Inspektor Tusz to bardzo prosta gra imprezowa lub familijna. Opiera się na mechanice kalamburów, z takim wyjątkiem, że w każdej turze ktoś nie będzie widział… tuszu. Albo rysujący, albo zgadujący, albo wszyscy!
Grę stworzył Duńczyk Martin Nedergaard Andersen, który na swoim koncie ma wiele innych imprezowych lub familijnych tytułów, takich jak na przykład Przewrotne Motylki czy Żyrafometr. W obie te gry grałam i muszę powiedzieć, że Inspektor Tusz z nimi wygrywa ;)
Pierwszy rzut oka na pudełko – i już jestem zadowolona. Podoba mi się bowiem to, kiedy pudełko ma prześwity i widać choć trochę tego, co kryje się w środku. Tu możemy zobaczyć okulary, które trochę przypominają te służące do oglądania filmów 3D. Grafika ani mi się nie podoba, ani podoba, ale te okulary zdecydowanie zachęcają do tego, aby otworzyć pudełko i sprawdzić, co jeszcze w nim znajdziemy. A znajdziemy:
– 2 rodzaje kart: niebieskie, czyli łatwiejsze oraz czarne, czyli trudniejsze
– pisak z żółtym tuszem
– kość
– klepsydrę
– aktówki dla graczy, oraz punkty, które będziemy na nich trzymać.
Na początku gry przygotowujemy ilość punktów, o którą będziemy walczyć: 10 punktów na każdego gracza. Nie możemy także zapomnieć o białych kartkach papieru, na których będziemy rysować – ich nie ma załączonych, a także o wyborze na który kolor kart gramy. Typujemy gracza startowego i możemy zaczynać! W swojej turze gracz, który będzie rysować rzuca kością. W zależności od tego co wypadnie, okulary zakładają: albo gracz rysujący, albo gracze zgadujący, albo wszyscy. Gracz dobiera kartę z pytaniem, zaczyna rysować, a klepsydra odmierza czas (40 sekund). Na każdej karcie widnieją dwa hasła: w kolorze zielonym, albo w kolorze odpowiadającym kolorze karty. Gra się kończy, kiedy wszystkie punkty zostaną rozdysponowane.
Hasła punktują w następujący sposób:
– Jeśli gramy kartami niebieskimi, gracz wybiera, czy chce spróbować wytłumaczyć najpierw hasło w kolorze niebieskim, czy spróbuje z hasłem zielonym, a jeśli zostanie ono odgadnięte, to dopiero później przejdzie do niebieskiego. Hasło niebieskie to po 1 punkcie, a zielone to po 2 punkty dla rysującego i zgadującego.
– Jeśli gramy kartami czarnymi, możemy tłumaczyć tylko hasło zielone (2 punkty dla rysującego i zgadującego). Jeśli w trakcie rysowania zostanie odgadnięte hasło w kolorze czarnym, zarówno rysujący, jak i zgadujący odejmują sobie po 1 punkcie.
Pierwsze wrażenia z rozgrywki to mieszanina wybuchów niepohamowanego śmiechu z lekką irytacją. Śmialiśmy się, bo to niezwykle zabawne, gdy trzeba zgadywać, lub rysować hasło nie widząc tuszu. Uważne obserwowanie ręki gracza rysującego lub kartki papieru to dopiero wyzwanie! Irytowaliśmy się natomiast, bo grając kartami niebieskimi odczuwaliśmy dosłowny brak czasu. Według mnie klepsydra powinna odmierzać minutę, bo zazwyczaj decydując się na rysowanie hasła niebieskiego, już nie zdążymy narysować tego zielonego. Z jednej strony jest to denerwujące, ale z drugiej strony w końcu to my sami wybieramy, co rysujemy. Więc jeśli myślimy, że zdążymy zmieścić się w czasie z obydwoma hasłami – możemy ryzykować.
Osobiście wolę hasła czarne, bo nie przekrzykujemy się nawzajem, tylko uważnie obserwujemy i staramy się odgadnąć hasło bez podawania „zbanowanego” słowa. Według mnie jest ciekawiej, można się bardziej skupić i nie ma takiego chaosu. Podoba mi się też to, że na obu kolorach kart, po ich drugiej stronie są hasła w języku angielskim. Uwielbiam właśnie takie gry, które mogę wykorzystać przy nauce i z których zadowolone będą szkoły. Często przekazuję takie egzemplarze szkole, w której pracuje moja mama, jeśli wiem, że w grę częściej zagrają dzieciaki niż ja. W tym jednak przypadku Inspektor Tusz zostaje ze mną, bo to będzie gra, która często wyląduje na naszym stole!
Tak naprawdę w takiej grze nie powinno się zwracać uwagi na grafikę, bo jedyne co przykuwa nasze oko, to okładka pudełka. Na kartach widnieją tylko hasła, nic innego nas tu nie interesuje. A jeśli chodzi o instrukcję, to jest napisana w prosty i przejrzysty sposób. Zasady do przeczytania w 4, a wytłumaczenia w 2 minuty!
Nie wiem jak autor wpadł na pomysł wykorzystania czerwonych okularów, dzięki którym nie widać żółtego tuszu, ale gratuluję mu pomysłu. Każda nowa forma kalamburów mnie interesuje, choć nie wszystkie przypadają mi do gustu. W Inspektora Tusza grało mi się bardzo przyjemnie, a także moim znajomym, którzy z początku nastawieni byli sceptycznie. Dobrze się bawiliśmy, uśmialiśmy się co nie miara, miło spędzając czas przy grze. Lubię takie gry, w których nie muszę się nudzić, bo nie oczekuję na swoją turę – tutaj zawsze jedna osoba rysuje, a reszta zgaduje. Ta gra zdecydowanie integruje! Jest to tytuł, który przypadnie do gustu szczególnie rodzinom, osobom, które lubią imprezówki, a także nauczycielom języka angielskiego, którzy będą mogli wykorzystać grę w celach edukacyjnych. Ciekawi mnie też, czy gra szczególnie spodoba się Inkowi, bo tusz po angielsku to właśnie… Ink ;)
Niech tusz będzie z Wami!
Podsumowanie:
– sposób punktowania na niebieskich kartach sprawa, że klepsydra wydaje się odmierzać za mało czasu
– może nie przypaść do gustu osobom, które nie przepadają za kalamburami
+ albo spodobać się właśnie tym, które kalambury lubią
+ oryginalna koncepcja
+ możliwość nauki angielskiego poprzez zabawę
+ brak oczekiwania na swoją turę, bo zawsze jedna osoba rysuje, a reszta zgaduje
+ regrywalność
+ krótki czas rozgrywki
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.