Kiedy pierwszy raz postawiłam swoją stopę na ogromnej hali targów Spiel w Essen i zobaczyłam te wszystkie pudła z grami piętrzące się aż po sufit, pomyślałam sobie „Jestem w raju!” Tak, Essen to stanowczo raj dla każdego geeka. A ponieważ od ostatnich targów minął już tydzień, emocje i zachwyty nieco opadły, postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma swoimi przemyśleniami oraz oczywiście zaprezentować tegoroczne essenowe łupy.
Targi Spiel w Essen to najbardziej wyczekiwane wydarzenie planszówkowe roku. Chyba jedno z najważniejszych nie tylko w Polsce, Europie, ale i na całym świecie. Ci, którzy choć raz się tam wybrali, doskonale rozumieją fenomen tej imprezy. Natomiast zdarza mi się czasem usłyszeć pytanie: „czy naprawdę warto poświęcać tyle czasu i pieniędzy, żeby się tam wybrać?” Moja odpowiedź oczywiście brzmi TAK, TAK i jeszcze raz TAK. Zaraz wyjaśnię, dlaczego ja jestem zachwycona tym wydarzeniem.
Dla mnie Essen jest niesamowitym miejscem spotkania międzykulturowego. Do tego jednego miejsca przyjeżdżają ludzie nie tylko z Europy, ale i z całego świata. Każdy z nich ma inny język, inną historię, inną kulturę, inną mentalność… A co najważniejsze, to nie są jacyś tam przypadkowi ludzie. To ludzie, których przygnała tutaj ta sama pasja – miłość do gier planszowych! Atmosfera, jaka panuje na targach Spiel, jest niesamowita! Jak często masz okazję zasiąść do partii z Hiszpanem, Włochem, Kanadyjczykiem, Japończykiem i Węgrem? Na targach w Essen taka mieszanka narodowościowa to normalka :D. I choć każdy na swój sposób kaleczy angielski, żeby się jakoś dogadać, to naprawdę mimo bariery językowej czujecie się jak starzy kumple! Dla mnie niesamowite było odkrywanie różnych cech narodowościowych. Oczywiście są to pewnego rodzaju uogólnienia, ale w jakiś sposób się sprawdzały. Np. Włosi i Hiszpanie to ludzie bardzo otwarci, lubujący się w grach, w których występuje bardzo dużo interakcji (zwłaszcza tej negatywnej). Są niezwykle ekspresywni, przy stole z nimi zawsze jest gwarno i głośno, a jak brakuje im słów po angielsku, to musisz się nastawić, że będą do Ciebie nawijać w swoim języku, wcale się nie przejmując, że nic z tego nie rozumiesz :D. Po skończonej partii chętnie pstrykną sobie z Tobą fotkę i zaproszą do swojego kraju. Francuzi natomiast to ludzie, którzy nie lubują się w negatywnej interakcji. Chcieliby sobie zawsze pomagać. Jeśli usiądziesz z nimi do gry semi-kooperacyjnej, w której co prawda trzeba współpracować, ale tylko po to, aby w odpowiednim momencie wbić komuś nóż w plecy, to nie zdziw się, jeśli Francuzi zrobią z tego kooperację i w ogóle nie zrozumieją, jak możesz chcieć robić im krzywdę :). Uwielbiają też swój francuski akcent, więc z ich angielskiego za wiele nie zrozumiesz. Ale nie przejmuj się, są bardzo cierpliwi i sympatyczni, więc będą powtarzać to samo, do momentu aż załapiesz, że oni jednak cały czas nawijają po angielsku, a nie po francusku. Anglicy z kolei są bardzo dociekliwi – zanim zaczniesz grę, musisz wyjaśnić im wszystkie mechaniczne detale. Musisz też uważać, żeby nie zabrudzili planszy, bo często siadają do stołu z jedzeniem (przeważnie jest to cieknący ketchupem hot dog). Są też dość powściągliwi, jeśli chodzi o okazywanie emocji, no i oczywiście, paradoksalnie, najtrudniej zrozumieć Anglika mówiącego po angielsku:). Ale zazwyczaj są to bardzo mili osobnicy, którzy z sympatią udają, że Twój pokaleczony angielski nie jest wcale taki zły i chętnie Cię pochwalą. Kanadyjczycy są ciekawi ludzi, których poznają. Chętnie wypytują skąd jesteś, gdzie żyjesz, jak wygląda Twój kraj. To bardzo miłe, że chcą choć odrobinę poznać osobę, z którą połączyła ich wspólna plansza. A najlepsi są Węgrzy! Uwielbiają Polaków! Niezmiernie się ucieszą na wieść, że jesteś z Polski. Przecież „Polak Węgier dwa bratanki, i do planszy i do szklanki”:). Co prawda mogłabym tak jeszcze długo opisywać moje obserwacje. Są one oczywiście zupełnie subiektywne i proszę się nie złościć na mnie, jeśli akurat trafiliście na Anglika na diecie albo Włocha-introwertyka. Nie wykluczam takiej możliwości. Właściwie myślę, że to niezłe pole do popisu dla antropologów kultury – próba zbadania, jakimi graczami planszówkowymi są przedstawiciele różnych kultur i narodowości.
