Cotygodnik opanowały gry dla najmłodszych! W tym tygodniu graliśmy w to co ma łatwe zasady, zwierzaczki i da się wytłumaczyć w 5 minut. Ale nie wszystko nam się podobało. Sami sprawdźcie, w co w tym tygodniu grali Ania i Mateusz, porównajcie ze swoją opinią i dajcie znać.
Gała
Ostatnio mało miałam czasu na planszówki (wiem, zbrodnia!), ale studenckie życie w które wykładowcy wplatają sesję jest po prostu bardzo ciężkie. Między napisaniem jednego egzaminu a oczekiwaniem na drugi, sięgnęłam ze znajomymi po gry z uczelnianej kawiarenki. Wyboru dużego nie było, głównie tytuły dla dzieci, ale do rozgrywek wzięliśmy początkujących graczy, więc przynajmniej nie mogłam ich tak od razu ograć ;)
Zaczęliśmy od mojej ulubionej gry, która zawsze i z każdym się sprawdza, czyli od Pędzących ślimaki. Niby szybka i nieskomplikowana, a radości potrafi dać wiele! W końcu wyścigi są bardzo emocjonujące, a każda wygrana w tym przypadku daje dużo satysfakcji. Bo Pędzące ślimaki to nie tylko gra dla dzieciaków, ale w przerwie między nauką również potrafi się sprawdzić.
Następnym tytułem po który sięgnęliśmy były Duuuszki. Ta gra zdecydowanie nie należy do moich ulubionych, bo wszystko zależy w niej od refleksu i spostrzegawczości, których ja po prostu nie mam. Skończyłam z wynikiem 3 punktów, kiedy wygrywającym wynikiem było około 30… Jeśli lubicie takie gry to koniecznie spróbujcie, ale ja się po prostu nie bawię przy niej dobrze.
Ostatnią pozycją z półki, na którą mieliśmy jeszcze czas, to Pizza z serii Dobra gra w dobrej cenie. Niestety, nawet jak na grę przeznaczoną dla dzieci – zawiodłam się nie tylko ja, ale i moi znajomi. Kojarzyłam ją jako miłą grę, ale chyba musiałam być pijana, kiedy grałam w nią jakieś dwa lata temu pierwszy i jedyny raz. Nudna jak flaki z olejem i z niewykorzystanym potencjałem mechaniki typu memory dostatecznie utwierdziła nas w przekonaniu, że jak grać na uczelni, to tylko w Pędzące ślimaki!
Tydzień ten należał więc do gier głównie przeznaczonych dla dzieci, ogranych w studenckim gronie. W końcu… studenci to takie duże dzieci, prawda? :) Następnym razem planujemy wziąć ze sobą gry z domu – tak będzie najbezpieczniej dla naszego dobrego samopoczucia!
Jack Of Red Clubs
Dla mnie, to był tydzień grania z najmłodszymi. Najpierw miałem okazję animować ponad 10 dzieciaków z zimowiska wraz z opiekunami. Te szkraby pochodziły z ubogich rodzin i zaskoczyła ich różnorodność planszówek. Chciały grać od razu we wszystko! Wytłumaczyłem więc im Speed Cups i Dobble, walczyliśmy razem z Zakazaną Wyspą. Największymi hitami okazały się jednak Pędzące Ślimaki oraz Hej, to moja ryba. W ten ostatni tytuł zagraliśmy chyba ze 3 razy w ciągu godziny. Prosta, trochę matematyczna, rodzinna strategia, która posiada elementy logicznej łamigłówki zauroczyła dzieciaki. W ostatnim wydaniu są śliczne figurki pingwinków, więc przekonać do przeskakiwania z kry na krę nie było trudno. Jeśli jeszcze nie graliście ze swoimi najmłodszymi, to koniecznie spróbujcie. Aha… 8+ na pudełku to lipa. 6-cio latki świetnie sobie radzą.
Drugim tytułem, który polubiły dzieci z zimowiska, był Mały książę. Ten pierwszy, niebieski, o budowaniu planet. Samo liczenie punktów, wybieranie i układanie kafelków nie ruszyło ich, ale kiedy włączyła się negatywna interakcja, tworzenie sojuszy, podkładanie baobabów, a w ostatnich rundach również wulkanów, to wszystko eksplodowało… radością! Zagraliśmy jeszcze raz i to samo. Grupa nastawiona na podkładanie sobie „świń”. Nawet z tak prostej gry kafelkowej można wyciągnąć mnóstwo strategii opartej o interakcję, obserwowanie przeciwnika. Byłem zaskoczony, że tak szybko załapali właśnie te zależności w grze panów Bauza i Cathala.
Ostatnią grą, którą chciałem zaznaczyć w tym Cotygodniku jest Go. Pewnie spytacie: „To Ty w to jeszcze grasz? Myślałem, że Pokemon Go już nie jest w modzie. A poza tym to nie ten rodzaj gry! Co jest?!”. Moi drodzy. Zanim wymyślono Pokemony, zanim powstały wszystkie gry, które opisywaliśmy na łamach Games Fanatic, za górami, za lasami (patrząc z naszej perspektywy), w Chinach, stworzono grę go. Na jej planszy jest podobno więcej kombinacji niż gwiazd we wszechświecie. Wciągnąłem się ostatnio. Mamy w Toruniu klub i trenerów, więc korzystam. Polecam wam spróbować jeśli lubicie łamigłówki i klasyczne gry. Można się „zagotować”. Co więcej, go można zrobić sobie samemu w domu. To takie „collect and play”, bo znajdujecie na podwórku kilkadziesiąt jasnych i kilkadziesiąt ciemnych kamieni, na piasku rysujecie patykiem (lub w domu na kartce) planszę o wymiarach 9×9 pól i zaczynacie. Wygra ten, kto zajmie większe pole planszy lub np. zbije 10 kamieni przeciwnika otaczając je zupełnie. Powodzenia!