Jeśli spodziewaliście się La Granja (czyli klimatycznego remake klasycznej La Granji) – to się dobrze spodziewaliście. Mamy osiołki, dachy, pomocników, świnki i oczywiście tor sjesty. Ale jeśli spodziewaliście się No siesta!, czyli zupełnie nowej gry, do której absolutnie nie potrzeba znajomości starej – to też się dobrze spodziewaliście :)
Kościana La Granja to przede wszystkim lekka turlanka. Może nie „bardzo-bardzo” lekka ale „dość”. W pewnym sensie można powiedzieć, że to odarty z całego skomplikowania etap dochodu starszej siostry – to ten etap, w którym rzucamy kostkami i otrzymujemy jakieś dobra. W dużej La Granji to jedynie jeden z wielu ważnych momentów gry. W kościanej – to podstawowa mechanika napędzająca całą rozgrywkę.
Wygląda podobnie – rzucamy kostkami – każdy z graczy wybiera jedną i zaznacza otrzymane dzięki niej surowce dyskami na swojej planszetce. To świnki, osiołki, winogrona, zboże, oliwa, monetka i kapelusik symbolizujący sjestę. Uważny czytelnik pewnie zapyta – skąd 7 surowców na kości k6? Bo oliwa i zboże występują razem – a to oznacza, że jeśli wybierzemy ten wynik zużyjemy na oznaczenie dochodu aż dwa dyski. Jest to o tyle ważne, że dyski są limitowane (na początku otrzymujemy tylko 4 a w trakcie gry możemy uzyskać kolejne trzy za osiągnięcie odpowiedniej pozycji na torze sjesty).
Wracając do naszych baranów kostek. Kiedy już każdy gracz wybierze kostkę, przerzucamy pozostałe, wybieramy ponownie po jednej kostce, a następnie przerzucamy tę, która pozostała taka samotna i niechciana. Wynik na niej uzyskany otrzymują wszyscy – zaznaczając go oczywiście dyskiem na planszy. Jeśli komuś zabraknie dysków – no trudno, jego problem.
Teraz następuje etap – w pewnym sensie – konsumpcji naszych dóbr. Czy wspominałam już, że to kościanko-skreślanka? Chyba nie :) Otóż każdy skreśla (jak np. w Qwixxie albo w Wyprawie do Mordoru Egmontu) swój wynik na kartce. I tu zaczyna się właściwa część decyzyjna (co prawda wcześniej też był element wyboru, jednak mocno okraszony losowością). „Do nabycia” mamy np. dachy (czyli jednorazowe bonusy), pomocników (czyli bonusy permanentne – to prawdziwi pomocnicy w uzyskiwaniu dobrych rezultatów!), dostarczanie produktów na krótki i długi dystans (wózek i żaglówka), a nawet magazyn, gdzie po prostu za dwa różne zwierzątka lub trzy różne roślinki dostaniemy punkty na koniec gry. Niektóre z tych obszarów możemy skreślać w dowolnej kolejności (np. pomocników), niektóre wymagają od nas, by zachować kolejność (dachy, wózek). Na łódkę możemy załadować tylko trzy takie same surowce ale za to za jednym zamachem – co jest dość trudne do uzyskania w jednym rzucie (surowce nie przechodzą do następnej tury). Aż prosi się tutaj o wykorzystanie pomocników lub dachów.
Bardzo ważny jest kapelusik. W końcu to No siesta! prawda? Dzięki niemu możemy posunąć się o jedno pole na torze sjesty. Poza tym, że zyskujemy punkty (liniowo, czyli im dalej tym proporcjonalnie więcej punktów) to po pierwsze co jakiś czas otrzymujemy dodatkowy dysk (a dyski są potrzebne, ponieważ służą m.in. do zaznaczania dodatkowych celów przy skompletowaniu wózka – celów, które punktują na koniec gry), a po drugie koniec gry następuje, gdy jeden z graczy osiągnie ostatnie pole na torze sjesty.
Gra jest naprawdę fajna! (jakby nieprofesjonalnie to zabrzmiało). Dotarła do mnie tuż po Essen. Wypatrzylam ją, bo akurat miałam venę na La Granję. I wyszło na to, że muszę się jej przyjrzeć…. przyglądałam się przez pół roku. To niesamowite, ale czytając instrukcję po dwóch dniach zapominałam o co w niej chodzi. Miałam wrażenie, że jest koszmarnie skomplikowana (jak IMHO duża La Granja). Podchodziłam do niej co najmniej trzykrotnie, trzykrotnie uzyskując wynik negatywny (tzn. nie udało mi się zagrać ani spamiętać o co w niej chodzi). Kiedy wreszcie w nią zagrałam…. okazało się, że jest mega prosta, mega fajna i… wcale nie mam ochoty się jej pozbyć (choć poczyniłam ku temu pierwsze przymiarki na MatHandlu ;)).
