Co należy zrobić, żeby pokonać smoka? Są różne teorie. Można podłożyć mu barana z siarką, ale ta sztuczka prawdopodobnie udała się tylko raz. Można ruszyć na niego solo z kopią. To musi być magiczna kopia…, albo głupi smok. Jest szansa, że się go udomowi. Wcześniej jednak trzeba być jakimś superksięciem lub megaksiężniczką ze smoczą krwią w żyłach. Jakieś szanse są. Kolejną opcją jest próbować zestrzelić go w locie z wielkiej balisty, trafiając w czuły punkt na brzuchu. Jeśli, ktoś tak trafi, to potem o nim w książce napiszą. Jak mówią Francuzi – marne sząse.
Co należy zrobić, żeby pokonać smoka? Być może takie pytanie padło podczas imprezy, w której brał udział Robert J. Hudecek, autor gry Smocze kości i otworzyło to worek z możliwościami. Znając teorię, historię, mity i legendy oraz literaturę rodzimą i zagraniczną uczestnicy spotkania oddzielili teorię od praktyki i ustalili, że:
- kiedy ludu kupa, to i smok jest …, więc musi być całe mrowie śmiałków,
- trzeba zabrać chociaż jednego herosa, żeby podtrzymywał na duchu innych lub a nuż przeważy szalę zwycięstwa,
- warto zabrać w kieszeń jakieś magiczne przedmioty, bo kto nie lubi wspierać się gadżetami,
- niezwykle ważne jest posiadanie tony szczęścia, a najlepiej to sprawdzić podczas gry w kości w trakcie imprezy.
Skoro znali już teorię i praktykę, przeszli do testów i tak być może powstała gra Smocze kości, która teraz jest u nas na stole dzięki wydawnictwu Factory of Ideas. Polski wydawca tego symulatora polowania na smoki we współpracy z Z-man Games jawnie przyczyniają się do testów, do czego i Was zapraszamy. Im więcej będziecie ćwiczyć, tym szansa na ubicie bestii większa.
Nazwa Smocze kości zobowiązuje. Jednak w związku z tym, że na rynku jest bardzo mało prawdziwych szczątków latających i ziejących ogniem potworów, autor i wydawcy postanowili wykorzystać ciekawą grę słów i do pudełka z grą wrzucili 31 sześciościennych kostek do gry. Mają one pomóc w rekrutacji wojska, aktywacji umiejętności herosów i zadawaniu ran smokowi. Niestety kości mają to do siebie, że są wredne same w sobie i na pewno przysporzą nam podczas gry wiele nieprzewidzianych kłopotów.
(…) był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, (…) (Wincenty Kadłubek)
Wyobraźmy sobie, że jest jakiś tam Smok Wawelski, który mieszka w pieczarze niedaleko jednego z największych miast w kraju. Znajdziemy więc go dość prędko i wydaje się, że łatwo spełnimy pierwsze założenie dotyczące wymaganego wsparcia. I mamy rację! Tylko nam się tak wydaje. Bo na smoka trzeba mieć minimum 5000 luda. Jak to robić? Trzeba ich przekonać. Kraków jest spory i szanse są. Możemy to zrobić na 2 sposoby. Rzucając kostkami i przekonując ich, że mamy szczęście, albo pokonując przeciwników w wyścigu do skóry smoka i przekonując uzbrojonych śmiałków, że jesteśmy bardziej godni zwierza.
Żeby wyruszyć w drogę, trzeba najpierw zebrać drużynę, dlatego jednym z podstawowych mechanizmów Smoczych kości jest walka ze szczęściem o zgromadzenie pod swoim sztandarem wojowników. Za pomocą 6 kości w kolorze gracza i 1 kości zdarzeń próbujemy zdobyć jak największy wynik. Specjalna tabela przedstawiona na planszy gracza podpowie nam, że warto mieć jedno i pięć oczek, albo trzy identyczne wyniki. Można przerzucać kości, których nie zachowujemy (a co najmniej jedną po rzucie mamy obowiązek odłożyć). Kłania się tu trochę tradycyjna gra w kości lub Polowanie na robale. Można oczywiście rozbić bank i rzucić „karetę”, „strita” lub „3 pary”. Możemy w dowolnym momencie zrezygnować przygarniając liczbę wojowników zgodną z sumą wyników wyczytaną z tabeli. Jeśli nie zrezygnujemy w odpowiednim momencie, trafimy ZONKa! i nasi rekruci odwrócą się od nas i pójdą na pączki w Sukiennicach. Wrócimy do obozu z niczym. Trzeba odpowiednio szacować prawdopodobieństwo.
Warto zwrócić uwagę, że specjalna kość zdarzeń może nam cudownie rozmnożyć żołnierzy, nie wpłynąć na wynik lub pogrążyć w rozpaczy. Taka losowa gra…
Alea iacta est. (Juliusz Cezar)
W trakcie rekrutacji można również zdobyć magiczne przedmioty. Jest to specjalnie opisanych 20 kart, które zazwyczaj są jednorazowe i mogą nam np. pomóc skorygować wynik rzutu. Minusem jest to, że możesz mieć tylko jedną kartę magicznego przedmiotu naraz.