Dlaczego jeszcze warto pojechać do Essen? To świetne miejsce dla tych, którzy nie tylko lubią grać, ale gier planszowych są zwyczajnie ciekawi. Jeśli pasjonuje Was poznawanie ciekawych, dziwnych, nietypowych, oryginalnych planszówek, to tutaj znajdziecie ich całe mnóstwo – od kilkunastogodzinnych ameritrashy po ciężkie eurosuchary. Od szybkich i szalonych imprezówek po gry dla najmłodszych. Od tytułów o poważnej tematyce do gier od czapy. No po prostu znajdziesz tu wszystko! Interesuje Cię gra o reformacji – proszę bardzo, w tym roku wyszło ich co najmniej kilka. Masz ochotę zagrać w grę o kupie – w tym roku znalazłam co najmniej dwa takie tytuły! To niepowtarzalna okazja zobaczyć, w co się gra w innych krajach i na innych kontynentach. To niejednokrotnie jedyna możliwość, żeby zagrać w coś, co być może nigdy nie zostanie wydane w Polsce, ani nawet Europie. Ciekawym fenomenem jest Japan Brand – dość specyficzne gry japońskie, które wydawane są w małych nakładach (ot akurat na tyle, żeby wszystko poszło podczas Spiel), wyprzedawane są niemal w całości i to już w połowie targów, a potem ciężko je gdziekolwiek dostać. To ciekawy kąsek dla tych, którzy lubią takie dziwne, rzadkie gry. Essen to cała masa pomysłów na tematy, mechaniki, grafiki… Najlepszym filozofom nie śniło się to, co tam można znaleźć. I znowu mamy pomysł na badania antropologiczne – jakie typy gier preferują przedstawiciele różnych kultur i narodowości. Chyba muszę zmienić branżę i zostać antropologiem!
Ostatni punkt to oczywiście zakupy! Do Essen jedzie się z jedną walizką, a wraca z czterema:D. No po prostu nie można tam nic nie kupić. Przede wszystkim jest to świetna okazja do zdobycia ciekawych, zagranicznych tytułów. A poza tym są takie miejsca, gdzie gry można kupić dosłownie za grosze… I tu już powoli przechodzę do podzielenia się z Wami moimi essenowymi łupami.
Zacznę od tego, że w ubiegłym roku dałam się trochę ponieść promocjom i nakupowałam dość sporo gier po kilka euro, o których niewiele wiedziałam. Czasem zakupy na targach wyglądają właśnie w taki sposób: „ta gra ma takie ładne pudełko i kosztuje tylko 3 euro…nie mam pojęcia, co to jest, ale chyba się skuszę!” Aby uniknąć w tym roku powyższej sytuacji, postanowiłam szerokim łukiem omijać sklep Heidelbergera oraz stoisko Spiele Offensive. Dla niewtajemniczonych – są to dwa miejsca, w których możecie dorwać gry za kilka do kilkunastu euro. Oczywiście zazwyczaj nie są to tytuły z top 100 rankingu na BGG, ale czasem zdarza się trafić na perełkę. Ja w ubiegłym roku nabyłam Syllę i Kleopatrę (po 5 euro każda) i muszę przyznać, że jestem bardzo z tego zadowolona, bo oba tytuły przypadły mi do gustu. Niestety przywiozłam też kilka pudełek, które zbierają kurz, np. Onirim i Sioux (gdyby ktoś chciał, to chętnie się na coś wymienię :) ). Stąd moja decyzja, że w tym roku nawet tam nie zaglądam… Cóż, wytrzymałam do niedzieli, a potem się złamałam. Ale wcale nie żałuję, mimo że wróciłam z pustym portfelem! Udało mi się wygrzebać ostatni egzemplarz Zamków Burgundii w bardzo korzystnej cenie i z tego nabytku jestem niezmiernie dumna! A potem moim oczom ukazała się Sultaniya – gra, w której wcielamy się w bohaterów z baśni 1001 nocy i staramy się stworzyć jak najpiękniejszy pałac… Oj, nogi mi zmiękły, serce w piersi podskoczyło i poczułam, że muszę to mieć. Od czasu kiedy pokochałam Five Tribes, bardzo lubię gry w klimacie arabskim. A że cena to było jedyne 5 euro…nie dało się nie kupić. Po lekturze instrukcji wygląda na sympatyczną grę rodzinną, mam nadzieję, że tym razem mój instynkt mnie nie zawiódł i gra będzie satysfakcjonująca!
