W tym tygodniu zaczynamy od powiększania wpływów w Imperium Romanum, przechodzimy przez zasiedlanie wyspy, a na rozbudowie Warszawy (ale nie Odbudowie) kończymy. W międzyczasie obserwujemy też ptaszki przy talerzu spaghetti z klopsikami i wymyślamy sobie życzenia.
Ach, co za życie… ;)
Board Game Girl
Pingwin
Epix – szybka gra blefu i kontroli terytorium. Mamy jednostki (konne, piesze, katapultę) i mamy za zadanie bronić naszego zamku (gdy go utracimy, automatycznie przegrywamy), a jednocześnie rozprzestrzenić się na planszy, by kontrolować najwięcej obszarów. Lub podbijać cudze zamki ;). To co w niej jest niecodzienne, to sposób prowadzenia bitwy. Wchodzę na twoje terytorium i stawiam określoną liczbę monet (zamkniętą w dłoni). Ty musisz odgadnąć, ile postawiłam. Odgadniesz – obroniłeś terytorium, a ja tracę moją jednostkę. Nie odgadniesz – ty tracisz swoją (tę którą atakowałam). Jeśli to ostatnia jednostka broniąca terytorium, to biorę je w posiadanie. Ale tak czy owak zawsze tracę przeznaczone na ten cel monety. Więc wybierać trzeba mądrze, a jeszcze mądrzej przewidywać, co wybierze przeciwnik ;).
Trochę uprościłam, bo są w tej grze jeszcze karty (niektóre z mega ciekawymi efektami), zdobywanie pieniędzy, różnice w poruszaniu się, katapulty i namioty – ale z grubsza właśnie o to chodzi. Walka i blef. I ograniczone fundusze. A rund jest tylko 4. To bardzo szybka gra i całkiem przyjemna. Epix ukaże się w Polsce już w listopadzie nakładem wydawnictwa FoxGames.
Trzy życzenia zostaną już wkrótce wydane przez Rebel.pl, a ja miałam okazję zagrać w wydanie anglojęzyczne (3 Wishes). Gra szczęścia, dedukcji i dobrej pamięci. Mając trzy karty przed sobą (każdy z graczy ma trzy karty przed sobą a kolejne dwie leżą na środku pomiędzy nami), możemy albo wykonać dwie akcje spośród kilku dostępnych (podejrzenie dowolnej karty, zamiana dwóch dowolnych kart miejscami – nie tylko własnych, przetasowanie swoich kart), albo zakończyć grę. Warunkiem zwycięstwa jest posiadanie przed sobą kart w trzech różnych kolorach (trzech różnych życzeń) przy czym żadna z tych kart nie może być zerem – zero przegrywa z automatu. Lekka, ale ciekawa pozycja.
What’s up. Zbieranie setów. Nowe spojrzenie na memory z elementami dedukcji. Ze stołu uśmiechają się do nas ułożone najczęściej w gustowny prostokąt 5×6 dwustronnne karty z ptaszkami w 4 kolorach. Karty jednoptaszkowe, dwu- i trzyptaszkowe. W swoim ruchu odwracamy wybraną kartę. Jeśli pasuje do naszej kolekcji – możemy ją zabrać. Jeśli nie – mówi się trudno. Tak czy owak ruch ma teraz przeciwnik. A co zbieramy? Komplety ptaszków w jednym kolorze, zaczynając od karty z jednym ptaszkiem i układając je kolejno tzn. nie tyle chodzi o zebranie całego kompletu, co zebranie całego kompletu w odpowiedniej kolejności, czyli najpierw jeden ptaszek, potem dwa, na koniec trzy. Gra się do momentu, gdy ktoś zbierze dwa/trzy/cztery (w zależności od liczby graczy) komplety. Gra będzie miała swoją premierę na tegorocznym Essen. Jest świetna :).
