Tegoroczny Falkon pod kilkoma względami zawiódł, pod innymi pozytywnie zaskoczył, choć tych drugich było zdecydowanie mniej. Wciąż jest to jednak impreza, którą darzę sentymentem i którą odwiedzę jeszcze nie raz. Tym razem udało mi się zagrać w kilka nowości, poznać nowe osoby oraz spotkać te, które widuję przeważnie właśnie na konwentach.
Na stoisku wydawnictwa Egmont miałam przyjemność zagrać w Torres i Ubongo. Ta pierwsza to logiczna gra, w której dokładamy na planszy konstrukcje, swoje pionki i w taki sposób tworzy miasta, które na koniec każdej rundy odpowiednio punktują. Moja wyobraźnia przestrzenna mieści się jednak w łyżeczce od herbaty, więc nie było mi łatwo oswoić się z grą. Jest to jednak bardzo dobry tytuł, który na pewno zagości kiedyś w mojej kolekcji. Przyjemny i całkiem oryginalny :) Ubongo natomiast to układanki na czas. Każdy wybiera planszę, po czym w trakcie przesypywania się klepsydry musi ułożyć swoje klocki (które wyglądają jak te z Tetrisa) w obszarze na to przeznaczonym, bez zostawiania żadnej luki. Rozgrywka jest ciekawa, ale podejrzewam, że po jakimś czasie może się znudzić. Uważam jednak, że to świetna gra dla dzieci, która uczy kombinowania!
Bard zaserwował uczestnikom nie tylko możliwość zagrania w nowości, ale także wyprzedaż, na której mogliśmy dorwać między innymi Jórvika autorstwa Felda w całkiem korzystnej cenie. Zagrałam w Dr Eureka, czyli kolorową grę zręcznościową, w której każdy ma 3 fiolki z kulkami i kiedy pojawi się karta, należy je ułożyć w fiolkach w taki sposób, jaki widnieje na obrazku (tylko z fiolki do fiolki, nie wypuszczając z nich kulek!). Ten kto będzie szybszy – zdobywa punkt. To bardzo ciekawe połączenie gry zręcznościowej z logiczną, na dodatek pięknie wydane. Nie jest to mój typ, ale nie da się przejść obok tej gry obojętnie.
Na stoisku była także możliwość zagrania w Majestat, który w polskiej wersji językowej zostanie wydany pod koniec listopada. To gra autora m.in. Splendoru, ze ślicznymi grafikami i ciekawą mechaniką. Każdy bowiem ma taką samą wioskę złożoną z 8 dzielnic. W swojej turze dobieramy jedną z 6 kart i podkładamy ją do pasującej dzielnicy, wykonując tym samym jej akcję. W taki sposób zdobywamy punkty (na koniec też punktujemy, za zestawy i za największą ilość danych kart), możemy też szkodzić innym, zagrywając rycerzy i wrzucając ich karty do szpitala (tam nie punktują). Muszę się przyznać, że w grę zagrałam aż… 5 razy. Zazwyczaj na konwentach czasu wystarcza mi tylko na pojedyncze partie, ale w tym przypadku nie mogłam się oprzeć. Jest to szybka (ok. 20 minut) gra, która daje ogrom przyjemności. Podoba mi się w niej też to, że możemy zagrać na łatwiejszą lub trudniejszą stronę wioski. Nie mogę się doczekać jej wydania!
Król Ozo to nowość od Lacerty. Gra zręcznościowa, w której aktywny gracz wybiera kolor i rzuca sznurkami (z jednej mają strony przezroczysty koralik, a z drugiej kolorowy). Każdy gracz natychmiast musi pochwycić za przezroczysty koralik: jeśli ktoś wyciągnął sznurek z kolorem wypowiedzianym przez aktywnego gracza – otrzymuje go. Jeśli nikt tego nie zrobił, to porównujemy długości sznurków i swój sznurek zachowuje osoba, która miała najdłuższy. Gra reklamowana jest jako „Kto ma dłuższego?”… No cóż. Nie jest to absolutnie gra dla mnie, nie bawiłam się przy niej dobrze i cała rozgrywka mnie nudziła. To tytuł zdecydowanie dla dzieci, dlaczego więc jest reklamowany tak głupim hasłem?
Na Falkonie co roku odbywają się Drużynowe Mistrzostwa Gier Planszowych i w tym roku także je zaplanowano. Mój mąż utworzył grupę ze znajomymi, ja sobie odpuściłam, bo wszystkie gry turniejowe były dwuosobówkami. Trochę szkoda, bo formuła turnieju miała na celu rozgrywanie cięższych tytułów, takich jak Eclipse, Agricola, Puerto Rico. I cóż z zapowiedzi, kiedy na miejscu dowiedzieliśmy się, że mistrzostwa się nie odbędą! Kilka drużyn odwołało mailowo swój udział, ale reszta nie została o tym poinformowana. Niestety z tego co się dowiedziałam, dwie z nich przyjechały na Falkon tylko i wyłącznie dla mistrzostw i zostały po prostu wykiwane. Organizacja planszówek na tegorocznym Falkonie miała wiele niespójności i nie działała tak dobrze, jak w poprzednich latach. Pomyłki w godzinach turniejów także dawały o sobie znać… Nie wspominając już o tym, że sam program planszówkowy został ogłoszony dopiero tydzień przez imprezą!
