Pamiętacie ten szok, kiedy Uwe Rosenberg, zamiast kolejnego pięciokilowego rolniczego monstrum, zaprezentował światu Patchwork? I ten drugi szok, kiedy Patchwork, zamiast słabym skokiem na familijną kasę, okazał się hitem?
Cottage Garden dla nikogo szokiem już nie będzie, bo powszechnie określany jest sequelem Patchworka. Wszak również układamy w nim tetrisopodobne puzzle na niewielkiej planszy, w przytulno-uroczej atmosferze i z prostymi zasadami. Na ile zatem Cottage Garden jest Patchworkiem 2, na ile nową grą, a przede wszystkim – czy zachował jakość oryginału? Sprawdźmy.
Tym razem z jakże poważnej i mrocznej tematyki szycia kocyków przenosimy się do równie nieprzyjaznego (acz bliższego głównym zainteresowaniom Rosenberga) tematu pielęgnowania przydomowego ogródka. Sadzimy kwiatki, są konewki, rabatki, doniczki i pszczółki. Do pełni słodyczy brakuje tylko puszystych kotków. A nie! Kotki też są!
Od samego początku gra sprawia wrażenie bardziej skomplikowanej, niż wspomniany już przodek. Jest stos różnych rabatek (miejsc, gdzie będziemy układać tetrisa z sadzonek), są dwa kolory drewnianych znaczników do śledzenia dwóch różnych punktacji, jest wspólna plansza szkółki, z której pobiera się sadzonki. Jest nawet sześcienna kostka – ale spokojnie, nie będziemy nią rzucać, to jedynie licznik rund. No i oczywiście składana z tektury taczka, obowiązkowy niepotrzebny gadżet. Jednak niezależnie od użyteczności, zawartość prezentuje się pięknie i wywołuje uśmiech na twarzy.
Podczas gry ogrodnik reprezentowany przez kostkę biega dookoła szkółki, wskazując kolejno, z których wierszy i kolumn można pobierać nowe sadzonki. Pobierać, a nie kupować, bo w odróżnieniu od Patchworka nie ma tu żadnej waluty, którą moglibyśmy zdobywać lub wydawać. Uzyskane sadzonki o różnych fantazyjnych kształtach umieszczamy na dowolnie wybranej z naszych dwóch rabatek, oczywiście tak, by pasowały do wcześniej ułożonych elementów. Przy tym staramy się nie przykryć narysowanych tam doniczek i mikro-szklarni, bo one będą dostarczycielami naszych punktów. W momencie, kiedy zupełnie zapełnimy jedną z rabatek (co nie jest szczególnie skomplikowane), punktujemy ją (zliczając widoczne doniczki i szklarnie) i pobieramy kolejną, z nieco innym rozłożeniem elementów punktujących.
Punktacja w grze jest dość pokręcona – nie wchodząc w szczegóły, mamy dwa tory (doniczek i szklarni), po każdym z nich niezależnie przemieszczać możemy po trzy osobne znaczniki punktacji. Najwięcej punktów otrzymamy za dotarcie poszczególnymi znacznikami do końca toru.
Dość specyficzna jest również końcówka partii: w pewnym momencie gra przechodzi w odmienny tryb, w którym wszyscy gracze starają się jedynie dokończyć posiadane rabatki (nie pobierają kolejnych), ale za każdą rundę, w której tego jeszcze nie dokonali, tracą zdobyte wcześniej punkty.
Samo zapełnianie rabatek, choć są one mniejsze niż plansze w Patchworku, jest raczej łatwe i nie wymaga jakiegoś karkołomnego kombinowania, szczególnie że pojedyncze puste miejsca można wypełniać jokerami – kotami. Łatwiejsze jest również z tego względu, że elementy nie mają kosztu, przychodu i czasu, po prostu bierzemy je i układamy. Jest to najistotniejsze chyba uproszczenie względem słynnego poprzednika.
Po objętości zasad i liczbie komponentów można by sądzić, że Cottage Garden będzie bardziej złożonym, bardziej wymagającym Patchworkiem. Patchworkiem bardziej dla graczy, albo dla tych, którzy szycie kocyków opanowali już do perfekcji i szukają czegoś więcej. Zaskakująco wydaje się jednak, że prawda jest zupełnie odwrotna. Cottage Garden to bardziej efektowna, ale i bardziej familijna wersja planszowego tetrisa. Wyrzucono z niej koszta i przychody, a zatem całą kalkulację, czy dany element opłaca się w danej chwili kupić i czy to się nam zwróci się. W Cottage Garden jeśli element jest duży i pasuje do rabatki, nie pozostawiając zbyt wielu dziur – to trzeba go brać i tyle.
Jedynym zaskakującym zgrzytem w tej prostocie jest punktacja, a konkretnie ta finałowa faza, w której nagle zaczynamy się stresować, bo co rundę tracimy punkty. O ile doskonale rozumiem ją z punktu widzenia balansu i napięcia w finale, to zupełnie nie pasuje mi do charakteru gry i może niektórych odstręczać.
Jeśli chodzi o kwestię skalowania, to wygląda ona jak w większości tytułów ze znikomą interakcją: gra działa bardzo dobrze we wszystkich składach, acz w mniejszych po prostu częściej się ruszamy, więc mamy w rozgrywce więcej ruchów, a mniej czekania. Tak czy inaczej, powinna się ona zamknąć w niecałej godzinie.
Spodziewałem się, że Cottage Garden będzie Patchworkiem rozbudowanym, rozwiniętym, bardziej zbliżonym do gry dla graczy. Grą idącą krok dalej. Nie jest. Wręcz przeciwnie: poprzez eliminację obliczania kosztu, przychodu i nakładu czasu stał się grą lżejszą i bardziej familijną niż poprzednik. Czy sprawia to, że jest pozycją nieudaną?
W żadnym wypadku. To piękna, relaksująca, urocza gra rodzinna którą śmiało mogę polecać każdemu, kto ma ochotę na lekką rozgrywkę w ujmującym klimacie.
Grę Cottage Garden kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Edition Spielwiese za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.