Innym rozwiązaniem w turze gracza jest wyzwanie innego śmiałka na bójkę. W tym przypadku również rzucamy sześcioma kostkami (broniący się jedną mniej), również mamy szansę na użycie kości zdarzeń, ale sumę zrekrutowanych wojowników pobieramy z puli drugiego gracza, a nie z Krakowa. Dodatkowo do zwycięzcy przyłącza się jeszcze 500 ludzi z włóczniami, zachwyconych skutecznością jego ataku.
Wszystkie nasze działania wspiera zawsze jeden bohater, którego karta leży na planszetce gracza. Tych postaci jest 10 i są niezbalansowani… Jest niejaki Eleron, który na 85% da nam 200 żołnierzy w turze i jest też pan Czkawka, który mówi, że „raz na Bójkę możesz przerzucić dowolną kostkę”. Raz. Na Bojkę. Serio?
Jeśli czujemy się już dość silni, mamy co najmniej 5000 popleczników w postaci żetonów na karcie gracza możemy zdecydować się na bohaterski wyczyn i wejść do jamy Smoka Wawelskiego. Żeby z nim walczyć (tak, dobrze myślicie) musimy dobrze rzucać kostkami. Kłopot jest taki, że smok zawsze nam wchłonie jakąś pulę wojowników. Tu sytuacja się odwraca. Im wyższa suma wyników z tabeli na planszy gracza, tym bardziej kurczy się nasza krucjata. Dobrze jest rzucać np. jedną piątkę i pary dwójek, trójek, czwórek lub szóstek. Nie jest to łatwe, bo kości jakoś nie chcą słuchać. Przydadzą się tu superbohaterowie i zgromadzone magiczne przedmioty. Jednak po kilku rozgrywkach wiem, że na smoka idzie się dopiero jak masz 7 – 9 tys. wojowników. Bufor mięsa „smoczego” jest dużo skuteczniejszy niż jakikolwiek magiczny przedmiot.
Smok ma 3 znaczniki obrażeń. Jeśli kość zdarzeń będzie nam przychylna w 3 rzutach pokonamy bestię i zostaniem zwycięzcą. Jeśli nie… wracamy pod Sukiennice rekrutować wojaków, wyzywać na bójki i zdobywać magiczne przedmioty.
Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba. (Benedykt Chmielowski)
Smocze kości, to kościana gra z imprezowym zębem. Trzeba mieć naprawdę duży dystans do losowości, żeby przetrwać pasmo ZONKów w rzutach. Trudno też przełknąć gorzką pigułkę porażki w bójce, bo zabrakło jednego oczka, albo 10 razy pod rząd nie rzucić nic ciekawego podczas korzystania z umiejętności bohatera. Smocze kości to nie jest gra dla „ciśnieniowców”. Jeśli chodzi o czas gry, to pudełkowe 30 min. sprawdziło się u nas jedynie na 2 raczy. Na 5 osób dobiliśmy 90 minut (!), co może świadczyć również o stosowaniu przez nas wyjątkowo zaciekle negatywnej interakcji.
Jedną z podstawowych wad gry, która pojawiła się podczas każdej potyczki jest jej szata graficzna. Wszyscy moi „testerzy” stwierdzili, że jest smutna. Nawet nie mroczna-fantastyczna. Po prostu nie przyciąga uwagi, jest szaro-bura. Jedynie wizerunki bohaterów powodowały poruszenie. Polski wydawca nie ustrzegł się też błędów edytorskich w doborze czcionek. Razi brak balansu wśród bohaterów i cena. Staram się nie opiniować w recenzjach tego aspektu, ale w tym przypadku sugerowane przez wydawcę, Factory of Ideas 120 zł, to sporo za dużo za to, jak prezentuje się gra. Pomimo prostej koncepcji zasad gry instrukcja w kilku miejscach nas zmyliła, ale poradziliśmy sobie z odnalezieniem właściwych rozstrzygnięć.
Smocze kości spodobają się tym osobom, które lubią posiedzieć przy luźnej, losowej grze, pozabierać sobie żetony i poprzeszkadzać sobie nawzajem. Nie powiem, że emocji nie było, bo kości zawsze powodują wzrost adrenaliny (negatywny lub pozytywny). Ponadto kilka razy udało mi się smoka powalić, co uważam za sukces i dobrą monetę na przyszłość. Gdybym kiedyś spotkał takiego na ulicy, wiem co robić!
Plusy:
+ imprezowy, radosny charakter gry
+ ciekawe grafiki bohaterów
+ duża regrywalność
+ kartonowa figurka smoka!
Minusy:
– odczuwalny wpływ losowości
– „smutna” oprawa graficzna
– brak balansu w umiejętnościach bohaterów
– drobne błędy edytorskie
Grę Smocze kości kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Cube Factory of Ideas za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(3/10):
Ogólna ocena
(5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ot, nie mogę powiedzieć, że gra jest zła, ale też nie znajduje w niej niczego takiego, co skłoniłoby mnie, żeby ją polecać, czyli totalny przeciętniak. Sporo istotnych wad wpływających na grywalność. Odczuwalne zalety powodują jednak, że osoby będące fanami gatunku – mogą znaleźć w niej coś dla siebie.
Smocze kości to tytuł, który znajduje się w mojej kolekcji i który często ściągany jest z półki. Lubimy ze znajomymi pograć w to głównie za imprezowy charakter tej gry i możliwość poprzeszkadzania sobie na wzajem :D Jeśli interesuje Was wpływ planszówek na rozwój człowieka to zdecydowanie zapraszam na mojego bloga gdzie to opisałem :)
Wygląda na ulepszoną wersję „Farkle”.