Z zeszłorocznego Essen przywiozłam Kingdomino – grę, która bardzo mnie oczarowała. Proste zasady, wciągająca rozgrywka i piękne wydanie sprawiły, że był to jeden z moich ulubionych przerywników w ubiegłym roku. Gra ma w sobie niesamowitą elegancję. A zatem, skoro tylko dowiedziałam się, że na tegorocznym Essen swoją premierę ma Queendomino, od razu wiedziałam, że muszę to mieć. I tak oto dziś prezentuję Wam młodszą siostrę mojego ulubionego fillerka.
Trochę nam się urosło…
Zacznę, jak zwykle, od wyglądu. Szczerze mówiąc, spodziewałam się małego pudełka, takiego jak Kingdomino w wydaniu angielskim (polskie wydanie jest nieco większe). Już sobie wyobrażałam, jak ładnie te dwie gry będą się komponować obok siebie na półce, a tu zaskoczenie! Wielkie pudło! Ale tuż po otwarciu przestałam się dziwić, bo elementów w środku jest rzeczywiście sporo.
Ja posiadam wydanie niemieckie od Pegasus Spiele, co ma swoje plusy i minusy. Plusem na pewno jest sympatyczna wieża do kafelków, której (z tego, co mi wiadomo) nie było w wydaniu angielskim od Blue Orange Games. Co prawda gadżet ten jest do niczego niepotrzebny, bo doskonale można sobie radzić bez niego, ale jak się jakąś grę wyjątkowo lubi, to takie gadżety sprawiają radochę :). Minusem natomiast jest grafika na pudełku, która została niepotrzebnie ograniczona brzydką, żółtą ramką… W wydaniu angielskim grafiki na obu pudełkach pięknie się ze sobą łączą (o właśnie tak). Cóż, w moim przypadku nie ma tego efektu. Ciekawe, jak będzie z polskim wydaniem, bo przecież nasze pudełko było w ogóle innych rozmiarów… Natomiast jeśli chodzi o wszelkie elementy wewnątrz, to tak jak w przypadku Kingdomino, wszystko jest piękne i solidnie wykonane.
Trochę nam się dojrzało…
Queendomino ogromnie mnie ciekawiło i rodziło w głowie sporo pytań. Czy to będzie odgrzewany kotlet, czy zupełnie inna gra? Czy, zgodnie z pogłoskami, będzie to takie Kingdomino dla geeków, czy wciąż prosta gra rodzinna? Czy w ogóle warto mieć obie gry? A jeśli nie, to którą lepiej zostawić na półce? Ale zanim odpowiem na te pytania, to pokrótce opowiem, jak się w to gra i czym się różni.
Niby to samo, a jednak inaczej!
Główny trzon mechaniki jest taki sam, jak w Kingdomino. Budujemy swoje królestwo, dokładając kafelki tak, aby powiększać konkretne obszary. Wybór kafelka determinuje również kolejność graczy na następną rundę. Nie będę wchodzić w szczegóły, jeśli ktoś nie zna Kingdomino, to zapraszam do recenzji: mojej, nie mojej tudzież jeszcze jednej – do wyboru do koloru :). Queendomino do tego momentu jest takie samo, ale zostało rozbudowane o kilka naprawdę interesujących rzeczy. W swojej akcji, poza dołożeniem kafelka i wybraniem nowego, mamy jeszcze 3 możliwości.
Żołnierzyki
Po pierwsze możemy zbierać podatki. Służą do tego małe, drewniane żołnierzyki, które znajdziemy w pudełku. Na początku gry każdy dostaje jednego żołnierzyka, kolejne możemy zdobyć, kupując odpowiednie budynki, ale o tym za chwilę. W swoim ruchu, po dołożeniu kafelka, mogę się zdecydować, że na jednym typie terenu z owego kafelka umieszczam swojego żołnierzyka (jednego lub dwóch). Otrzymuję wówczas tyle monet, z ilu pól ów teren jest złożony (a nawet razy dwa, jeśli umieściłam dwóch żołnierzy). A no właśnie, bo teraz oprócz zbierania punktów, zarabiamy także pieniądze. A skoro zarabiamy, to trzeba je też na coś wydawać. A wydajemy je na…
…budynki
W pudełku znajdziemy również nową planszę, na której umieszczamy budynki, a także smoka. Drugą akcją, którą możemy wykonać w swoim ruchu, jest zakup budynku. Aby go kupić, musimy oczywiście opłacić koszt podany na planszy. Budynku nie możemy przechowywać w swoich zasobach, ale od razu zbudować. A na budowę przeznaczony jest specjalny, czerwony typ terenu, którego nie było w Kingdomino. Musimy więc wcześniej pomyśleć o tym, że takie miejsce na budynek będzie nam potrzebne.
