Tegoroczny Polcon odbył się w Lublinie w dniach 24-27 sierpnia. Co roku jest on organizowany w innym mieście: za rok będzie to Toruń, a za dwa lata Białystok. Był to mój drugi Polcon, na pierwszym w Warszawie w 2013 roku poznałam swojego męża, więc mam do tego konwentu wielki sentyment. :)
Przyjechałam na niego głównie dla planszówek. I choć czytam fantastykę, to nie wsiąknełam w tę część fandomu. Planszówki to uzależnienie! W planach miałam wzięcie udziału w turniejach, kilka pokazów nowych gier, a reszta miała być totalnym spontanem.
Turnieje pochłonęły większość mojego czasu, choć nie było ich tak dużo, jak na innych konwentach. W programie pojawiło się aż pięć eliminacji. Wzięłam udział w większości z nich, a w Carcassonne zajęłam 2 miejsce, co dało mi ogromną satysfakcję, bo to nie jest gra, w którą „wymiatam”. Dzięki temu, że w tak krótkim czasie odbyło się tyle eliminacji, można było je ze sobą porównać, znaleźć ich plusy i minusy. Na tle innych zdecydowanie wyróżniał się Catan, w którym nagrody były bardzo słabe. 2 i 3 miejsca dostały… plakaty, a pierwsze plakat i małą grę. W porównaniu: Cube w eliminacjach do Century Korzenny Szlak osobom na podium przekazał 3 gry, każda o wartości 120zł, a w Sabotażyście za pierwsze miejsce nagrodą było aż 200zł do wydania w sklepie G3. Według mnie bardzo słabą decyzją ze strony organizatorów Polconu było nie przyznawanie waluty konwentowej w eliminacjach, gdzie w innych, zwykłych turniejach można ją było wygrać normalnie. Eliminacje przez to straciły na wartości i udział w nich wzięło mało osób.
Co do samych turniejów, to muszę przyznać, że jest to nie tylko świetna forma rywalizacji, ale także możliwość poznania nowych gier. Dzięki temu poznałam Century Korzenny Szlak i Ice Cool, po które pewnie sięgnęłabym sama z siebie dopiero za kilka miesięcy. Obie gry tak bardzo mi się spodobały, że stwierdziłam, że muszę mieć je na półce. Tak więc po Ice Coola pobiegłam do sklepiku konwentowego i kupiłam go za wygraną walutę, a na Century Korzenny Szlak będę jeszcze polować w internecie.
Muszę przyznać, że poza wpadką z walutą konwentową, turnieje na Polconie zostały przygotowane w świetny sposób. Oprócz przedstawicieli wydawnictw, nad całością czuwał niezastąpiony Adam Kwapiński – gdyby nie on, byłoby kiepsko. ;)
Fajnie by było, gdyby planszówki poszły w stronę e-sportu. Turnieje z większymi nagrodami, które przyciągną więcej osób to piękna wizja. Cieszy mnie, że pojawia się coraz więcej mistrzostw w przeróżne gry. Brakuje mi tylko takich w euro suchary, bo to typ gier, w które grywam najczęściej.
Na turniejach spędziliśmy z mężem dobre kilka godzin dziennie, ale to był miło spędzony czas, poznaliśmy fantastycznych ludzi (pozdrowienia dla Żywca!) i nowe gry. Wygraną walutę konwentową wymieniliśmy na wcześniej wspomnianego Ice Coola, dwa t-shirty (z Jokerem i Valar Morghulis!) i… dużego, wydającego dźwięki i ruszającego się R2D2! To jest właśnie piękne w walucie konwentowej – dzięki niej możemy kupić sobie coś, czego raczej nie kupilibyśmy za zwykłe pieniądze. Walutę można też było wygrać w konkursach, ale nie było ich za wiele i nie dotyczyły one naszych zainteresowań.
