą grę karcianą, jaka powstała. Naprawdę, facjaty postaci na kartach są tak piękne i tak różne, że przy każdej rozgrywce udaje mi się odkryć nowe, jeszcze niewidziane. Brugia to lekka gra Felda, ale bardzo bardzo przyjemna. Tym bardziej, gdy wygrywa się o 1 punkt (po kilkudziesięciu punktach różnicy w GAH…)
KubaP
W zeszłym tygodniu miałem okazję po raz kolejny trafić na spotkanie warszawskiego Zgranego Wawra, który odwiedziła cała masa gwiazd – Robert Sypek z Inte-Gry, Błażej Kubacki z NSKN i Wojtek Chuchla z Rebela. Z dwoma ostatnimi zagrałem w niezwykły tytuł – Attikę autorstwa pana Merkle’a. Ta citybuildingowa gra z 2003 roku się kompletnie nie zestarzała! Zarówno szata graficzna, jak i mechaniczne rozwiązania wciąż pozostają interesujące nawet dla wymagających graczy, a miodność rozgrywki jest wprost niewiarygodna. W trakcie gry będziemy rozbudowywać swoją metropolię, starając się albo połączyć dwie, stojące na krańcach planszy świątynie, albo po prostu pozbyć się wszystkich kilkudziesięciu żetonów naszego miasta. Dodatkowo możemy rozbudowywać pole gry, zbierać nowe surowce lub tak ustawiać „drzewko technologiczne” naszego miasta, by jak najefektywniej nim operować. Soczysty, niepotrzebnie zapomniany tytuł, który kupiłem na forum natychmiast po czwartkowej rozgrywce i który gorąco polecam!
Kolejnym, bardzo ciekawym tytułem, który udało się poznać była Vienna od Schmidt Spiele. Ta nie za długa kościano-planszowa gra bazuje na pomyśle znanym z kiepskiego Kingsburga i fatalnego wręcz Kingsport Festival. Tu jednak podszlifowano mechanizm rzucania koścmi, samą grę zmniejszono i sprowadzono do swoistego set collection. I co? I działa! Trzyosobowa rozgrywka zmieściła się z tłumaczeniem zasad w godzinie, do końca nie było wiadomo, kto wygra, a frajda z gry była naprawdę spora. Czy gra Was zaskoczy i powali na kolana? Nie. Czy pozwoli Wam spędzić kilka wieczorów na fajnym kombinowaniu? Z pewnością. W swoim ruchu rzucamy kostkami, które zostaną nam już na resztę rundy. Następnie umieszczamy jedną lub dwie na długi torze, pamiętając, że nie możemy ustawić kostek na wcześniejszych polach niż najwyższe, na którym już coś postawiliśmy. Ruszamy się tak naprzemiennie, by pod koniec w kolejności pól rozpatrzyć te zajęte. Walczymy o specjalne karty, o sety, o kasę, o punkty. Vienna to naprawdę niezły tytuł i dajcie się namówić, gdy ktoś Wam zaproponuje partię.
Na koniec coś lżejszego, czyli Yeti. To nowinka od Pegasus Spiele, autorstwa benjamina Schwera, który do tej pory projektował gry głównie dla Haby. To szybki, rodzinny tytuł, w który możecie zagrać zarówno z pięciolatką, jak i z wytrawnymi geekami. W trakcie rozgrywki ścigamy się po trójwymiarowej, ośnieżonej górze, próbując zrobić tytułowemu yeti jak najwięcej zdjęć, a tym samy złapać go jako pierwsi. W swojej kolejce turlamy kostkami i decydujemy, które kości zostawiamy (a musimy wszystkie jednego rodzaju), a którymi rzucamy dalej. Potem rozpatrujemy wszystkie typy kości po kolei, wspinając się, robiąc zdjęcia, zakładając obozy górskie czy kupując niezbędny ekwipunek. Dodatkowo plany może nam pokrzyżować blokująca kości zła pogoda. Jeśli chcemy sobie utrudnić życie (albo zagrać ze starszymi graczami) dorzucamy opcjonalne kafelki pogody, które dodatkowo urozmaicają rozgrywkę. Pierwszy raz grałem w Yeti na UK Games Expo, a ostatnio testowałem grę z pięciolatką i dziewięciolatką (ta ostatnia dała mi łupnia). Graficzne rozwiązania super, mechanicznie tez niczego sobie. Czuję zapaszek przyszłorocznego Spiel des Jahres.