Taluva. Pozycja już wiekowa, choć nie jest tak szeroko znana jak IMHO być powinna. Budowanie wiosek w szerz i wzwyż, próbując wystawić jak najwięcej świątyń i wież. W trakcie gry rozrasta nam się wyspa. Każdy z graczy w swojej kolejce dokłada do niej kolejny żeton – albo w poziomie, powiększając dostępny pod zabudowę obszar, albo powodując wybuch wulkanu, czyli kładąc swój kafelek na inne kafelki, przy okazji zmiatając z powierzchni ziemi jakieś chatki (o ile tam były i niekoniecznie muszą to być chatki przeciwników, bo wcale nie o to chodzi, by mojego było więcej). Sztuka w wybudowaniu świątyń (możemy je wybudować we własnej osadzie, która zajmuje już co najmniej trzy pola) oraz wież (te możemy budować dopiero na kafelku trzeciego poziomu, czyli całkiem wysoko jak na realia gry). To właśnie przewaga świątyń (ew. wież w przypadku remisu) zapewnia nam zwycięstwo. Co ciekawe warunki budowania są dość sztywno określone i jeśli zdarzy się sytuacja, w której graczowi zabraknie budynków do postawienia – odpada on z gry. Taluva za każdym razem zaskakuje mnie na plus: ładna, ciekawa, a nawet wymagająca – świetna pozycja.
Ginet
Zeszły tydzień może i był mało growy, ale za to ten zaczął się całkiem udanie, bo wczoraj miałem okazję zagrać w dwa dopiero co zapowiedziane tytuły od wydawnictwa Granna.
Capital. Gra kafelkowa z mechaniką draftu, do tego zaprojektowana przez mojego ulubionego polskiego autora – Filipa Miłuńskiego. Bardziej zachęcać mnie nie trzeba.
Partia w Capital trwa 6 epok, na początku każdej z nich otrzymujemy po 4 kafelki, które następnie draftujemy. Zatrzymany kafelek możemy wybudować, opłacając jego koszt lub sprzedać za trzy monety (czyli jak karty w 7 Cudach Świata). Na etapie zabudowywania stolicy przechodzimy do city building, bo staramy się kafelki tak ułożyć, żeby zdobyć za nie punkty lub kasę (głównie za sąsiedztwo). Na koniec każdej epoki otrzymujemy przychód i punkty oraz rozpatrujemy komu przypadną specjalne budynki zapewniające dodatkowy kasę czy pezety albo chroniące nas przed negatywnymi skutkami wojen (niektóre z nich występują też w fazie draftu). Ciekawym pomysłem jest ograniczenie terenu budowy do prostokąta 3×4, bo zmusza nas to do nadbudowywania jednych kafli na drugich.
Capital to fajna rodzinna pozycja, która jednak niekiedy zmusza do sporego zaangażowania szarych komórek. Przypomina po trochu takie tytuły jak Between 2 Cities czy City Tycoon. Gra jest przeznaczona dla od 2 do 4 osób, a jedna partia zajmuje około 60 minut.
Spaghetti. Tę nowość, autorstwa Michała Gołębiowskiego, z tego co wiem będzie można już nabyć w sklepach. I warto się nią zainteresować, bo rozrywkę zapewnia iście przednią. Pomysł na zabawę oparty jest na popularnej grze w bierki, tylko, że tutaj zamiast tytułowych bierek mamy poplątane ze sobą nitki makaronu (czyli sznurówki w 4 kolorach i długościach) z pulpetami (czyli piłeczkami pingponkowymi), podane na płaskim talerzu. W swoich 20-sekundowych turach gracze starają się wyciągać nitki, tak żeby żadne inne ani żaden pulpet nie wypadł poza talerz. Po tym jak ten zostanie całkowicie opróżniony, gracze podliczają punkty za zdobyty makaron, zgodnie z zasadą, że im dłuższa nitka, tym więcej warta jest punktów (od 1 do 4). Kupa śmiechu, fura emocji i zabawy. Bardzo polecam.