Najtrudniej jest zacząć. Tak pomyślałem, siadając do 18-sto stronicowej instrukcji gry Mistfall. Prawie 20. Czytałem dłuższe. Jest kilka grafik, które prawdopodobnie pomogą zrozumieć zawiłości faz, etapów, zależności symboli na kartach i słów kluczowych. Co prawda zdarzają się 2 strony ciągłego tekstu na kartce formatu A4, ale widocznie wszystko jest zrozumiale tłumaczone i nie trzeba obrazować. Siadam więc, i czytam… Czytam…
Trochę rozumiem, bo po polsku jest napisane, ale jakoś tak nie dociera do mnie sens tych zdań i ogólny (nie mówiąc już o szczegółowym) zarys zasad. Może jestem zmęczony. Wracam do instrukcji następnego dnia. Czytam od początku. To samo. Brnę jak w głębokim śniegu. Docieram do końca instrukcji i nie potrafię połączyć niektórych spraw ze sobą, więc postanawiam rozłożyć grę i krok po kroku, karta po karcie, wyjaśnić sobie zasady gry Mistfall.
Zawsze przed tłumaczeniem komuś po raz pierwszy zasad gry planszowej siadam do niej solo. Staram się rozegrać kilka kolejek lub całą partię (nawet na 2 piony, graczy, talie) i rozwiązać supeł klarowności instrukcji. Pomyślałem sobie, że w Mistfallu jest to super ułatwione, bo gra posiada tryb solo. Zagram więc pierwszy, genialnie pomyślany scenariusz wprowadzający pt. W stronę dziczy. Taki tutorial prawie. Wybrałem bohatera, wziąłem w rękę jego talię i… ściana. Instrukcja, talia, karta gracza, instrukcja, talie wrogów, instrukcja… dramat! Druga kawa. Siadam ponownie. Głęboki wdech. Gram systematycznie we Władcę Pierścieni LCG, przeszedłem całego Robinsona Crusoe w 2 osoby od początku do końca, gram solo w Pola Arle… Nie dam się jakiemuś Mistfallowi!
Uf! To jak wejście na Mount Everest
Tym sposobem jestem tu i teraz. Piszę recenzję gry Mistfall wydanej w Polsce przez Games Factory Publishing drogą crowdfundingową w 2016 roku (akcja na Wspieram.to zakończyła się 15.02.2016 z wynikiem 356% kwoty potrzebnej do wydania) i oświadczam, że nie jest to łatwa do zrozumienia gra. Jeśli więc lubicie umysłowe pojedynki z zasadami, to zachęcam. Zamiast rozwiązywać łamigłówki, krzyżówki i sudoku, stańcie na ringu z Mistfallem. Emocje murowane :)
Ale na szczęście Mistfall to nie wcielone zło i Błażej Kubacki razem z zespołem NSKN Games przekazał graczom ciekawy pod kilkoma względami tytuł. Przede wszystkim… werble… nie jest to klasyczna gra przygodowa, na co może wskazywać głęboko zarysowana fabuła, bohaterowie i klimat. Jest to gra euro, w której optymalizacja działań w rundzie ma kluczowe znaczenie. Wcielamy się w postać bohatera, który sam lub we współpracy z innymi herosami musi pokonać siły ciemności i wygnać je z Północnych Królestw. Słudzy złego i ich dowódcy kryją się w magicznej mgle, która opadła na krainę… i stąd nazwa gry!
Każdy bohater posiada swój arkusz i unikalną talię wyczynów oraz przedmiotów, która jednocześnie jest jego licznikiem życia. Jest to wyjątkowo ciekawy zabieg i opiszę go w dalszej części. Poza taliami i arkuszami dla 7 herosów (ok 230 kart) w pudełku znajdziemy m.in. ponad 100 kart wrogów, 22 kafelki lokacji i 160 żetonów i znaczników. Jednym słowem, gra jest wypchana dobrem po same brzegi, a wydawca jeszcze w drodze podziękowania za sprawną zbiórkę dołożył do zestawu podstawowego dodatek – kampanię pt. Valskyrr. Ta ilość komponentów, razem z faktem, że w grze losowość ma swoje znaczące miejsce, powoduje ogromną regrywalność i nawet jeśli przejdziemy komplet 4 scenariuszy w pudełku podstawowym i dodatkową kampanię, to zawsze możemy je przejść ponownie inną ekipą bohaterów. Gwarantuję, że będzie to zupełnie inna gra! Mamy bowiem w zestawie mistrzów miecza i topora, czarodziejów oraz paladyna-kapłana, gościa od „cichej” roboty i tego od dystansowego rażenia wroga.
Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę
Po wybraniu bohaterów i scenariusza przystępujemy do rozłożenia elementów gry. Pomaga nam w tym (czyt. powinna pomagać) dwustronna karta pomocy dołączona do każdego zadania. We wszystkich przypadkach scenariusz kończy się tzw. bossem, który jest zawsze „przekoksem” i warto mieć go w pamięci od początku rozgrywki, bo bardzo łatwo można się wystrzelać z dobrych kart w trakcie próby dotarcia do niego. A skoro jest boss, to po drodze są jego poplecznicy i ogólnie podsumowując Mistfall posiada symptomy gra typu hack’n’slash, gdzie głównym zadaniem bohatera jest przedzieranie się z lokacji do lokacji przez hordy śliniących się na nasze wątroby lub mózgi człekozwierzy, rzezimieszków i nieumarłych. Na szczęście mamy mnóstwo tricków i prostych zagrań, żeby wyrąbać sobie drogę do głównego przeciwnika, które znajdziemy w taliach bohaterów.
Nasza talia akcji może zostać wyposażona w bardziej zaawansowane wyczyny, jeśli je zakupimy za żetony monet, które dostajemy jako drużyna po zaliczeniu (czyt. wyczyszczeniu z wrogów) lokacji. Bardzo ciekawe jest to, że te swoiste PDki otrzymujemy wspólnie. Zmusza nas to do ustalenia taktyki, rozmowy o opcjach i możliwościach „wykręcenia komba”. Cała faza akcji graczy jest wykonywania jednocześnie przez wszystkich, więc dynamika walki jest ogromna. Można, a nawet należy wpływać na działania współbraci. Czuć ducha kooperacji czasu rzeczywistego! Jest to jeden z elementów, który mnie urzekł w Misfallu.
Kolejną rzeczą, za którą cenię Mistfall jest wskaźnik zagrożenia tzw. Tor Skupienia, który determinuje jakich wrogów dostaniemy „na klatę”. Twistem w grze jest to, że to nie jest wskaźnik zagrożenia wrogów :) Tor Skupienia to miejsce, które mówi jak bardzo nasz bohater jest niebezpieczny dla nieprzyjaciół w tej lokacji. Im więcej akcji zrobimy oraz im będą bardziej epickie, wyszukane i skuteczne, tym więcej wrogów skupi się na nas. Genialne! A wiecie dlaczego? Przez różnorodność bohaterów, ich umiejętności i taktyk Tor Skupienia jest kolejnym elementem ustalania wspólnej drogi przejścia lokacji.
Trudno, trudniej, Mistfall
Jak to w grach kooperacyjnych bywa, przejść scenariusz nie jest łatwo. W Mistfallu postanowiono nie odchodzić daleko od tej prawdy. Na tyle skutecznie, że nie udało mi się samotnie wygrać żadnej rozgrywki. W 2, 3 i 4 osoby, za którymś razem dotarliśmy do „bossa” i po zastosowaniu kombinacji prawie niemożliwych do wyobrażenia sobie ciosów oraz technik wsparcia, pokonaliśmy go. Solo – nigdy. Na razie ;)
Mistfall wymaga od gracza kompletnej i drobiazgowej znajomości efektów kart w talii. Trzeba wiedzieć, które karty warto kupić, w którym momencie, żeby otrzymać pożądany efekt. Nie zawsze sprowadza się to do ofensywy i defensywy, bo jak wspomniałem, koordynacja działań jest wymagana do osiągnięcia sukcesu.
Gra potrafi boleśnie ugryźć. Prędzej niż później otrzymamy cios, którego nie będziemy mogli przyjąć na tarczę. Stracimy „HaPeka”… ale nie w klasyczny sposób. W Mistfallu życiem bohatera jest jego talia i to jest motyw mechaniki, który uwielbiam w tej grze. Warto zagrać w Misftall, żeby przekonać się jak zgrabnie Błażej Kubacki wplótł ten pomysł w rozgrywkę. Kiedy otrzymujemy obrażenie, możemy zdecydować, czy odrzucimy na Stos Pogrzebowy kartę z ręki, kartę ze stosu kart odrzuconych, czy zakrytą kartę z wierzchu talii gracza. Gdy nie możemy odłożyć karty z żadnego z tych miejsc, umieramy. Problem polega na tym, że w sumie mamy ok. 32 kart w talii, w tym w ręku zazwyczaj 5 naraz, a w turze zagrywamy po kilka naraz. Nie możemy też kupić szybko wyczynów zaawansowanych, bo nie ma na to kasy. Wszystko „mieli się” niezwykle szybko. Trzeba uważać. Dlatego tak ważna jest optymalizacja działań i wspólnych akcji. Życie bohatera jest bardzo kruche. Im bardziej będziemy „podskakiwać”, tym więcej wrogów do nas przyjdzie, tym więcej ciosów przyjmiemy. Natomiast im mniej będziemy działać, tym wolniej będziemy przechodzić scenariusz. Krótka kołderka! Jak żyć?!