Budynki przynoszą nam różne profity. Między innymi: dają nam żołnierzy, którzy potem będą mogli zbierać podatki. Dają również wieże – ten, kto ma najwięcej wież w swoim królestwie, otrzymuje figurkę królowej. A królowa po pierwsze obniża koszt zakupu budynków, a po drugie na koniec gry możemy ją dołożyć do swojego największego terytorium i liczy się ona wówczas jako dodatkowa korona, a więc możemy urwać sporo punktów. Poza tym budynki przynoszą nam także dodatkowe punkty na koniec gry, np. za wszystkich żołnierzy w królestwie lub za wszystkie wieże, lub też za poszczególne, niepołączone typy terenów. Niektóre budynki dają punkty tak po prostu, a jeszcze inne pozwalają dostać więcej monet podczas zbierania podatku. Niektóre mają też korony, co pozwoli nam punktować za czerwone tereny. Ogólnie rzecz biorąc, budynki dają naprawdę spore pole do popisu i do kombinowania. Ale po co nam…
…smok?
Trzecia możliwa akcja do wyboru to użycie smoka. W swoim ruchu możemy zapłacić złotówkę, aby przemieścić smoka na dowolny niezakupiony jeszcze budynek. Zostaje on zniszczony przez poczwarę i wyrzucamy go z gry. A smok jest na tyle zmęczony, że musi teraz odpocząć, a więc można go użyć tylko raz na rundę. Ta akcja jest dość sytuacyjna. Nie zawsze się przydaje, ale czasami można pozbawić przeciwnika budynku, który przyniósłby mu naprawdę sporo punktów.
Gra toczy się aż do skończenia kafelków, a następnie podliczamy punkty.
Punktujemy!
Podobnie jak w Kingdomino, otrzymujemy punkty za każdy typ terenu (liczba pól razy liczba koron). Ponadto dodajemy punkty za przeróżne bonusy z budynków, które posiadamy w królestwie. Dodajemy również punkty za pieniądze – każde 3 monety to jeden punkt. Zwycięzcą zostaje oczywiście osoba, która uzbierała najwięcej punktów. Przy czym nie ma tutaj bonusów, takich jak były w Kingdomino – za kompletne królestwo lub zamek na środku.
Czym się różni?
Jak zatem widać, Queendomino zostało wcale niemało rozbudowane. Bruno Cathala dołożył nam całkiem sporo nowych elementów, a co za tym idzie – dał nam większe pole do popisu i więcej miejsca na kombinowanie. Pociągnęło to za sobą kilka zmian w stosunku do starszego brata. Po pierwsze wydłużył się nam czas gry. Kingdomino było przerywnikiem na ok. 15 minut. Teraz rozgrywka może potrwać nawet około 40. Gra wciąż jest przeznaczona dla 2–4 graczy, ale po pierwsze w dwie osoby zawsze budujemy królestwo 7×7 (w 3–4 wciąż 5×5), a po drugie, jeśli posiadamy również Kingdomino, możemy zagrać w wariant „Królewskie wesele” („Royal wedding”), czyli połączyć obie wersje gry. Dzięki temu nawet 3 lub 4 osoby możemy budować królestwo 7×7 albo zagrać nawet w 5 lub 6 osób. Instrukcja podaje również możliwość grania drużynowo w 6 lub 8 osób, ale wydaje mi się to wyjątkowo słabe, więc nawet tego nie testowałam.
Czy Queendomino mi się podoba?
Bardzo! Ja jestem tą grą urzeczona! Zachowała to, co najbardziej w Kingdomino lubiłam, ale została rozbudowana o tyle rzeczy, że teraz naprawdę jest nad czym pogłówkować. Queendomino to już nie jest zwykły filler, to już gra, którą spokojnie możemy potraktować jako danie główne planszówkowego wieczoru, rozgrywając np. dwie lub trzy partie.
Odpowiedzi nadszedł czas!