Aby poznać nowe gry, miałam w planach wybranie się na kilka pokazów. Przez złą organizację czasu nic z tego nie wypaliło, a gry poznałam jedynie na stoiskach wydawnictw. Century Korzenny Szklak (jak mogłam w to wcześniej nie zagrać?!) to świetna gra, w której dominują kostki i karty. Zasady do opowiedzenia w 2 minuty, a przyjemność z rozgrywki ogromna! Tę grę na pewno będę miała w swojej kolekcji, spodobała się też wszystkim moim znajomym, z którymi na Polcon pojechałam. Ice Coola poznałam w Games Roomie, żeby móc zagrać w niego na turnieju. Ta gra sprawia ogromną frajdę – strzelamy w niej z placów w pingwiny, które w taki sposób przemieszczają się po specjalnie skonstruowanej planszy. Ubaw po pachy, jak widać nie tylko wśród dzieci. Na stoisku GFP zagraliśmy też w No Co Tam?, czyli małą karciankę. Ta lekka odmiana memory tak spodobała się mojemu koledze, że od razu ją kupił. Popatrzyliśmy też, jak inni grają w Projekt Gaja w Games Roomie. I choć kosmiczne klimaty mnie nie kręcą, to taka odmiana Terra Mysticy wygląda ciekawie. Na pewno ogramy ją ze znajomymi, którzy w TM są zakochani po uszy.
Choć żadnych prelekcji nie miałam w planie, to koleżanka zaciągnęła mnie a dwie: jedną o podziale między konwentami i drugą o tłumaczeniu zasad gier. Wybrałyśmy akurat te dwie, bo prowadził je Pablo z Rebela, który ma gadane jak nikt inny – to po prostu fantastyczny mówca! Podczas prelekcji oprócz niego wypowiadały się jeszcze inne osoby, ale kiedy usłyszałam od jednej z nich, że planszówki to tylko moda, która niedługo przeminie – uśmiałam się w duchu. Na szczęście Pablo dzielnie wytłumaczył Panu, jak bardzo się myli. Natomiast druga prelekcja była w całości poprowadzona przez Pawła i mówiła o przykazaniach dobrego tłumaczenia zasad. Niby każdy to wie, ale jednak większość się nie dostosowuje. Świetna sprawa – jeśli będzie kiedyś mieli możliwość pójść na taką prelekcję, zachęcam Was ogromnie.
Choć Polcon na początku zapowiadał się słabo – mało turniejów, słabe konkursy, to jednak w ostatecznym rozrachunku bardzo nam się podobało. Przywieźliśmy ze sobą wiele nagród, wspaniałe wspomnienia i już nie możemy się doczekać Falkonu w Lublinie. Wystawcy mieli swoje namioty na podwórku, co nadało imprezie klimatu, a akademik, w którym nocowaliśmy, znajdował się tylko 5 minut od Games Roomu. Przy okazji polecam wszystkim firmę EmWood – robią genialną robotę, grawerują w drewnie. Ja sama mam w planach zamówienie drewnianego notesu z wygrawerowanymi kośćmi i meeplami, w którym będę prowadzić statystyki z rozgrywek. Już nie mogę się doczekać!
P.S. Lublin to świetne miejsce konwentowe, więc jeśli zastanawiacie się nad Falkonem – polecam pojechać! Po całym dniu grania można wyjść na piękną starówkę i zjeść tak dobre jedzenie, że długo o nim nie zapomnicie. Polecam pub Św. Michał, w którym dostaniecie genialnego steka, a przy wyjeździe z Lublina karczmę Bida – ale uwaga, porcje są tak duże, że weźcie od razu pudełko na wynos. :)
Bida… mmmmm… żurek w chlebie… mistrzostwo świata. Zawsze jak mnie zaniesie do Lublina to wybieram się tam na obiad.
Od tegorocznego Polconu będę tak robić i ja! Nawet nie wiedziałam o tym miejscu, ileż straciłam :)