Wędrowanie po halach targowych w Essen można podzielić na dwa odrębne – w pewnym sensie – światy. Hale 1, 2 i 3 to świat wielkich hitów, znanych wydawców, słynnych autorów i w ogóle high life. Druga strona targów to pozostałe hale – w tym roku 4, 6 i 7. Tam życie toczy się znacznie spokojniej. Mniej tłumów (zwykle), skromniejsze stoiska, mniej znane tytuły. Jednak ja od początku mojej osobistej przygody ze Spiel z wielką ciekawością odwiedzam te cichsze hale. I zawsze coś niezwykłego tam odnajduję. W tym roku z tych właśnie zakamarków przywiozłem Nightmarium.
Rosyjska karcianka, której tytuł oryginalny brzmi znacznie bardziej swojsko – Koszmarium. Oczywiście tym co mnie do gry przyciągnęło są ilustracje! Tak jak mnie to w grach raczej nie rusza, tutaj pozostaję w zachwycie! Są fenomenalne! Zjawiskowe! Koszmarnie piękne…
Potwory z czterech stron świata (zwane legionami, różnią się kolorem jednego z brzegów karty i dostępnością akcji specjalnych) chcą się wedrzeć w świat naszych snów.
My im to energicznie ułatwiamy, tworząc jak najrychlej piątkę takich paskudów.
Oczywiście pozostali gracze także mają ochotę na wygraną, stąd całkiem sporo podłych zagrań, wrednych sztuczek i innych złośliwostek.
Stwory sklejamy zawsze z trzech części. Łapy, tułów i łeb. Ponieważ to koszmary senne, to nie tak rzadko okazuje się, że dany element może być i łapami i tułowiem albo tułowiem i łbem. Są i takie cudaki, co to wszędzie pasują!
W swojej turze realizujemy zawsze dwie akcje. Te same albo różne. Spośród trzech. Dobór karty czy wymiana każdych dwóch odrzuconych na nowe nie wymagają objaśnień. Zagrywanie kart to serce tej gry. Trzeba to robić roztropnie, aby nie dać rywalom okazji do szybkiej kontrakcji. Zagrywamy karty od łap, przez tułów aż do łba. Łeb wieńczy dzieło i wówczas odpalamy właściwości specjalne. Od góry do dołu. Daje to okazję do tworzenia ciekawych kombosów, które kapitalnie leczą przeciwników z ambicji wygrania partyjki…
Co prawda zagranie karty nie jest takie całkiem beztroskie, bo aby zagrać drugą kartę na stół musimy pilnować się tego samego koloru, znaczy się legionu (ta zasada nie obowiązuje przy aktywacji właściwości specjalnych). Warto zwrócić uwagę na to co na stole leży u przeciwników. Łapy i tułów to zagrożenie. Jedną kartę zawsze można zagrać, a kompletny stwór z dobrym zestawem akcji może sporo namieszać. Łapy warto zagrywać, jeśli mamy przygotowany tułów i łeb w jednym kolorze. Wówczas jest szansa, że w kolejnej rundzie dokończymy swojego koszmarka i przeciwnikom zrobi się ciepło…
Gra jest płynna i raczej szybka. Czasem problemem jest losowość, gdy pechowo brakuje nam właśnie łbów albo łap. Z drugiej strony gromadzimy wtedy więcej innych kart i mamy bogatszy wybór fajnych akcji do kombowania.
Fantastyczny, koszmarny urok tworzonych koszmarków jest bezcenny. Gra grą, ale zwyczajnie chce się oglądać te pokraki, co to akurat w tej grze się potworzyły. Piąty stwór kończy natychmiast grę, chociaż dla pasjonatów otwarto opcję gry do 6 czy 7 stworów.
Przyznam, że dawno już nie miałem tak odświeżającej w tematyce, lekkiej w rozgrywce i uroczej w wykonaniu (chociaż same karty są dość liche, już mi się niektóre krawędzie zabieliły, choć miesiąc nie minął) karcianki. Czuć atmosferę wyścigu, czajenia się z doprawianiem pokracznych łbów i złośliwej radochy, gdy uda się przeciwnikom wywalić na śmietnik ich niedokończone paskudy.
Uch! Polubiłem Koszmarium!
A teraz dwa przykłady kombowania się kart w rozgrywce.
I inny nieco bardziej szczęsny
Mimo, że chyba na razie gra jest niedostępna w Polsce zachęcam do poszukania u znajomych, którzy wrócili z Essen. Naprawdę miło się patrzy na te stworki, rodem z sennym koszmarów.
Dziękujemy firmie Mosigra za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.