Uwe Rosenberg jest autorem gier, które w zasadzie wszyscy znają, jednak nie znam nikogo, kto do jego gier miałby neutralny stosunek. Gry Rosenberga albo się uwielbia, albo się ich nie cierpi, nie ma niczego pośrodku. Autor ten jest znany przede wszystkim ze względu na zaprojektowanie swojej tzw. „Trylogii żywieniowej” czyli Agricoli, Le Havre i Loyang. W dzisiejszej recenzji chcę Wam przedstawić wersję light tej pierwszej.
Fakt, że wersja rodzinna to odchudzona wersja dużej Agricoli odczujemy już w momencie wzięcia pudełka do naszej ręki. Jest mniejsze niż to ze standardowej wersji i nie ma aż tylu elementów. Absolutnie nie oznacza to, że elementów jest jakoś specjalnie mało. To wciąż jest Agricola i komponenty wypełniają zdecydowanie więcej miejsca w pudełku niż powietrze. W środku znajdziemy całkiem sporo drewna. Jednak tutaj mam pierwszą uwagę: znaczników zasobów i zwierząt mogłoby być trochę więcej. Niestety, ale w grze na 3 i więcej osób zdarzały się braki. Zdaję sobie sprawę z obecności żetonów-mnożników jednak nie jest to idealne rozwiązanie.
Do wykonania elementów nie można mieć zastrzeżeń. Główna plansza jest ładna i czytelna. Ma bardzo ciekawy sposób dostosowania do liczby graczy. Po prostu ma miejsce, w które wpinamy odpowiednią planszetkę. Cała szata graficzna jest bardzo zbliżona do tego, co znamy ze starej wersji Agricoli i jednocześnie jest w pełni spójna z nowymi wersjami. Jeśli ktoś wcześniej grał w ten tytuł, to poczuje się jak u siebie. Bardzo spodobały mi się same znaczniki. Są ładne i praktyczne, bez problemu można odgadnąć co symbolizują, (no może poza dzikiem, który został przechrzczony na hipopotama). Pewnej ewolucji podległy piony naszych rolników. Możecie zapomnieć o starych płaskich krążkach, teraz mamy do czynienia z kolorowymi dużymi ludzikami, które niektórym bardziej kojarzyły się z kowbojami niż rolnikami, ale to wszystko kwestia wyobraźni. Kafelki symbolizujące chaty, pola i pastwiska wydrukowane są na grubej tekturze, która wzbudza zaufanie i widać po nich, że będą nam długo służyć.
Sama rozgrywka w wersję rodzinną bardzo przypomina bardzo uproszczoną wersję swojej starszego brata. Instrukcja na, raptem, 12 stronach skutecznie tłumaczy nam zasady rozgrywki i jej niuanse. Przykłady są dobrze wytłumaczone przez kreskówkową podobiznę autora (specjalnie sprawdziłem, faktycznie jest podobny) i chyba tylko raz mi się zdarzyła sytuacja, gdzie musiałem szukać interpretacji zasady w Internecie. Same zasady nie należą do skomplikowanych i spokojnie udawało mi się je wytłumaczyć w 10 minut osobom, które nigdy nie grały w planszówki. Rozgrywka podzielona jest na 14 rund, w których naprzemiennie wysyłamy naszych rolników do pracy. Robimy to stawiając ich na polach, które pozwalają zgarnąć nam zasoby z tego pola albo umożliwiają modernizację naszego gospodarstwa. Gdy wszyscy wystawią swoich robotników, wracają oni do chaty, a my uzupełniamy zasoby na planszy. Następnie przesuwamy znacznik rundy na następne pole. Tutaj też jest mechanika, która mi się bardzo spodobała: w każdej rundzie dochodzą nam nowe możliwości ruchu. Co więcej, jeśli nikt nie zabrał np. drewna z pola, to dokładamy na nim kolejne znaczniki i atrakcyjność takiego miejsca wzrasta za do momentu, aż ktoś się połasi na zasoby. Nie można też nie wspomnieć o fazach żywienia, które występują w grze 6 razy. Podczas tej fazy karmimy naszych domowników, zbieramy uprawy z pola oraz nasze zwierzęta się rozmnażają. Haczyk polega na tym, że jeśli nie wykarmimy rodziny, to otrzymamy punkty ujemne, które potrafią bardzo zaszkodzić na koniec gry.