Ja na Falkonie w wolnej chwili wzięłam udział w turnieju Colorfox, ponieważ gry wcześniej nie znałam, a zazwyczaj przy takich okazjach tłumaczone są zasady. Jest to gra, w której dokładamy do kart na stole inne karty, tworząc ciągi kolorowych zapałek – dokładane kolory muszą do siebie pasować! W taki sposób dobieramy zapałki. Pod koniec gry liczymy zdobyte zestawy i kto zdobył najwięcej punktów, wygrywa. Szybka rozgrywka i przyjemna formuła pozwoliły mi cieszyć się grą. To po prostu kolejny filler, choć trochę losowy, którym warto się zainteresować.
Najlepszy i najbardziej okazały turniej zorganizowało wydawnictwo Games Factory. W walce o tytuł mistrza Star Realms zmierzyły się aż 32 osoby! A było o co walczyć: tablet o wartości tysiąca złotych, gry oraz gadżety – to wszystko przyciągnęło graczy. Nieskromnie przyznam się do tego, że pierwsze miejsce zajął… mój mąż :) Wydawnictwo chce promować grę i takich turniejów możemy spodziewać się więcej. Jak dla mnie – super!
Cube zapewnił graczom emocje dzięki premierze gry Super Gol, w której wcielamy się w piłkarzy. Mamy piękne boisko i kości do gry, które określają w jaki sposób piłka porusza się po planszy lub kiedy ją tracimy lub odzyskujemy. A wszystko to w limicie czasowym, aby bardziej poczuć adrenalinę. Jest to ciekawy tytuł, choć kompletnie losowy, ze względu na kości. Jestem jednak pewna, że młodszym fanom piłki nożnej się spodoba :)
Tempel des Schreckens to gra, którą Lucrum Games wyda pod nazwą Amazonki. To taki trochę inaczej skonstruowany Sabotażysta. Każdy ma jakąś rolę: Amazonki muszą odkryć w kartach dwie pułapki lub nie dopuścić do odnalezienia całego skarbu. Łowcy muszą natomiast cały ten skarb odnaleźć. Każdy otrzymuje odpowiednią ilość kart, ogląda je, tasuje i rozkłada przed sobą. Możemy wymieniać się swoimi informacjami, a gracz aktywny odkrywa jedną z kart innego gracza i tak po kolei. Zdecydowanie każda forma gier z elementami blefu zwraca na mnie swoją uwagę, a Amazonki nie tylko ją zwróciły, ale i nie pozwoliły o sobie zapomnieć. To fajna małą gra, którą warto mieć na półce. Czekam na wydanie!
Gorączka podziemnej mocy to kolejna już zręcznościowa gra (Falkon pod tym względem królował!), w której operujemy obiema rękoma. Mamy swoje dwie podstawowe karty, które zawierają jakiś ekwipunek. W każdej turze odkrywamy karty i łapiemy pasujący ekwipunek, musimy jednak pamiętać, że robimy to ręką, do której on pasuje (lewa karta to lewa ręka, prawa karta to prawa ręka). W taki sposób powiększamy swój oręż, zdobywając przy tym punkty zwycięstwa. Jest to kolejna zręcznościowa gra, która mi się spodobała, choć tego typu gry nie leżą w mojej planszówkowej naturze. Sprawiły to ciekawa mechanika i emocje, które grze towarzyszą. Chciałam też zagrać na stoisku Lucrum Games w Clank!, ale ze względu na problemy z autem musieliśmy imprezę opuścić szybciej i już nie zdążyłam tego zrobić. Poznałam jednak zasady i na pierwszy rzut oka wiem już, że nie jest to mój typ gry, niemniej jednak postaram się w nią zagrać na Gramy!
Tegorocznego Falkonu nie będę jakoś szczególnie wspominać, ot, zwykła impreza, która nie dała mi szczególnych emocji. Mam nadzieję, że w przyszłym roku organizatorzy poprawią swoje błędy, a ja będę cieszyć się z konwentu bardziej. Teraz czekam z niecierpliwością na festiwal Gramy, a już w szczególności na salkę Essenową, gdzie będzie można zagrać w nowości przywiezione z tych targów!
Coraz więcej gier, Święta się zbliżają. Coraz większa konkurencja, ceny spadają. Planszówki niczym macki z drugiego sezonu Stranger Things oplatają Polskę.