Czy w takim razie jest to Kingdomino dla graczy? W mojej opinii nie. Oczywiście, gra jest teraz bardziej złożona i nieco dłużej trzeba będzie ją tłumaczyć nowym graczom, ale to wciąż jest dość lekki tytuł. Owszem, teraz naprawdę można pogłówkować – mamy więcej decyzji, możemy układać sobie różne strategie – ale sądzę, że nie wyszliśmy z poziomu gry rodzinnej. Po prostu teraz jest ona nieco bardziej złożona. Natomiast mi to w ogóle nie przeszkadza! Nie oczekiwałam, że Queendomino będzie ciężką grą na kilka godzin… Właściwie nawet sobie tego nie wyobrażam. Jest grą średniej ciężkości, w kierunku do lekkiej, o pięknej oprawie graficznej i miłej tematyce. I właśnie taką ją lubię i cenię. Nie oszukujmy się, nawet zaawansowani gracze nie grają li tylko w ciężkie tytuły. Od czasu do czasu trzeba dla relaksu wyciągnąć coś lżejszego i Queendomino będzie idealne!
Czy Queendomino to odgrzewany kotlet? Z pewnością nie! To jest w tej grze ciekawe… niby tyle ją łączy z Kingdomino, ale gra się jednak inaczej i kombinuje dużo więcej. Całkiem inne wrażenia, bez odczucia wtórności. Naprawdę się Cathali udało.
Czy warto kupić Queendomino, mając już Kingdomino? Uważam, że tak. Po pierwsze obie gry, mimo podobieństw, są nieco różne i dostarczają nieco innych wrażeń. A po drugie, możemy je łączyć i dzięki temu grać z większą liczbą graczy albo budować większe królestwo. A ja chcę budować większe królestwo, bo to jest super – dużo więcej możliwości i dużo lepsza gra! Raz zdarzyło mi się zagrać w wariant „Królewskie wesele” i przyznam, że działa ciekawie. Trzeba jeszcze inaczej kombinować niż w samo Queendomino, bo kafelki pod budowę wychodzą rzadziej.
A jeśli już muszę kupić tylko jedną grę, to którą? Cóż, na prezent dla rodzinki z dziećmi, jako pierwsza gra w życiu – Kingdomino. Dla tych, co już w coś grali – Queendomino. Ale i tak uważam, że najlepiej mieć obie.
A czy Queendomino ma w ogóle jakieś minusy? A no moim zdaniem niewiele, ale coś się znajdzie. Na pewno nie ma już tej lekkości i elegancji Kingdomino. Poprzednia miała taką swoją klasę wypływającą właśnie z prostoty, a jednocześnie satysfakcjonującej rozgrywki. W Queendomino już tak tego nie odczuwam. Jest więcej zasad, o których trzeba pamiętać, więcej symboli, z którymi trzeba się oswoić… Ale cóż, coś za coś, nie można mieć wszystkiego. No i druga rzecz – jeśli kogoś Kingdomino nie urzekło swoją mechaniką opartą na wariacji klasycznego domina, to Queendomino raczej tego nie zmieni. Okazuje się, że ten typ gry nie wszystkich tak zachwyca, jak mnie :). Cóż, każdy ma swoje gusta i trzeba o tym pamiętać.
Podsumowując…
Queendomino to świetna gra z półki średniej ciężkości gier rodzinnych. I jako taka jest rewelacyjna. Na pewno nie każdemu aż tak przypadnie do gustu, jak mi, ale z całym przekonaniem polecam spróbować!
Plusy:
– piękne grafiki, solidne wykonanie,
– przystępne zasady, które sprawnie się tłumaczy i szybko się ich uczy,
– daje więcej przyjemnego główkowania niż Kingdomino, ale nie jest przekombinowana,
– może się spodobać każdemu – zarówno casualom, jak i zaawansowanym,
– sprawnie działa, bez zbędnych przestojów,
– nie jest odgrzewanym kotletem – wciąż warto mieć oba tytuły na półce, tym bardzie, że można je łączyć.
Minusy:
– nie ma już tej eleganckiej prostoty co Kingdomino,
– jeśli ktoś nie lubił poprzednika, to Queendomino raczej tego nie zmieni (choć w tym punkcie mogę się mylić).
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.
A czy w Queendomino można grać na zasadach z Kingdomino?
Nie do końca. Trzeba by było wyrzucić czerwone kafle, to by chyba nie miało ładu i składu…