Z rundy na rundę co raz bardziej rozbudowujemy nasze gospodarstwo. A możliwości jest wiele. Można inwestować w powiększenie naszej chaty, a potem i rodziny. Można skupić się zupełnie na budowaniu pastwisk, a następnie zasiedlaniu ich przez kolejne zwierzęta. Istnieje także możliwość pójścia całkowicie w rolę i obsiewanie jak największej liczby poletek. Ewentualnie, inwestowanie w modernizację naszego gospodarstwa. Oczywiście jesteśmy także w stanie miksować te strategie i dostosowywać je do tego, co grają nasi przeciwnicy i odpowiednio reagować na ich poczynania. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że musi to być wszystko bardzo skomplikowane, jednak w praktyce Agricola jest całkiem dynamiczną grą bez większych przestojów. W porównaniu do „oryginalnej” wersji gry widzę to jako plus, przy tamtej wersji zdarzały się spore przestoje, gdy trzeba było zaplanować kilka ruchów do przodu i jeszcze przewidywać ewentualne zagrania przeciwników. Tutaj wciąż musimy kontrolować sytuację, jednak zapewniam Was, że po rozgrywce nie będzie Was bolała głowa, a na mózgu nie będzie zakwasów kolejnego dnia.
W wersję rodzinną grałem we wszystkie warianty osobowe oprócz grania solo. W zależności od tego, ile osób siada do stołu, to gra się trochę zmienia. Przy graniu we dwie osoby mam do dyspozycji mniej zasobów, ale jednocześnie zdecydowanie najłatwiej jest nam zaplanować ruchy. Zawsze mamy opcję numer 1, a jeśli przeciwnik nam ją podkradnie to wciąż mamy niezłą opcję numer 2. Sprawa mocno się komplikuje przy graniu we 3 i 4 osoby. Tam ustalanie ruchów nie jest już takie proste i często zdarzało mi się, że przeciwnik podbierał mi akcję i całą rundę musiałem planować od początku. Przy grze w parze nie czujemy też istotności posiadania żetonu gracza rozpoczynającego. Przy większym gronie żeton ciągle przechodził z rąk do rąk i była o niego spora rywalizacja. Jednak we wszystkich trybach grało się dobrze i gra pod tym względem jest dobrze zbalansowana. Jednak, gdybym musiał wybierać to uważam, że gra w trybie 3 osobowym podobała mi się najbardziej, natomiast w dwie osoby dawała odrobinę mniej frajdy.
Agricola to świetny przykład gry typu euro, w której staramy się mieć na koniec gry jak najwięcej punktów i pod to optymalizujemy nasze ruchy. Jednak zdecydowanie nie jest to „euro suchar”, bo klimat w tej grze jak najbardziej istnieje i może być odczuwalny. To, co daje najwięcej radości to obserwowanie jak z rundy na rundę nasze gospodarstwo rośnie. Pola obrastają zbożem, stadka zwierząt są coraz większe, a chata może zwiększyć swój standard.
Przez pewien czas zastanawiałem się, dla kogo tak naprawdę jest ta odchudzona wersja hitu Uwe Rosenberga. Okazuje się, że zastosowanie tego tytułu jest bardzo szerokie. Po pierwsze – bardzo dobrze nadaje się dla ludzi, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z planszówkami, postawiłbym to gdzieś obok Wsiąść do pociągu. Gra się takim ludziom po prostu podoba, mogą coś budować, a zasady nie są skomplikowane i zdarzyło się, że osoba, która grała pierwszy raz, wygrywała. Po drugie, po ten tytuł mogą sięgnąć ludzie, którzy już nowoczesne planszówki znają, ale nie są pewni czy takie rozbudowane tytuły jak Kawerna czy Agricola nie będą dla nich za ciężkie. Wersja rodzinna jest czymś pomiędzy i jeśli się spodoba, to bardzo łatwo będzie opanować zasady ich większych braci. Po trzecie, ten tytuł można też zaproponować rodzicom, których pociechy mają te 7-8 lat. Takie dziecko powinno bez większych problemów opanować zasady, a i rodzic nie powinien się nudzić przy takiej rozgrywce.
Nie jest to raczej tytuł dla bardziej zaawansowanych graczy, którzy już mają na swoim koncie cięższe tytuły. Obawiam się, że dla takich osób gra szybko się okaże za prosta i zwyczajnie się nią znudzą. Jednak jeśli jesteś zaawansowanym graczem i lubisz Kawernę, a nie zawsze masz na nią czas, to Agricola w wersji rodzinnej świetnie się sprawdzi jako substytut.
Grę Agricola (wersja rodzinna) kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Lacerta za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.