Gra jest losowa, jak losowe są kostki. Gra jest prosta, bo wszystko jest intuicyjne (tylko zamiast międlić na okrągło instrukcję trzeba wreszcie choć raz w nią zagrać). Gra jest lekka, bo to tylko turlanie i skreślanie. Gra ma kilka wariantów… Np. na dwie osoby można zrobić bardziej taktycznie nie przerzucając kostek. Mamy też wybór jeśli chodzi o pomocników. W podstawowej wersji każdy ma sześciu własnych. Ale są też szarzy pomocnicy. Można stworzyć wspólną pulę z pomocników własnych i szarych (a wśród nich są naprawdę mega mocne efekty) i dzięki temu otrzymujemy dodatkowo wyścig – kto pierwszy ten lepszy.
Jak dla mnie No siesta! jest o wiele lepszą pozycją niż La Granja. La Granja jest przekombinowana. Ma bardzo wysoki próg wejścia. Jeśli nie jesteś osobą, która gra w nią z częstotliwością przynajmniej raz na tydzień, to naprawdę trudno się będzie w La Granji odnaleźć. W No siesta! zagracie od razu, bez uprzedniego otrzaskania się z grą.
Wszystko jest w niej dobrze wyważone. Jakiś czas temu miałam podejrzenie, co do balansu … cóż, na torze sjesty w zasadzie jedna kostka przekłada się na jeden punkt – wyjątkowo dużo w porównaniu do czegokolwiek innego (gdzie potrzeba dwóch, trzech wyników aby zdobyć punkt). Postanowiłam to sprawdzić i …. moja strategia polegająca na celowaniu w kapelusiki i gnaniu w szaleńczym tempie ku sjeście niestety nie przyniosła rezultatów. Bo te inne obszary, które może nie przekładają się na punkty tak korzystnie, dają bonusy. A bonusy mają to do siebie, że potrafią się układać w komba. A komba mają to do siebie, że … wyrabiają punktację aż miło (nagle się okazuje, że robimy dwa załadunki, dach, pomocnika i coś jeszcze w jednej partii – tak, tak, to możliwe). Tak więc – balans jest dobry, warto nie tylko odpoczywać, ale też inwestować – i grać, i grać, i grać :)
I nawet można grać w pojedynkę – przewidziano specjalny tryb ze specjalnymi planszami, w którym gracz neutralny posuwa się razem z nami na torze sjesty oraz uprzedza nas w wyścigu do wózka. Co ciekawe – mamy wpływ na tempo jego przemieszczania się poprzez to jakie kości odkładamy na bok. Sprytne rozwiązanie – choć i tak rozgrywka wieloosobowa jest ciekawsza – a jednocześnie prostsza.
I jeszcze jedno. No Sjesta! skaluje się dobrze. Bo tak naprawdę najważniejszy decyzyjny element to moment skreślania wyników. Przy różnej liczbie graczy możemy wprowadzić różny poziom wyścigu do pomocników – ale po za tym – każdy jest kowalem swojego losu. Co najwyżej będziesz drugi (dwa punkty mniej) lub nie zdobędziesz określonego celu (dodatkowe punktowanie). W zasadzie nie ma to znaczenia w ile osób gracie – emocje podobne. Jednym słowem – ta gra to moje wielkie zaskoczenie na plus.
Podsumowanie
Plusy:
+ lekka, ale pełna wyborów turlanka
+ bardzo proste zasady
+ czas gry uzależniony od graczy (kwestia dotarcia do ostatniego pola na torze sjesty)
+ brak przestojów
+ dobrze się skaluje
+ ma dwa tryby gry (pomocnicy właśni i szarzy) + tryb solo
+ instrukcja nie pozostawia wątpliwości co do zasad, które są obszernie i dokładnie opisane…
Minusy:
– …co w pierwszym zetknięciu z grą może powodować odczucie ich skomplikowania
– ten bloczek się jednak kiedyś skończy (standardowy problem wszystkich skreślanek)
– nie ma w niej nic takiego, co by ją czyniło wyjątkową i niezapomnianą, ale to wciąż bardzo fajna skreślanka
Grę La Granja - No Siesta! kupisz w sklepie
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.