Po skutecznym posprzątaniu w Mrocznym Lesie lub Wzgórzach Czarnego Bractwa otrzymujemy monety na zaawansowane wyczyny naszych bohaterów oraz epickie przedmioty, wśród których znajdują się legendarne kamienie jednorazowego użytku oraz „super-broń” i „mega-czary”. Gra daje nam też możliwość „wyleczenia się”, czyli przełożenia kilku kart z Stosu Pogrzebowego z powrotem do talii. Warto więc jak najszybciej wykończyć oponentów, żeby nie pozbyć się zbyt wielu kart w trakcie walki i wykurować się przed dalszą podróżą. Ale jak już wiemy, łatwo nie jest.
Dodatki są mile widziane
Wspomniałem już, że pierwszy scenariusz jest wstępem do zasad (czyt. powinien być wstępem do zasad), coś na kształt tutorialu w grach komputerowych. Kolejne scenariusze są bardziej skomplikowane i ciekawsze. Jednocześnie trudniej jest w nie wygrać. Ilość wykorzystanych w nich elementów sugeruje, że powinny pojawiać się dodatki i nowe scenariusze, co potwierdziło NSKN Games proponując np. Hearth of the Mists. Jest więc to gra, która będzie się rozwijać. Warto mieć oko na te rozszerzenia.
W listopadzie gracze otrzymali bezpłatnie paczkę od NSKN Games z poprawionymi kartami i erratą do instrukcji. Wszystko byłoby dobrze, gdyby to było kilka kart. Okazało się, że pierwsze wydanie gry Mistfall zawiera 95… dziewięćdziesiąt pięć!… kart z błędami. Errata zawiera 41 punktów, w których trzeba zwrócić uwagę na zmiany lub błędy w instrukcji i planszetkach postaci. Szok! Tłumacze i redaktorzy spalili się pewnie ze wstydu. To 1/4 wszystkich kart w grze! Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego i mam nadzieję, że nie zobaczę.
Ale to nie koniec :D Okazało się, że podczas procesu drukowania poprawionych kart nastąpił błąd i GFP będzie dosyłało graczom kolejne karty z poprawkami! Errata erraty!
Na szczęście wydawnictwo daje rade w 200% i do każdej przesyłki ze zmienionymi elementami gry dostajemy dodatkową zawartość. Otrzymaliśmy np. kolejnych wrogów do każdej talii.
Mocna strona to grafika
Zwracam też uwagę na prześliczne grafiki autorstwa Enggara Adirasa. Bardzo mocno podkreślają ciekawą fabułę i pomagają wyobrazić sobie wir walki. Szkoda, że karty akcji bohaterów nie zostały potraktowane indywidualnymi grafikami, ale jestem w stanie zrozumieć to np. obniżeniem kosztów gry. Natomiast redakcja kart jest fatalna. Są nieczytelne, niezrozumiałe i zamiast pomagać w grze wprowadzają niepotrzebny zamęt. Zbyt wiele przeprowadziliśmy rozmów w stylu: „Ty, ale o co tu chodzi?”, żeby powiedzieć, że Mistfall jest „miodny”. Ilość błędów, potwierdzona erratą i wymienionymi kartami potwierdza, że to jest najsłabsza strona gry. No dobra – instrukcja jest jeszcze gorsza i jest przykładem jak nie pisać zasad.
Mimo wielu mocnych minusów warto usiąść ze znajomymi do przygodowo – strategicznej gry kooperacyjnej Mistfall, żeby przekonać się jak działają majstersztyki mechaniczne Błażeja Kubackiego, które jako całość są intrygująco wciągające. Zwłaszcza dla ludzi, którzy czerpią radość z odkrywania smaczków w zasadach. Czekam z niecierpliwością na dodatki z kolejnymi scenariuszami. Pomimo, że zagrałem w Mistfall kilkanaście razy, w tym połowę razy solo, nie wykorzystałem wszystkich opcji regrywalności. Wiele przygód widzianych oczami kilku bohaterów jeszcze przede mną. Teraz, gdy już zrozumiałem instrukcję, będzie łatwiej ;) Chyba…
Plusy:
+ ciekawa fabuła
+ elementy mechaniki: Tor Skupienia , licznik życia bohatera jako jego talia,
+ dynamiczna faza walki rozgrywana jednocześnie przez wszystkich graczy,
+ grafiki,
+ ilość elementów,
+ wsparcie polskiego wydawcy (GFP).
Minusy:
– karygodnie napisana instrukcja,
– zatrważająca ilość błędów poprawiona erratą i dodrukowanymi kartami,
– nieczytelna redakcja kart,
– niewielka różnica kolorystyczna pomiędzy taliami kart wrogów (niebiescy, zieloni).
Złożoność gry
(9/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.