Poza tym moje essenowe łupy to oczywiście dodatek do Cyklad – Monuments. To był mój must have – kocham Cyklady, mam zarówno Tytanów, jak i Hadesa, i już nie mogę się doczekać partii z nowym dodatkiem. Nie uszedł mojej uwadze też nowy Rosenberg. Cottage Garden od początku urzekł mnie piękną szatą graficzną. W Internecie pojawiają się pierwsze głosy, że tym razem szału nie ma i to nie Patchwork… ale we mnie budzi to akurat spore nadzieje, bo Patchwork mnie nie zachwycił, a Cottage po zapoznaniu się z instrukcją jakoś do mnie przemówił. Już nie mogę się doczekać, kiedy zasadzę swoje rabatki i przetestuję to cudeńko! W tym roku udało się przywieźć też całkiem pokaźny stos gier, które chciałabym dla Was zrecenzować! Miałam ochotę napisać Wam po kilka słów o każdej pozycji, ale niestety rozpisałam się tak niemiłosiernie, że nie mam serca dłużej Was katować jednym tekstem (ciekawa jestem, czy ktoś w ogóle dobrnie aż tutaj. Jeśli tak, to dajcie znać w komentarzu, może będzie jakaś nagroda ;) ). Żeby dłużej nie zanudzać, po prostu rzućcie okiem na zdjęcie (choć fotograf ze mnie marny), a o pierwszych wrażeniach poczytacie w najbliższym Cotygodniku!
Chyba przydałoby się kilka słów podsumowania. A zatem targi Spiel w Essen to miejsce niezwykłe. Dla mnie jest ono pełne magii. To takie zamknięcie się na kilka dni w świecie moich pasji. Okazuje się, że w tym świecie żyje naprawdę sporo ludzi! I co najfajniejsze – oni wszyscy też kochają planszówki! Jeśli ktoś z Was rozważa, czy może by się nie wybrać w przyszłym roku, to podpowiem Wam: tak, koniecznie!
Melduję, ze dobrnęłam do końca artykułu ;). Zazdroszczę tego Essen. Dla mnie to na razie tylko sfera marzeń, ale może kiedyś w końcu się uda pojechać :) Miłego grania w essenowe łupy!
Wow, super :D. Myślałam, że w dobie wideorecenzji nikt już nie czyta artykułów o planszówkach (a przynajmniej nie więcej niż nagłówki). Jakie miłe zaskoczenie! A co do Essen – dla mnie też do pewnego czasu to była sfera marzeń. Ale jak widać, marzenia czasem się spełniają. Trzymam kciuki, żeby się udało pojechać! No i do zobaczenia w Essen!!
I ja także przeczytałem artykuł od deski do deski i wcale nie czułem, żeby był przydługi. Świetnie, że dużo miejsca poświęcone zostało innym graczom, bo moim zdaniem dobra ekipa przy planszy jest równie ważna, co sama gra. I ten element różnic kulturowych w dzieleniu wspólnej pasji… Aniu, powinnaś spróbować sił w pisaniu esejów (oczywiście z planszówkami w tle ;)
Też tak mi się wydaje, że w planszówkach nie o same planszówki chodzi, ale o ten specyficzny sposób interakcji z innymi ludźmi. W tym cały urok planszówek, zwłaszcza kiedy siadamy do planszy z obcymi osobami i nagle znikają wszelkie ograniczenia, skrępowanie związane z obcą osobą, a ludzie się na siebie otwierają i budują specyficzną relację. To magia! I cóż, może rzeczywiście częściej postaram się stworzyć jakiś esej o moich okołoplanszówkowych przemyśleniach. Bardzo dziękuję za miłe słowa! Pozdrawiam serdecznie.
Również dobrnęłam :) piękna pasja, niestety u nas zakończyło się na osadnikach z Catanu bo kolejne pieniążki pochłania nasz synuś ;)
Są takie osoby, dla których warto zrezygnować nawet z gier planszowych :). Życzę Wam, żeby synek wyrósł na miłośnika gier planszowych i żebyście mieli fantastycznego kompana do planszy na rodzinne wieczory :).
Jak ktoś ma lekkie pióro i gładko, a warto posługuje polszczyzną to czyta się zawsze miło, więc dobrnięcie do końca artykułu nie było jakimś tam wyczynem. W dodatku jeśli ten ktoś ciekawie pisze o planszowkach to chciałoby się rzec: „jeszcze jeszcze…”
Jejku…miód na moje serce! Aż się zarumieniłam… Bardzo dziękuję za takie miłe słowa! Jakie to miłe odkryć, że w pokoleniu audiowizualnym są jeszcze ludzie, którzy czytają teksty i przywiązują wagę do strony językowej. Serce rośnie!
Fajny i wcale nie za długi tekst, przyjemnie się czytało i nic nie gryzło w oczy. Więc faktycznie czekamy na więcej :) A Monuments do Cyklad nie taniej było kupić w kraju, niż na Essen? Chyba że nie mogłaś poczekać tych kilku tygodni :)) Ech, geeki…
Cóż mogę powiedzieć, rozum mówił to samo co Ty, ale serce krzyczało: „AnKa, to nowy dodatek do Cyklad! Musisz go mieć już, teraz, zaraz, natychmiast!” Głupie serce ;-)
Artykuł łyknąłem – może też kiedyś się uda wybrać :).
I tak sobie myślę fajne hobby mamy. Takie małe spostrzeżenie – gry planszowe są ponad podziałami, nikt na spotkaniach przy planszy (a w wielu miejscach i z wieloma ludźmi grałem) nie dzieli wg. wszystkich tych dzielących kategorii.
Przeczytałem dwa razy! Kiedy cześć druga?